Brytyjczycy wybrali. Zdecydowali, że będą narodem wolnym. Na razie wolnym od raka piersi, raka jajników i mukowiscydozy, w przyszłości być może jednak wolnym od jakichkolwiek niedoskonałości. Wszystko za sprawą Brytyjskiego Urzędu ds. Embriologii i Płodności Człowieka, który zezwolił właśnie przyszłym rodzicom korzystającym z metody in vitro na selekcję embrionów. Selekcja polegać ma na porównywaniu DNA przyszłych dzieci i wszczepianiu do macicy tylko tych zarodków, u których nie wystąpią geny wskazujące na wysokie ryzyko zachorowania w wieku dojrzałym na nowotwór.

W Polsce raban i święte oburzenie, choćby (jak donosi papierowe wydanie Gazety Wyborczej) w wykonaniu prof. Jana Lubińskiego z Pomorskiej Akademii Medycznej: Ryzyko, że [osoby z wadliwymi genami BRCA1 i BRCA2, o których lokalizację i eliminację w pierwszej kolejności szło Brytyjczykom] zachorują na raka piersi lub jajnika, można jednak zmniejszyć z 80 nawet do 10 procent (…). Jak? Nie stosując hormonów antykoncepcyjnych do trzydziestki, a stosując je później, jak najdłużej karmiąc piersią, usuwając profilaktycznie jajniki i jajowody po 35 roku życia, podając leki – wymienia prof. Lubiński.

Rozumiem, iż w kraju, w którym zwalcza się badania prenatalne (bardzo słusznie, gdyż perspektywa urodzenia potworka lub zejścia w trakcie porodu może niektóre kobiety skłaniać do aborcji – lepiej więc niech o żadnym ryzyku nie wiedzą), może budzić zgorszenie fakt, że rozwydrzeni Brytole nie chcą mieć córek, które młodość spędzą w abstynencji lub w stresie, a po trzydziestce zostaną wykastrowane. Dlatego nie dziwi mnie utyskiwanie na bezduszność naukowców i cywilizację śmierci, które dziś przy okazji zewsząd się rozlegało. Dziwi za to argumentacja naszych „autorytetów” (także medycznych), nie tylko jak najdalsza od meritum czy logiki, ale i nasycona emocjami do granic wytrzymałości.

Dr Katarzyna Kozioł z Kliniki Leczenia Niepłodności „Novum” uderza na przykład w to, co Polakom najdroższe: Czy mamy prawo podejmować decyzję, kto z powodu obciążeń genetycznych nie pojawi się na świecie? Mogę podać choćby przykład Chopina chorego na mukowiscydozę. W świetle dzisiejszych decyzji mógłby się wcale nie narodzić, bo miał złe geny i chorobę, która skróciła mu życie.

Zapomina widocznie pani Katarzyna, że pewnego dnia będziemy mogli dobierać sobie genotyp przyszłych dzieci nie tylko ze względu na podatność na choroby, ale też z uwagi na wzrost, kolor oczu, skłonność do depresji czy nawet poziom inteligencji i rodzaj talentu. W tym momencie argument doktor Kozioł straci sens, nic nie będzie bowiem stało na przeszkodzie stworzeniu człowieka wolnego od mukowiscydozy ze zdolnościami Chopina, jeśli tylko znajdą się amatorzy takiego zestawu.

Dziś to wszystko oczywiście science fiction. Talent czy inteligencja to efekty interakcji wielu różnych genów. Tymczasem na razie potrafimy zidentyfikować przede wszystkim geny kodujące pojedyncze białka i wciąż nie mamy pojęcia, jak te białka lub ich brak bezpośrednio przekładają się na skomplikowaną strukturę naszych właściwości. Wiemy co najwyżej, że z takim a nie innym genem łączy się upośledzenie działania jakiegoś organu lub większa podatność na jakąś chorobę. Nasza wiedza w dziedzinie genomu stale jednak się rozszerza, pewne więc, że kiedyś stanie się możliwe wpływanie na wszelkie cechy tworzonych w warunkach laboratoryjnych zarodków. Zapewne też natychmiast znajdą się chętni, by z tego skorzystać (któż nie chciałby mieć potomka przystojnego czy inteligentnego?), także w Polsce. Jeżeli manipulacje na materiale genetycznym będą wtedy w naszym kraju zakazane (na co wszystko wskazuje, zważywszy, że Jarosław przebąkuje o starcie w wyborach prezydenckich w 2015), ludzie – jak zwykle w takich sytuacjach – będą obchodzić prawo, choćby lecąc na zabieg na Wyspy. Chyba, że jacyś nasi zdążą i tam zbudować katolicki kalifat…

33 komentarze

  1. Przeprowadziismy ze znajomymi wielce obszerna dyskusje na ten temat. Motywem najczesciej sie przewijajacym (i to w wypowiedziach ateistow – podkreslam, gdyby ktos mial ochote obdarzac ich epitetem moherow) bylo:
    LUDZIE MUSZA NA COS UMIERAC.
    Natura selekcjonuje osobniki do przezycia za pomoca chorob. Zbyt daleka ingerencja w nature doprowadza do stworzenia spoleczenstwa zyjacego zbyt dlugo. Ogromne pieniadze inwestuje sie w to, by jak najbardziej przedluzyc ludzkie zycie, zeby czlowiek mogl, po przejsciu na emeryture, cieszyc sie nia (i kolejnymi nakladami pieniedzy) przez nastepne kilkadziesiat lat. Jesli zatem musimy eksperymentowac przy wydluzaniu ludzkiego zycia, stajemy przed koniecznoscia eksperymentowania przy systemie ludzkiej pracy. Chcemy zyc i nie chorowac – musimy za to placic. Praca do osiemdziesiatki przynajmniej, jak sadze.

    j_u
  2. Ja uważam – i to całkiem serio – że w ogóle w dzisiejszym świecie można znieść dla pokolenia, które w tym momencie wchodzi na rynek pracy, składki emerytalne i emerytury. Jeśli jesteśmy wystarczajaco operatywni, sami powinniśmy zadbać o to, by na starość mieć pieniadze. Inaczej dojdziemy do absurdalnej sytuacji, że bedzie sie pracować 40 lat, a potem przez 60 lat pobierac emeryturę o wysokości drugiej pensji. Nie jest nieprawdopodobne, ze za pół wieku ludzie bedą umierać średnio w wieku 125 lat, wiec to logiczna perspektywa. I kto za to zapłaci? Przecież nawet imigranci nie wyrobią!

    lalamidoroz
  3. Nie tylko u nas paranoja na punkcie in vitro. W Ameryce można wyleciec z pracy za urodzenie tak poczętego dziecka: abcnews.go.com/GMA/story?id=1949131

    literaturoznawczyni
  4. „Zapomina widocznie pani Katarzyna, że pewnego dnia będziemy mogli dobierać sobie genotyp przyszłych dzieci nie tylko ze względu na podatność na choroby, ale też z uwagi na wzrost, kolor oczu, skłonność do depresji czy nawet poziom inteligencji i rodzaj talentu. W tym momencie argument doktor Kozioł straci sens, nic nie będzie bowiem stało na przeszkodzie stworzeniu człowieka wolnego od mukowiscydozy ze zdolnościami Chopina, jeśli tylko znajdą się amatorzy takiego zestawu.”

    jest to naprawde troche przerazajace ze sa ludzie ktorym sie wydaje ze im wolno 'stwarzac’…. o tyle dobrze ze jeszcze nam do tego bardzo daleko… narazie tylko screenujemy…

    ciekawi mnie czy jest to tylko kwestja wlasnych kompleksow, czy tez zle zrozumiana troska o zdrowie przyszlego pokolenia…

    autor jako patrzacy daleko w swietlana przyszlosc, powinien zdawac sobie sprawe z tego ze wlasnie te przez nas 'stworzone’ kreaturki moga (a z mojego punktu widzenia napewno to zrobia) nam kiedys wystawic rachunek za ingerencje w ich byt w formie pienieznej lub gorzej np. eutanazji… co jezeli stworca bedzie uwazal ze nie czas by odchodzic… na pewno sumienie stworkow nie zawiedzie

    Gość: krzysio28, cpe000f3d5e00f1-cm014090203294.cpe.net.cable.rogers.com
  5. Trafiłam tu przez przypadek i to co przeczytałam bardzo mnie zaniepokoiło ! Jak mozna myslec tak płytko i jednowymiarowo !? Ale, przeczytałam też komentarze – i to mnie uspokoiło: nie brakuje wsród nas ludzi rozsądnych ! Pozdrawiam

    Gość: , acs130.neoplus.adsl.tpnet.pl
  6. To samo o „kreaturkach” pisali 25 lat temu ludzie zaniepokojeni tym, że dzieci w ogóle mogą być tworzone „poza ustrojem kobiety. Minęło trochę czasu, pierwsze dzieci dorosły i okazały się absolutnie normalnymi, niczym nie wyróżniającymi się ludźmi. Dziś w krajach takich jak Dania dzięki zapłodnieniu pozaustrojowemu na świat przychodzi 4 proc. dzieci i nikt poza Kościołem katolickim i garścią sekt szat z tego powodu nie rozrywa.

    Nie rozumiem doprawdy, dlaczego wśród niektórych mieniących się inteligentymi ludzi w Polsce wciąż dominuje mentalność typu: choć – jak wykazują badania – coś nikomu nie szkodzi, warto to zakazać (zwalczać, leczyć), bo na pewno pewnego dnia zaszkodzi (casus żywności modyfikowanej genetycznie) lub choćby dlatego, że Kościół katolicki ma tu jakoweś obiekcje (casus homoseksualizmu). Ludzie, weźcie się w garść i pomyślcie: co dokładnie będzie ZŁEGO w tym, że rodzice będą mieli zdrowsze czy inteligentniejsze dzieci?

  7. To samo o „kreaturkach” pisali 25 lat temu ludzie zaniepokojeni tym, że dzieci w ogóle mogą być tworzone „poza ustrojem kobiety. Minęło trochę czasu, pierwsze dzieci dorosły i okazały się absolutnie normalnymi, niczym nie wyróżniającymi się ludźmi. Dziś w krajach takich jak Dania dzięki zapłodnieniu pozaustrojowemu na świat przychodzi 4 proc. dzieci i nikt poza Kościołem katolickim i garścią sekt szat z tego powodu nie rozrywa.

    Nie rozumiem doprawdy, dlaczego wśród niektórych mieniących się inteligentymi ludzi w Polsce wciąż dominuje mentalność typu: choć – jak wykazują badania – coś nikomu nie szkodzi, warto to zakazać (zwalczać, leczyć), bo na pewno pewnego dnia zaszkodzi (casus żywności modyfikowanej genetycznie) lub choćby dlatego, że Kościół katolicki ma tu jakoweś obiekcje (casus homoseksualizmu). Ludzie, weźcie się w garść i pomyślcie: co dokładnie będzie ZŁEGO w tym, że rodzice będą mieli zdrowsze czy inteligentniejsze dzieci?

    tomek.lysakowski
  8. Pozwole sobie zacytowac swojego kolege z forum. Linka do zrodla niestety podac nie moge, bo forum jest ukryte.

    „Też uważam, że jeśli ktoś płodzi dzieci chore genetycznie to znaczy,
    że natura z jakiegoś ważnego powodu chce się pozbyć jego genów. Mieszanie w
    genach i o zgrozo! szukanie genu starzenia się i umierania by go „usunąć” jest
    koszmarem wybiegającym dalej niż się Huxleyowi śniło.
    Nikt nikomu nie obiecywał, że jego dzieci będą piękne, zdrowe i bogate. teraz
    zaczyna powstawać fabryka własnie takich.
    Ale spokojnie, natura coś wymyśli. Na pewno coś skutecznego (bezpłodność,
    nadumieralność lub debilizm). Wierzę w naturę.”

    j_u
  9. Nie mylmy tutaj ingerencji polegających np. na wszepianiu ludziom jakichś genów lub modyfikowaniu genów, które juz posiadają (by np. im się dłużej żyło), z ingerencjami polegającymi po prostu na wybieraniu z tych „naturalnie” (czyli przez połączenie jajeczka i plemnika) powstałych zarodków tego najlepszego. Taka selekcja przecież istnieje w samej naturze, tyle że zwykle jest bardziej rozciągnięta w czasie. Nawet zwie się doborem naturalnym.

  10. Nie mylmy tutaj ingerencji polegających np. na wszepianiu ludziom jakichś genów lub modyfikowaniu genów, które juz posiadają (by np. im się dłużej żyło), z ingerencjami polegającymi po prostu na wybieraniu z tych „naturalnie” (czyli przez połączenie jajeczka i plemnika) powstałych zarodków tego najlepszego. Taka selekcja przecież istnieje w samej naturze, tyle że zwykle jest bardziej rozciągnięta w czasie. Nawet zwie się doborem naturalnym.

    tomek.lysakowski
  11. Rozumiem jeszcze selekcję zdrowotną, tj. w przypadku ciężkich, śmiertelnych schorzeń. Rozumiem i popieram badania prenatalne, które mogą wykryć je na wczesnym etapie rozwoju. Ok, wiąże się z tym pewien dylemat moralny, ale dylemat do rozwiązania we własnym zakresie, a nie w zakresie prawa.
    Niemniej jednak muszę przyznać, że selekcja zarodków idąca krok dalej, wychodząca ponad naprawdę istotne problemy zdrowotne, trochę mnie przeraża. Decydowanie przez rodziców o takich cechach przyszłego dziecka, jak płeć, inteligencja, zdolności, usposobienie, wydaje mi się przejawem niedojrzałości intelektualnej i emocjonalnej. Poza tym przecież człowiek to nie tylko geny, to też wszystkie warunki społeczne, które go nieustannie kształtują. Dość ponurą wizją jest tworzenie człowieka jak programu komputerowego prowadzące do powstania społeczeństwa klonów, ludzi-bez-skazy, w którym nawet osoba mająca zwykły katar automatycznie poddana będzie wykluczeniu.
    Gwoli ścisłości, nie jestem też przekonana do genetycznie modyfikowanej żywności. To znaczy, niech by ona sobie nawet była, ale niech to będzie jawne; chcę mieć świadomość, kiedy takową mogę kupić, żeby móc z tego zrezygnować. Każdy ma takie prawo, tymczasem często dostęp do takich informacji jest ograniczony.

    saraja
  12. szczerze mówiąc dobrze jest określić granice. Ale niech to nie będzie na litość boską klatka. W cofaniu się prześcigniemy niedługo wszystkich.
    Już trudności z wykonywaniem badań prenatalnych są dla mnie kuriozalne i szkodliwe

    joe255
  13. „Już trudności z wykonywaniem badań prenatalnych są dla mnie kuriozalne i szkodliwe”
    To jest oczywiscie racja.
    Ja zreszta tez bez wiekszego przekonania bronie prawa natury do eliminowania nas. W odniesieniu do siebie i swoich dzieci – z pewnoscia skorzystalabym z kazdej formy zapewnienia sobie zdrowego potomstwa. W skali ogolnoludzkiej moze to zmierzac w jakims niezbyt dobrym kierunku. Ale mnie w sumie to wisi, nie czuje sie emocjonalnie ani intelektualnie zaangazowana w ten spor.

    j_u
  14. „Talent czy inteligencja to efekty interakcji wielu różnych genów.”

    oł maj got! chyba coś spłaszczyłeś te pojęcia. czy celowo ominąłeś ecydujące czynniki środowiskowe?

    Gość: , drq12.neoplus.adsl.tpnet.pl
  15. Nie rozumiem czemu się tak tym ludzie podniecają. Jakoś ja się cieszę, że ludzie będą mieli zdrowe dzieci bez skłonności zapadania na raka. Zauważcie jedną rzecz, dobór naturany niezbyt się interesuje ludźmi w średnim wieku, którzy odchowali potomstwo, a wtedy statystycznie bardzo zwiększa się zapadalność na raka. Dlatego same się te geny naturalnie nie wyeliminują z populacji. Uważam, że to bardzo dobrze, że Brytyjczycy myślą o zdrowiu przyszłych pokoleń.

    „Kościół katolicki ma tu jakoweś obiekcje”
    Nie tylko katolicki, ogólnie kościoły chrześciańskie nastawione są antyrozwojowo w prawie każdej dziedzinie życia i to chyba od początków swojego istnienia. Bierze się to między innymi z podejścia do życia typu cokolwiek się stanie w przyszłości będzie to wola boża i nie mnie ją zmieniać. Ktoś umarł – wola boża, zachorował – to samo. Kościół Katolicki co by o nim nie mówić ma jeszcze w miarę cywilizowane podejście do nauki, inaczej niż niektóre kościoły protestanckie. Uznaje np teorię ewolucji (mało który wierny o tym wie). Nie zachęca ludzi raczej do modlitwy ZAMIAST udania się do lekarza, a z takiego USA o takich przypadkach słyszy się dość często.
    Zastanawiją mnie głosy etyków wypowiadające się w sprawie zabijania nadmiarowych embrionów przy zapłodnieniu in vitro. Embrion to zbitek kilku komórek nie ma świadomości swego istnienia, dlaczego płaczą po embrionach a nie po milionach plemników i komórek jajowych, które też umierają bez możliwości dalszego życia? Jeśli z iluś tam milionów gamet może powstać teoretycznie miliony ludzi a powstaje jedno, dwójka czy kilkoro dzieci to chyba jest straszna tragedia z ponktu widzenia etyki? Bo jeśli nie to nie widzę powodu, żeby dalej zdawać się na przypadek zamiast wyboru zarodka, który ma szansę być zdrowszym, mądrzejszym czy piękniejszym od innych. Dlaczego mamy dawać własnym dzieciom gorszą przyszłość niż mogłyby mieć? Nawet przy głupich inwestycjach kapitałowych nie zdajemy się na przypadek, tylko szczegółowo badamy najlepsze opcje, to samo robimy przy wyborze samochodu, mieszkania i innych sprzętów. A przecież nasze potomstwo jest nieporównywalnie ważniejsze od tych czysto materialnych rzeczy.

    Gość: marvin, chello084010243135.chello.pl
  16. drq12: czekam zatem na wskazanie badań, w których udowodniono, że da się środowiskowo wywoływać w dzieciach talent lub podwyższać inteligencję. Jak nie wskażesz, będę „spłaszczał” dalej.

    tomek.lysakowski
  17. drq12: i bynajmniej nie chodzi mi o doświadczenia typu „zamykamy małe dziecko na 3 lata w komórce, po czym wypuszczamy i odkrywamy, że dzieciak jest umysłowo opóźniony”. Nie od dziś wiadomo o tym, że deprywacja bodźców jest w stanie zmniejszyć inteligencję, tak jak brak fortepianu w domu może przeszkodzić w ujawnieniu się talentu na miarę Chopina czy Mozarta. Tylko że sam talent musi wcześniej istnieć w formie odpowiedniej sekwencji DNA, która sprawi, że w mózgu będą mogły powstać odpowiednie połączenia neuronów. Podobnie z inteligencją i językiem. Choć BRAK lub niedobór bodźców stymulujących ich rozwój w krytycznym momencie może człowieka upośledzić na resztę życia, NADMIAR tychże bodźców bynajmniej nie sprawia, że język i inteligencja rozwijają się lepiej. Z pustego bowiem, jak mawiali starożytni, i Salomon nie naleje.

  18. drq12: i bynajmniej nie chodzi mi o doświadczenia typu „zamykamy małe dziecko na 3 lata w komórce, po czym wypuszczamy i odkrywamy, że dzieciak jest umysłowo opóźniony”. Nie od dziś wiadomo o tym, że deprywacja bodźców jest w stanie zmniejszyć inteligencję, tak jak brak fortepianu w domu może przeszkodzić w ujawnieniu się talentu na miarę Chopina czy Mozarta. Tylko że sam talent musi wcześniej istnieć w formie odpowiedniej sekwencji DNA, która sprawi, że w mózgu będą mogły powstać odpowiednie połączenia neuronów. Podobnie z inteligencją i językiem. Choć BRAK lub niedobór bodźców stymulujących ich rozwój w krytycznym momencie może człowieka upośledzić na resztę życia, NADMIAR tychże bodźców bynajmniej nie sprawia, że język i inteligencja rozwijają się lepiej. Z pustego bowiem, jak mawiali starożytni, i Salomon nie naleje.

    tomek.lysakowski
  19. Marvin, lepiej bym tego wszystkiego, coś napisał, nie ujął.
    Wypromowany przez katolickich etyków termin „zabijanie embrionów” jest o tyle kuriozalny, że, po pierwsze, trudno mówić o zabiciu czegoś, co w żaden sposób jeszcze nie jest zdolne do samodzielnego życia, a po drugie, takie embriony najczęściej idą do laboratoriów, gdzie np. powstają z nich linie komórek macierzystych. Nie bardzo mi się to mieści w definicji śmierci.

    Przyznaję, przeoczyłem część Kościołów protestanckich (część, bo są w Europie zachodniej, ba, nawet w Stanach, wspólnoty protestanckie przyjaźnie nastawione do medycyny, genetyki, in vitro czy antykoncepcji), jednak życie w Polsce sprawia, że to katolicyzm jako pierwszy przychodzi w takich sytuacjach do głowy. Umiarkowanych katolików za owo skrzywienie przepraszam.

    Jeśli zaś chodzi o płacz po embrionach i plemnikach, to – o ile się nie mylę – masturbacja wciąż według nauk Kościoła jest grzechem, podobnie jak antykoncepcja (a przynajmniej te jej rodzaje, które faktycznie zmniejszają ryzyko zajśćia w ciążę). Nie jest więc tak, że etycy katoliccy (a i zapewne niektórzy protestanccy) o nasze gamety zupełnie nie dbają…

  20. Marvin, lepiej bym tego wszystkiego, coś napisał, nie ujął.
    Wypromowany przez katolickich etyków termin „zabijanie embrionów” jest o tyle kuriozalny, że, po pierwsze, trudno mówić o zabiciu czegoś, co w żaden sposób jeszcze nie jest zdolne do samodzielnego życia, a po drugie, takie embriony najczęściej idą do laboratoriów, gdzie np. powstają z nich linie komórek macierzystych. Nie bardzo mi się to mieści w definicji śmierci.

    Przyznaję, przeoczyłem część Kościołów protestanckich (część, bo są w Europie zachodniej, ba, nawet w Stanach, wspólnoty protestanckie przyjaźnie nastawione do medycyny, genetyki, in vitro czy antykoncepcji), jednak życie w Polsce sprawia, że to katolicyzm jako pierwszy przychodzi w takich sytuacjach do głowy. Umiarkowanych katolików za owo skrzywienie przepraszam.

    Jeśli zaś chodzi o płacz po embrionach i plemnikach, to – o ile się nie mylę – masturbacja wciąż według nauk Kościoła jest grzechem, podobnie jak antykoncepcja (a przynajmniej te jej rodzaje, które faktycznie zmniejszają ryzyko zajśćia w ciążę). Nie jest więc tak, że etycy katoliccy (a i zapewne niektórzy protestanccy) o nasze gamety zupełnie nie dbają…

    tomek.lysakowski
  21. > Jeśli zaś chodzi o płacz po embrionach i plemnikach,
    > to – o ile się nie mylę – masturbacja wciąż według
    > nauk Kościoła jest grzechem,

    One giną i tak, czy się ktoś masturbuje czy nie. Czas życia plemnika wynosi około 75 dni. Ale wtedy giną w sposób naturalny czyli „z bożej woli” więc etyków kościelnych to nie interesuje.

    > jednak życie w Polsce sprawia, że to katolicyzm jako
    > pierwszy przychodzi w takich sytuacjach do głowy

    Fakt, faktem że mamy katolicką większość, i co by nie mówić myślę, że to lepiej niż gdybyśmy mieli ultrakonserwatywnych protestantów. Przerabialibyśmy w szkołach za jakieś pół roku teorię inteligentnego projektu, albo wrecz teorię młodej ziemi. A w stanach są co parę miesięcy procesy z tego powodu. Słyszałem, o przypadkach gdzie studenci biologii po raz pierwszy się dowiadują, że Bóg nie stworzył ziemi 6 tysięcy lat temu w ciągu sześciu dni.
    Ciekawe, że środowiska silnie religijne, dużo energii wkładają w stopowanie rozwoju nauki i negowanie jej osiagnięć. Ale to w zasadzie mają uzasadnione historycznie, wszak Bóg branił dostępu do wiedzy a szatan ją udostępnił.

    Gość: marvin, 83.238.103.11*
  22. Ale przecież cały czas się mówi o wpływie środowiskowym. Zwłaszcza w wieku dojrzewania ma to ogromne znaczenie. Talent i inteligencję trzeba rozwijać, a jeżeli zabraknie do tego motywów, to chyba niewielki z naturalnych zdolności pożytek; bardzo wiele zależy od grupy rówieśniczej, w której dorastający człowiek się znajdzie, gdyż najprawdopodobniej będzie mu zależało na akceptacji i tworzeniu wspólnoty, więc dostosuje się (czasem zaniży, czasem zawyży) do jej poziomu. Nie można oczywiście z całą pewnością stwierdzić, że czynniki środowiskowe są dominujące, ale nie można też tego samego powiedzieć na pewno o biologicznych. Generalnie otwartym jest spór o to, czy człowiek jest zdeterminowany genetycznie czy kulturowo, oraz gdzie i czy w ogóle jest pomiędzy tym pasemko wolnej woli. Mnie osobiście bliżej jest do przekonania, że człowiek jednak jest przede wszystkim sumą warunków społecznych.

    Poza tym ta selekcja to dla mnie kwestia nie do końca obojętna etycznie. Nie chodzi mi nawet o zabijanie embrionów, bo już za o wiele gorsze zjawisko od tego uważam masowe mordowanie zwierząt. Chodzi mi o to, że obawiam się, iż taka selekcja, dzielenie na równych i równiejszych, prędko przeniosłaby się w skrajnej formie na narodzonych ludzi tworzących społeczeństwo. Ci chorzy, mniej zdolni, mniej inteligentni, podlegaliby wykluczeniu na skalę o wiele większą niż teraz.
    Przy okazji odbiera to częściowo radość z rodzicielstwa, bo dziecko staje się czymś w rodzaju zaprogramowanej zabawki, nie można odkrywać jego nowych cech, zaskakiwać się.

    saraja
  23. >Z pustego bowiem, jak mawiali starożytni, i Salomon nie naleje.

    Nie zminia to faktu, że z predysponowanego do geniuszu dziecka może się wychować debil, a z wiele mniej obdarzonego „dobrymi genami” może wyrosnąć całkiem mądry człowiek. Mamy więc ładną interakcję a nie jeden decydujący czynnik.

    Gość: , dsf54.neoplus.adsl.tpnet.pl
  24. >Ale przecież cały czas się mówi o wpływie
    >środowiskowym. Zwłaszcza w wieku dojrzewania ma
    >to ogromne znaczenie.

    Tak, to by było proste gdyby przy zapewnieniu idealnych warunków rozwoju, otrzymywalibyśmy idealnych ludzi. Jednak każdy mózg jest trochę inny i inaczej reaguje na bodźce zewnętrzne. Statystycznie oczywiście masz rację. A praktycznie każdy zna dwoje rodzeństwa chowanych w identycznych warunkach, które różni się od siebie jak dzień od nocy, prawda? A czy geny mają też w tym swój udział? Są naukowcy, którzy sądzą, że mają, przyszłość pokaże czy badania to potwierdzą. Trzeba by przeprowadzić badania genetyczne na masową skalę, a do tego nam daleko. Jak narazie jedynym krajem, który przeprowadził badania genetyczne chyba na większości społeczeństwa jest Islandia.
    Grupa rówieśnicza ma faktycznie decydujący wpływ na rozwój w pewnym wieku i badania tego dowodzą, jednak nie determinuje ona potencjału jednostki, a tylko (czy aż) go ujawnia lub ukrywa.

    >Generalnie otwartym jest spór o to, czy człowiek
    >jest zdeterminowany genetycznie czy kulturowo, oraz
    >gdzie i czy w ogóle jest pomiędzy tym pasemko wolnej
    >woli

    Och, z pewnością jest – człowiek jest jedynym zwierzęciem, które potrafi wznieść się ponad nasze genetyczne i kulturowe uwarunkowania i to jest bardzo optymistyczne. (Chociaż z drugiej strony rzadko to robi.)

    >Ci chorzy, mniej zdolni, mniej inteligentni,
    >podlegaliby wykluczeniu na skalę o wiele większą niż
    >teraz.
    Czyli jak w filmie Gattaca, jesli nie masz dobrych genów, dobrej roboty nie dostaniesz. Zauważ, że w zasadzie już to mamy, pracodawcy obserwują nasz fenotyp, czyli wynik pracy genów i sprawdzają jakie doświadczenia mieliśmy w przeszłości. Robią testy psychologiczne itp. Nie widzę w jaki sposób dodatkowe badania genetyczne miałyby coś zmienić. Ale zdaża się, że ludzie ułomni w jednej dziedzinie są nieprzeciętnie utalentowani w drugiej.
    A co się tyczy chorób, to przy rozwoju medycyny przeżywalność ludzi się zwiększyła, również tych ze słabymi genami i jeśli mieli dzieci wadliwe geny poszły dalej w populację. Na wyeliminowanie ich teraz już tylko takie metody pomogą, a ile się zaoszczędzi cierpienia? Moim zdaniem to bardzo humanitarne.

    >Przy okazji odbiera to częściowo radość z
    >rodzicielstwa, bo dziecko staje się czymś w rodzaju
    >zaprogramowanej zabawki, nie można odkrywać jego
    >nowych cech, zaskakiwać się.

    Nie, bez przesady do programowania całego genomu to jeszcze mamy daleko. Może taka kwestia się pojawi za klikadziesiąt lat. Ale na razie mówimy o wyborze zarodka z tych, które są genetycznymi dziećmi swoich rodziców. Czyli możnaby co najwyżej wybierać z puli genów przekazanej przez rodziców zarodkom.

    Gość: marvin, chello084010243135.chello.pl
  25. „Wypromowany przez katolickich etyków termin „zabijanie embrionów” jest o tyle kuriozalny, że, po pierwsze, trudno mówić o zabiciu czegoś, co w żaden sposób jeszcze nie jest zdolne do samodzielnego życia, a po drugie, takie embriony najczęściej idą do laboratoriów, gdzie np. powstają z nich linie komórek macierzystych. Nie bardzo mi się to mieści w definicji śmierci.”

    Przeczytaj jeszcze raz co napisałeś. Śmierć jest możliwa wtedy, gdy jest życie, tak? Czy samodzielność jest konieczna do życia? Czy to co z tym życiem inni robią zmienia fakt czy jest to życie czy nie?

    Gość: , abrz169.neoplus.adsl.tpnet.pl
  26. Zwykły karp ma w sobie równie dużo życia i znacznie więcej świadomości, niż jednodniowy ludzki embrion. Dlaczego Kościół nie protestuje przeciw zabijaniu i zjadaniu karpi na Wigilię?
    I nie mówcie mi, że to dlatego, że z zarodka rozwinie się człowiek, skoro się nie rozwinie, jeśli nie wszczepimy go kobiecie. A takie wszczepianie przecież Kościół też potępia…

  27. Zwykły karp ma w sobie równie dużo życia i znacznie więcej świadomości, niż jednodniowy ludzki embrion. Dlaczego Kościół nie protestuje przeciw zabijaniu i zjadaniu karpi na Wigilię?
    I nie mówcie mi, że to dlatego, że z zarodka rozwinie się człowiek, skoro się nie rozwinie, jeśli nie wszczepimy go kobiecie. A takie wszczepianie przecież Kościół też potępia…

    tomek.lysakowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *