Brytyjska Izba Gmin uchwaliła właśnie otwarcie małżeństwa dla par tej samej płci, tymczasem we Francji jakiś histeryk (tudzież historyk) zastrzelił się w katedrze Notre Dame w proteście przeciw legalizacji małżeństw jednopłciowych nad Sekwaną (jedyna jak dotąd reforma, która wyszła francuskim socjalistom). Gorąco popieram taką formę protestu: czy reszta prawicowych wariatów nie mogłaby pójść w ślady Monsieura Vennera?
A swoją drogą, gdyby zachowania tego typu upowszechniły się po prawej stronie sceny politycznej, kto wie, czy nie doczekalibyśmy się w Polsce związków partnerskich… Przegłosowanych oczywiście nie po to, by komukolwiek ułatwić życie (tego Platforma Obywatelska za darmo nie robi), tylko aby Tusk mógł sobie popatrzeć, jak się Gowin z Kaczyńskim wysadzają na Jasnej Górze.
I tak oto, żeby pozbyć się przeciwników wystarczy sprowokować ich do protestu. Sami się wykończą. 😉
Zastanawiam się nad jednym. Dlaczego małżeństwa homo są takie istotne? Dlaczego komukolwiek zależy na ujęciu związku dwojga dorosłych ludzi w ramy prawne? O co w tym chodzi?
Nie mam nic do tego co dorośli ludzie robią ze sobą w łóżku ale po co mieszać to z małżeństwem? Dla ulg podatkowych? Moim zdaniem ulgi dla małżeństw powinny zniknąć. Jeśli jakiekolwiek ulgi to na dziecko (a nie na małżeństwo z dzieckiem albo samotnego rodzica z dzieckiem, bo jak w przypadku polskich przedszkoli powoduje to wynaturzenia).
Rola małżeństwa jest obecnie marginalna (pomijając wspomniane powyżej idiotyczne rozwiązania podatkowe). A tu nagle „postępowe” fragmenty społeczeństwa podkreślają jego wagę i chcą, żeby kwitło.
Więcej pytań, niż odpowiedzi, ale po prostu jestem głupi.
Spieszę odpowiedzieć (bo akurat mi zależy): po pierwsze, kwestie czysto pragmatyczne (podatki, dziedziczenie), czyli dostęp do przywilejów zarezerwowanych do tej pory dla heteroseksualistów; po drugie subiektywne poczucie, że nie jest się obywatelem 2. kategorii, wyrażane w całkowitym zrównaniu praw (i dlatego często walczą o to także samotni geje i lesbijki). Niby mała rzecz, a cieszy.
Inna sprawa, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego mniej postępowe fragmenty społeczeństwa tak sprzeciwiają się małżeństwom jednopłciowym? Że homoseksualizm to grzech wg Biblii? Ależ jedzenie owoców morza również, a nikt ich jakoś w Polsce nie zakazuje.
Też nie wiem dlaczego mniej postępowe części się sprzeciwiają. Do mnie (nie wiem czy jestem postępowy, „postępowy”, wsteczny czy wszeteczny).argument równości nie przemawia. Na tej samej zasadzie związek homo nie może mieć (sam z siebie) dzieci, a związek trzech lub więcej osób nie nazywa się małżeństwem. Poczucie bycia obywatelem drugiej kategorii można też mieć z powodu niemożności posiadania dzieci. Ale się jest w zamian wyjątkowym 🙂
To jak z tymi dwoma spojrzeniami na szklankę. Mam wrażenie, że zwolennicy praw homo, podobnie jak feministki, przyjmują a priori tezę o niższości.
Małżeństwo to specyficzna unia mająca (generalnie) na celu wzbudzenie potomstwa.
Co do podatków – zgadzam się, że to nierówność i jej nie rozumiem i mi przeszkadza. Ale rozszerzanie małżeństwa z tego powodu? Bądźmy poważni. Lepiej naprawić podatki.
Dziedziczenie? Łatwiej podpisać papier u notariusza niż załatwiać „małżeństwo” tylko w tym celu.
Biblijnego komentarza nie dotknę. Nie moja para kaloszy. Sam grzeszę i bardzo to lubię.
Spróbuj na to spojrzeć jako liberał/libertyn.
Na tej samej zasadzie związek homo nie może mieć (sam z siebie) dzieci, a związek trzech lub więcej osób nie nazywa się małżeństwem.
Tylko że są z tym argumentem 2 problemy:
1. Małżeństwa hetero, które nie mają potomstwa (coraz liczniejsze w Polsce, sam znam ich niemało), nie tylko dlatego, ze nie chcą, ale tez dlatego, że nie mogą. Nikt jakoś nie zabrania zawarcia związku 70-latkowi z 80-latką, mimo że nie ma siły, by metodami naturalnymi coś spłodzili.
2. Związki gejów i (zwłaszcza) lesbijek, w których wychowuje się dzieci. I to bynajmniej nie poczęte jakimiś nienaturalnymi metodami (pozyskanie spermy dla kobiety nie jest współcześnie wielkim wyzwaniem, większość lesbijek chcących mieć dziecko łatwo sobie z tym radzi). Skoro pozwalamy parom hetero wychowywać dzieci, które mogą nie być naturalnym potomstwem jednego partnerów (gdy drugi jest bezpłodny) i dalej nazywać się małżeństwem, czemu zabraniamy tego dwom lesbijkom?
Co do umów notarialnych, przypomnę, ze w Polsce mamy dziedziczenie ustawowe i jak rodzina (nawet taka, która przez lata ze zmarłym nie utrzymywała kontaktu) się postara, zawsze wywalczy sobie przynajmniej zachowek. Jak trafi na mniej lubiącego gejów czy lesbijki sędziego, to i testament obali.
1. Dlatego napisałem generalnie. Dalej nie przekonałeś mnie, że dowolna konfiguracja powinna móc nazywać się małżeństwem.
Anyway moim zdaniem państwo nie powinno się też wtrącać do tych różnopłciowych. Zostawmy to związkom wyznaniowym. Państwo powinno zaoferować neutralną śwatopoglądowo instytucję unii (jeśli już) ułatwiającą i pakującą w jedno wszystkie formalności spadkowo/szpitalno/whatever.
2. A niech wychowują. Na osiedlu mieszka dwóch brytyjskich gejów z dzieckiem. Chodzą na spacery, żyją jak każdy i nic komukolwiek do tego. Co najwyżej nie powinno być możliwości adopcji dla par homo, ale co do tego nie jestem 100% przekonany. To tak bardziej biorąc pod uwagę parę głośnych wynaturzeń. Argument ten, jakkolwiek, można łatwo zbić wynaturzeniami w parach hetero.
a związek trzech lub więcej osób nie nazywa się małżeństwem.
Przypomnę, że jest na świecie przynajmniej 45 krajów, gdzie związek trzech lub więcej osób może nazywać się małżeństwem (vide: http://en.wikipedia.org/wiki/Legal_status_of_polygamy ) Żaden z nich nie dopuszcza jednak małżeństw jednopłciowych, z kolei żaden z 15 krajów, który zalegalizował małżeństwa homo, nie dopuszcza poligamii.
Państwo powinno zaoferować neutralną śwatopoglądowo instytucję unii (jeśli już) ułatwiającą i pakującą w jedno wszystkie formalności
Taka instytucja już jest, nazywa się małżeństwem. Rozumiem, że dla wielu praktyczniej tworzyć nową instytucję od początku, niż dopuścić do starej 2 proc. dodatkowych par obywateli?
Mówimy o naszych realiach. Ani poligamia ani związki homo nie kojarzą mi się z małżeństwem, ale jak wspomniałem, jestem wszeteczny.
To chyba jednak nie jest argument. Mi też małżeństwa nie kojarzą się np. z Kaczyńskim czy Niesiołowskim, ale nie znaczy, żebym chciał im zakazać ich zawierania. Poza tym, kwestia skojarzeń może być śliska: jeśli wpisać w Google News hasło „marriage”, okaże się, że 90 proc. świeżych informacji dotyczy dziś „gay marriage”.
Jak trafi na mniej lubiącego gejów czy lesbijki sędziego, to i testament obali.
I znów, podobnie jak z podatkami, problem nie w nazewnictwie związku tylko tym razem z sądownictwem.
Taka instytucja już jest, nazywa się małżeństwem. Rozumiem, że dla wielu praktyczniej tworzyć nową instytucję od początku, niż dopuścić do starej 2 proc. dodatkowych par obywateli?
Problem w tym, że obecnie małżeństwo nie jest neutralne światopoglądowo. Dlatego zaproponowałem przesunięce go do sfery światopoglądowo-religijnej.
Powołujesz się na podpowiedzi Googla. Ale to nie Google wybiera rządzących w Polsce. A tych wielu, którzy nie chcą dopuścić to obawiam się większość.
Nie lepiej znaleźć rozwiązanie, które ma szanse zadziałać?
No dobrze, jednak po zastanowieniu dotknę biblii. Kto zakazuje w Polsce homoseksualizmu? Nie kojarze żadnego prawa (i w Polsce, w odróżnieniu od wielu europejskich i nie tylko krajów nigdy go nie było) zakazującego homo.
I lepiej nie drążyć małżeństw bo prawewem reakcji godsons, korzystając z demokratycznej większości, takie prawo wprowadzą.
Sorry za nieścisłość. Nie chodziło mi o zakaz homoseksualizmu (którego rzeczywiście nie ma), tylko o zakaz zawierania małżeństw jednopłciowych, który akurat jest. I ci, co popierają jego utrzymanie, najczęściej podpierają się właśnie swoimi świętymi księgami.
Grzeje Cie czym się podpierają? Dla kontrastu Palikot może podeprze się de Sade i też będzie wesoło.
Argument zupełnie ad personam, zresztą Palikot to nie moja bajka.
Źle w takim razie odebrałeś. Nie sugeruję, że Palikto to Twoja bajka. Po prostu jakie to ma znaczenie, czym się podpierają? Obchodzi Cię to? Dla mnie to nie jest autorytet (ani Biblia, ani de Sade ani nawet Palikto) więc mnie nie obchodzi.