Od dobrych kilku tygodni – ściśle mówiąc od bankructwa Amber Gold (choć podobne debaty mieliśmy już wcześniej) – politycy, publicyści i eksperci wszelakiej maści zawzięcie dyskutują, czy państwo polskie zdało w związku z całą sprawą egzamin, czy też go nie zdało. Ci, którzy twierdzą, że owszem, zdało, przypominają ostrzeżenia Komisji Nadzoru Finansowego. Niestety, żyjemy w kraju, w którym takie ostrzeganie przypomina walenie grochem o ścianę – większości ludzi przy dużych emocjach (a takie wiążą się z inwestowaniem dużych pieniędzy), wyłącza się myślenie, ba, nawet pamięć. Przykładem opisana w Głosie Pomorza historia lęborskiego biznesmena, który w ostatni czwartek okazyjnie (bo tylko za 70 tysięcy!) kupił od nieznajomych dam narodowości romskiej 2 kilogramy złota (w formie worka z obrączkami).
Rynkowa cena 2 kilogramów złotego kruszcu to, w zależności od próby, pomiędzy 200 a 360 tysięcy złotych. Wszystko wskazuje jednak na to, iż mężczyzna sądził, że Cyganki działają charytatywnie (albo że złoto kradzione). Niestety, obrączki okazały się być z tombaku (żółty stop miedzi z cynkiem), a nieszczere kontrahentki natychmiast po transakcji zapadły się pod ziemię. Biednemu inwestorowi nie pozostaje dziś nic innego, niż pójść w ślady ofiar Amber Gold i domagać się zwrotu zainwestowanych w szemrany biznes środków od Skarbu Państwa, który w porę nie ostrzegł go przed mówiącymi po rosyjsku Cygankami o złotych zębach.
Przez ostatni miesiąc wszystkie serwisy medialne w Polsce przeżywają w kółko aferę Amber Gold. Przy okazji, zdawałoby się, tłuką ludziom do głów, że nie należy być naraz chciwym i naiwnym, i dawać pieniędzy obcym, którzy obiecują złote góry. Jeżeli taki miesiąc nic nie zmienił w postępowaniu kolejnych „inwestorów”, nie oszukujmy się: nic z tego, co realnie mogło zrobić nasze państwo (konstytucja, niestety, zakazuje stawiania pod siedzibami parabanków wojska i policji oraz strzelania do tych którzy próbują tam zanieść swoje pieniądze) nie odstraszyłoby ludzi przez podarowaniem swoich pieniędzy Marcinowi P. i tym, co za nim stali. Podobnie jak wcześniej nic nie było (i do dziś nie jest!) w stanie odstraszyć inteligentnych podobno ludzi od ładowania pieniędzy w piramidy finansowe (bez względu na to, czy ich właściciele nazywają się Madoff, czy Grobelny), uzależnionych od hazardu od wchodzenia do kasyn, a pobożnych babć od wysyłania emerytur Ojcu Dyrektorowi.
Powiedzmy sobie szczerze: gdy naprawdę chcesz stracić pieniądze, zawsze dopniesz swego. A jeśli nie pomoże ci w tym wielokrotnie skazywany za oszustwa parabankier z Gdańska (bo go akurat posadzono na czas debat w Sejmie), zawsze pozostaje ci ksiądz z Torunia lub Romka z Lęborka.