Żyjemy w kulturze śmierci. W Polsce trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza że termin wymyślił aktualny papież, a wypromował poprzedni. Samo określenie – dokładnie w brzmieniu „cywilizacja śmierci” – ma w tym ujęciu odzwierciedlać stosunek ludzi nie tyle do życia i śmierci w ogóle, ile do własnej wolności i seksualności. Według Kościoła na cywilizację śmierci składają się m.in.: aborcja, eutanazja, antykoncepcja, zapłodnienie in vitro (!), badania prenatalne, badania na komórkach macierzystych, klonowanie, promiskuityzm, homoseksualizm, biseksualizm, transseksualizm oraz pedofilia. Kościół głosi wprost, że zjawiska te – jeśli pozwolić im na istnienie – doprowadzą człowieka do zagłady w sensie biologicznym.

Na pierwszy rzut oka nie widać w tym rozumowaniu jakiegoś szczególnego braku logiki. Zdrowy rozsądek podpowiada, że tam, gdzie mężczyźni będą zakładać prezerwatywy, kobiety przerywać ciąże i wcinać pigułki, a homoseksualiści chodzić po świecie i promować homoseksualizm (zamiast skwierczeć na stosach), dzieci będzie rodzić się coraz mniej, aż w końcu za jakieś 50 tysięcy lat gatunek wyginie. Niestety, z tak rozumianym zdrowym rozsądkiem w sprzeczności stoją fakty: ostatnimi czasy mimo rozpowszechnienia aborcji, antykoncepcji i (gdzieniegdzie) eutanazji, mimo wzrastającej tolerancji dla alternatywnych zachowań seksualnych, wreszcie mimo rozwoju bioinżynierii liczba ludzi na ziemi nie tylko nie maleje, ale wręcz wzrasta w tempie miliarda na ćwierćwiecze. Gdzie się zatem pomylili Nieomylni?

Ano niemal wszędzie, gdyż do trafnego przewidzenia, jak rozwój nauki czy zmiany w zachowaniach seksualnych wpłyną na trendy demograficzne, potrzeba wiedzy, której żyjący w celibacie, posunięty w latach teolog może nie posiadać. Mężczyźni, którzy zakładają prezerwatywy, w znakomitej większości nie kończą bezdzietnie, gumka bowiem nie kastruje i kiedy zechce się mieć dziecko, można ją zdjąć, tak jak – w przypadku kobiety – można odstawić pigułkę. Orientacji seksualnej promować się nie da, inaczej w takiej Polsce heteroseksualni byliby już wszyscy poza widzami programów o operze; poza tym samo bycie gejem czy lesbijką nie przeszkadza spłodzeniu potomka. Rozwój biologii i medycyny umożliwia nam dłuższe życie, co sprawia, że pokolenia nie muszą już się tak szybko odnawiać, maleje zatem nacisk na wczesne rozmnażanie się za wszelką cenę. Prawda, że przeciętna kobieta rodzi dziś w życiu jedno lub dwoje dzieci, podczas gdy dwieście lat temu rodziła piętnastkę – jednak postęp medyczny, edukacja i poprawa warunków bytowych niemal wyeliminowały śmiertelność niemowląt, śmiertelność, która kiedyś dochodziła do 90 procent. I tak dalej.

Zdanie „Otacza nas cywilizacja śmierci” możemy zaklasyfikować bądź jako fałszywe w świetle podanych powyżej faktów, bądź jako niefalsyfikowalne w sensie popperowskim, jego autorzy nie wskazują nam bowiem, jaki eksperyment pozwoliłby wykazać, że jest ono nieprawdziwe. Jedyną sytuacją, w której sformułowanie o cywilizacji lub kulturze śmierci mogłoby zostać uznane za prawdziwe, byłoby rozbicie terminu na wyraz określający i wyraz określany, przyporządkowanie im desygnatów i sprawdzenie, czy takie złożenie obiektów daje się zaobserwować. Wtedy jednak stwierdzenie, że wokół nas kultura śmierci, okazuje się truizmem: śmierć pojawia się pod każdą szerokością geograficzną, zatem występuje w każdej kulturze, przez co każda kultura jest kulturą śmierci, tedy jest nią i nasza kultura.

Co ciekawe, w tym literalnym rozumieniu mało kto tkwi w kulturze śmierci tak głęboko, jak my, katolicy. Dziś, w Wielki Piątek, rozpamiętujemy makabryczną śmierć założyciela naszej religii. Z tej okazji dumamy nad kruchością i przemijalnością ludzkiego istnienia oraz oglądamy filmy, w których ludzie biczują się i przybijają do krzyży lub – jeśli mieszkamy na Filipinach – sami się biczujemy i krzyżujemy. Kilka dni temu przeżywaliśmy rocznicę śmierci Największego Polaka, trochę żałując, że to już tylko cień tego, co działo się przed rokiem, że tak niewiele zostało z narodowego uniesienia, które widać tylko tamta śmierć była nam w stanie zapewnić. Śmierć nami wstrząsa, śmierć gwarantuje oglądalność, śmierć daje wiarę i poczucie wspólnoty – po prostu nas otacza. Także w kościelnej retoryce nie mogło jej zabraknąć.

19 komentarzy

  1. Z calym szacunkiem: wiecej kontracepcji i aborcji prowadzi do mniejszej liczby dzieci. I tak sie dzieje w Europie. W krajach gdzie kultura smierci jeszcze nie ma takiego wplywu (np. kraje islamskie), ciagle rodzi sie duzo dzieci. Na razie beda wymierac tylko te cywilizacje ktore wyznaja i stosuja kulture smierci (np. cywilizacja europejska).

    Gość
  2. Nie zgadzam się.
    Po pierwsze, nazwanie europejskiej kulturą życia w przeciwieństwie do kultury islamu to żywy absurd. Jeśli Islam to kultura życia, to ja dziękuję za takie życie.
    Po drugie, w krajach europejskich rodzi się niewiele dzieci, ale w krajach katolickich, ba, bardzo mocno tradycyjnych, z zakazaną aborcją i tępioną antykoncepcją rodzi się NAJMNIEJ. Z kolei w Stanach, gdzie każdy może sobie co chce abortować, przyrost naturalny jest dość spory. Jakoś mi to nie pasuje do wizji papieży.

    Gość: qqq, pe53.bielsko.cvx.ppp.tpnet.pl
  3. Kiedy pisałem o krajach katolickich i tradycyjnych, chodziło mi oczywiście o Polskę i Irlandię. Nie wiem, jaki jest status aborcji w Hiszpanii czy Włoszech, o ile sie orientuję, z przyrostem nie jest tam najlepiej.
    I proszę nie argumentować, że za przyrost w Holandii czy Wielkiej Brytanii odpowiadają imigranci z krajów „kultury życia”, bo w krajach „kultury śmierci” od takich nowinek jak alkohol, prostytucja, promiskuityzm i antykoncepcja muzułmańscy czy hinduscy emigranci nie trzymają się z daleka.

    Gość: , pe53.bielsko.cvx.ppp.tpnet.pl
  4. Kilka uwag… tekst, na ktory powoluje sie TL (ten o 90% smiertelnosci dzieci) niestety jest nierzetelny juz od pierwszego akapitu – zaczyna sie od kosciola katolickiego i plynnie przechodzi do smiertelnosci noworodkow w Anglii. Smiertelnosc dzieci nie miala w Krolestwie Brytyjskim nic wspolnego z kosciolem katolickim. Jest tam jeszcze kilka kwiatkow ale to dla zapalencow.
    Nie ma dowodow na to, ze w krajach katolickich rodzi sie najmniej dzieci. Irlandia (nie mylic z Polska) ma jeden z najwyzszych przyrostow naturalnych w Europie i jednoczesnie jeden z najwyzszych wskaznikow samobojstw wsrod mlodych mezczyzn. Dziwne? Nie. W Irlandii kazda kobieta moze pozwolic sobie na dziecko. Stac i ja i jej partnera. A jak tatus sie ulotni to tez ja stac. Kosciol katolicki dawno stracil wplywy i powazanie (odsylam do FERNS Report).
    W Europie dzieci rodza sie w duzych ilosciach tam gdzie kobiety maja dogodne warunki do noszenia ciazy i wychowywania dzieci (Skandynawia, Irlandia, Francja itd). W Polsce dzietnosc spada i spadac bedzie, az seks i rodzenie dzieci znowu stana sie prywatna sprawa kobiet i mezczyzn i polityczny taniec brzucha zostanie zakonczony. Islam to zupelnie inna para kaloszy.
    A poza tym zgadzam sie z Tomkiem (wybacz poufalosc – SWPS to moja alma mater). Freud (zaraz na mnie skoczycie, ze wariat i sie nie liczy) mowi o dwoch silach. Jedna, Eros, pragnie zycia i dazy do stworzenia, poczecia. Druga, Thanatos, do destrukcji i smierci. Sztuka jest znalezienie drogi miedzy nimi. A teraz ide do siebie dalej wywazac otwarte drzwi 😉

    zosia761
  5. Na wspomniany tekst powołałem się nie w kwestii roli Kościoła katolickiego (tekst był faktycznie o Wyspach Brytyjskich), tylko w kwestii śmiertelności niemowląt w czasach poprzedzających gwałtowny rozwój medycyny, jakiego doswiadczamy od niecałych dwustu lat. W tym wypadku nie sądziłem, by między Anglią a resztą Europy zachodziły jakieś drastyczne różnice w statystykach.

    Poza tym miło wiedzieć, że ktoś z SWPS tu zagląda 🙂 Serdecznie pozdrawiam!

  6. Facetowskie podejście: pigułek nie można wcinać w nieskończoność, a jeśli chcę równocześnie spełnić dwa warunki: mieć zdrowe dzieci z wybranym partnerem oraz osiągnąć status materialny, który pozwoli mi dzieci wychować i nie będzie to główne zmartwienie mojego życia, to okienko reprodukcyjne robi się cokolwiek wąskie. Co gorsza, żądanie, by posiadanie dzieci było prywatną sprawą dwojga ludzi, sprowadza się w praktyce do tego, że problemem rodziców jest ponoszenie wysokich wydatków związanych z potrzebami dzieci. Czy TL wie, ile kosztuje opiekunka, przedszkole itp? Nie, żeby mi było tęskno do czasów słusznie minionych, ale mam wrażenie, że i współcześnie rozkład akcentów nie jest doskonały (i to pozwala mi nawet zgadzać się z niektórymi wypowiedziami Anny Sobeckiej o rodzinie, ha ha).

    Może by tak podatek od luksusu nieposiadania dzieci…

    scarlettohara
  7. Hmmm… a gdzie jest granica między „prywatnością” a „publicznością” w płodzeniu, rodzeniu i wychowywaniu dzieci? Katalog spornych obszarów nie ogranicza się przecież tylko do kosztów opiekunek i przedszkoli. Kwestia dopuszczalności aborcji, refundacji środków antykoncepcyjnych, możliwości adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, wpływu rodziców na edukację szkolną (wychowanie seksualne, ale też i teoria ewolucji – no to ostatnie to wprawdzie nie w Polsce – 'jeszcze’ nie?) też są takimi obszarami.

    Dodajmy do tego ulgi podatkowe zależne od liczby dzieci, a może też i ich 'stanu’? – a więc nie tylko 'ilość’, ale i 'jakość’ – jak taką 'jakość’ mierzyć? Suma wzrostu, wagi z odpowiednią wagą i średniej ocen w publicznej szkole, podzielona przez liczbę chorób? A jak dziecko urodzi się w gausowskim ogonie? Nawet jeśli oboje rodzice mają glanc geny? To wtedy rekompensaty? Ale kto miałby je komu płacić? Państwo rodzicom, czy może rodzice państwu? Dla mnie to nie jest oczywiste.

    A może zamiast układów K+M pozwólmy na układy np. KKMM – jedna kobieta robi doktorat, druga rodzi dzieci, jeden facet zarabia kasę jako menadżer wysokiego szczebla, a drugi jest bodygardem pozostałej trójki? A cała czwórka wychowuje wspólne dzieci? Ja tam uprzedzony nie jestem. Oczywiście układ KKMM to tylko ukłon w stronę tradycjonalistów. Dalsze modyfikacje – aptuju.

    A może model K w domu i M w pracy? XIX wiek (pod warunkiem, że urodziłeś się/urodziłaś się w porządnej, mieszczańskiej rodzinie) – czemu nie, niektórzy tak lubią.

    A już na koniec – niusik z dzisiejszej chyba GW – fińskie matki karcące fińskie tabloidy – wchodzimy na fantastyczne pod względem możliwości dywagacji pole konfliktu wartości tradycyjnych (rodzina, dzieci itd) z nowinkami w stylu wolność słowa, druku.

    A Ty byś chciał/chciała tylko tanich niań… Nie ma lekko… BTW: a gdzie są babcie?

    tuje
  8. Wyjaśnij mi, droga Scarlett, dlaczego domagasz się, by inni sponsorowali Twoim genom – jeśli te w końcu zdecydują się rozmnożyć – całą tę imprezę, bo doprawdy nie rozumiem. Nie bił Ci do tej pory z oczu syndrom osobowości roszczeniowej…

    tomek.lysakowski
  9. Oh, ja niczego nie żądam, tylko sobie głośno – jeśli brać pod uwagę stukanie w klawisze długimi paznokciami – myślę, na marginesie rozważań o „kulturze śmierci”. I martwi mnie to, że posiadanie dzieci wydaje mi się traktowane jako albo szalenie kosztowne hobby wyższych klas albo przypadłość pariasów. Przeciw temu, troszkę na użytek polemiczny przejaskrawionemu stanowisku, wiele kościołów występuje (popieram), niestety okropnie często w sposób obskurancki (nie popieram).

    Z drugiej strony, niezależnie od ogólnych dywagacji, moje dzieci będą przedmiotem decyzji w moim związku, do pewnego stopnia niezależnie od klimatu ogólnego, wolałabym jednak, aby działo się to w bardziej niż mniej przyjaznej społecznie atmosferze, np. żeby ojciec dzieci mógł sobie odpocząć od rozwrzeszczanej rodziny w sezonie polowań na łosie, żeby nie szukać daleko.

    Chyba nie liczba nowo narodzonych jest problemem, ale to, że posiadanie dzieci wydaje się kłócić z możliwością realizacji innych ważnych celów życiowych i – popatrzcie po swoich znajomych, TL i tuje – wielu mądrych, fantastycznie wartościowych ludzi rezygnuje/opóźnia.

    A babcie to są tanie nianie,
    Nianie tanie niesłychanie,
    Nianie tanie że aż strach
    I je zaproszę pod swój dach,
    Lecz wcale nie dla ich niskiej ceny,
    Ale że własne lepiej niańczą geny. O!

    scarlettohara
  10. No co, no co, no co, no co ja Ci zrobiłem

    Cóż ci to ja uczynilem oprócz dzieciątka
    prócz tej pamiątki przemiłej po naszych piątkach
    wielbilem Twoje ciało
    robiłem Ci kakao
    brudziłem raczej mało
    pukałem zanim wlazłem
    nie brałem gdy znalazłem
    nie szafowałem masłem

    O, o!

    tuje
  11. Dlaczego teolog nie może się znać na tych sprawach? Proszę o konkretny dowód a nie wyśmianie.

    Częściowo zgadzam się, że antykoncepcja nie zmniejsza dzietności. Niektóre metody mogą wywołać niepłodność.

    Błąd, że pokolenia nie muszą się odnawiać – muszą tak jak dawniej. (Pomyśl o tym dokładnie

    Homoseksualiści zawsze byli i będą jednak nie należy tego propagować. Skąd ta pewność, że propagowanie nie zmienia orientacji?

    Najbardziej wzruszył mnie ostatni akapit. Dowodzi, że nic nie wiesz na temat wielkopiątkowych wydarzeń. Przestudiuj dokładnie katechizm i dowiesz się, że nie
    chodzi tu o zabicie człowieka.

    Poza tym śmierć jest naturalnie związana z ludzką egzystencją, więc argumentacja kultury śmierci na podstawie jej obecności jest co najmniej śmieszna. Śmierć zawsze była i będzie. Proponuję douczyć się co to jest kultura śmierci.

    I tyle. Teraz mnie zjadą i wyzwą od moherów, ale rozczaruję was – nie słucham RM.

    Gość: Johny, absx32.neoplus.adsl.tpnet.pl
  12. W katolickiej Polsce, gdzie niedopuszczalna jest aborcja stopień „reprodukcji” czy inaczej dzietnośc na małżeństwo wynosi 1.2. W libertyńskiej Francji, gdzie aborcja jest dopuszczalna + pigułki wczesno-poronne itd, itp. dzietnośc wynosi 1.7, a w Szwecji, gdzie juz całkiem Sodoma i Gomora (wolość dla homo itd, itp.), dzietnośc wynosi 1.9 Dodam, że w tych dwoch krajach znaczna procent par, to konkubinaty !!! a nie formalne małżenstwa.

    Anonimus
  13. Johny:
    1. W programach studiów teologicznych, z tego, co się orientuję, nie ma psychologii ewolucyjnej, podstaw genetyki, czy kosmologii, a na pewno nie było w czasie, kiedy kształcili sie teologowie, którzy dziś nadają ton, np. Ratzinger.
    2. Nie pisałem, że pokolenia w ogóle nie muszą się odnawiać, tylko że nie muszą już tego robić z szybkością jedno dziecko na jedną kobietę rocznie.
    3. Napisałem, że propagowanie prawdopodobnie nie zmienia orientacji, dlatego, że brak potwierdzonych empirycznie dowodów. Gdyby zresztą nagle zaczęło zmieniać, nacisk na przejście na heteroseksualizm jest w Polsce tak duży, że prawdopodobnie już po tygodniu nie byłoby w kraju ani jednego geja.
    4. Z tego, jak piszesz o tym, że homoseksualizmu „nie należy propagować”, wnoszę, że masz coś przeciw samemu zjawisku. Dlaczego? Czy jakiś homoseksualista zrobił Ci kiedyś coś złego?
    5. W Wielkim Piątku nie chodzi o zabicie człowieka (gdyby tak było, co dzień byłby Wielki Piątek, bo w każdy dzień w roku jest rocznica zamordowania kogośtam), tylko o śmierć Boga, który zresztą po kilku dniach się odrodził. Fakt, że teologia rozpatruje to trochę inaczej i można mnie tu zagiąć, jednak znacznie ciekawsze od podań chrześcijańskich wydawały mi się w dzieciństwie mitologie grecka i skandynawska, przez co zaniedbywałem lektury Ojców Kościoła.
    6. Definiowanie kultury śmierci przez obecność śmierci w kulturze jest wcale nie mniej śmieszne, niż łamańce logiczne, które czynią właśnie teologowie, by powiązać dawanie życia metodą in vitro z tym antypatycznym pojęciem.
    7. Nikt nie twierdzi, że słuchasz Radia Maryja. Jasno wszak widać, że orientujesz się w tym, co piszesz i zdolny jesteś do refleksji i dyskusji nad tym, w co wierzysz, o co nie posądzałbym słuchaczy Ojca Tadeusza.

  14. No widze że odpisałeś. Pozwolisz, że również w punktach:

    1. Wiedza teologów nie musi się ograniczać do tego co wynieśli z seminarium. Ponadto mogą współpracować z innymi naukowcami.
    2.Pokolenia muszą się odnawiać stale bo inaczej przejdziemy w strukturę wiekową społeczeństwa wymierającego. Co to oznacza? Np. większe składki na ZUS Nie mówiąc o spadku liczby urodzeń później.
    3. Przechodzisz gładko i dość chaotycznie od faktów do „ja sądzę” i często wprowadzasz w błąd. Ja myślę, że propagowanie homoseksualizmu może zwiększyć liczbę gejów. Zarzucisz mi nieprawdę? ;]
    4. Żaden homoseksualista nic mi złego nie zrobił. Nie mam nic przeciwko homoseksualizmowi tak jak nie mam nic przeciwko grypie. To są po prostu patologie, choroby (homoseksualizm usunięto z listy chorób psychicznych poprzez głosowanie – naukowa metoda?) Promowanie ich może (nie musi) być szkodliwe dla społeczeństwa.
    5. Radzę postudiować trochę Biblię. Wiem że to niemodne ale można sie dużo dowiedzieć.
    6. Widze że posłużyłeś się hiperbolą w artykule (czy jak to zwać). Nie znam sie na in vitro, ale chętnie przeczytałbym ów wywód logiczny teologów. Chyba go znasz?
    7. No tu już szczyt wszystkiego. Nie znam słuchaczy RM więc się o nich nie wypowiadam. Twoja wypowiedź jest co najmniej nietolerancyjna. Skucha.

    Gość: Johny, abrz169.neoplus.adsl.tpnet.pl
  15. Johny:

    >Ponadto [teologowie] mogą współpracować z innymi naukowcami.

    …To mi jeszcze powiedz, co w ramach współpracy mogą zaproponować fizykom lub biologom…

    >Pokolenia muszą się odnawiać stale bo inaczej przejdziemy w strukturę wiekową społeczeństwa wymierającego. Co to oznacza? Np. większe składki na ZUS Nie mówiąc o spadku liczby urodzeń później.

    …Perspektywą kilkudziesięciu lat bym się tu nie martwił. W razie czego się doklonujemy. Nie widzę problemu.

    >Ja myślę, że propagowanie homoseksualizmu może zwiększyć liczbę gejów. Zarzucisz mi nieprawdę? ;]

    …Nie. Szczerze wierzę, że tak myślisz.
    Pewnie nawet masz rację. Prawdopodobnie są osoby, które dzięki takiemu propagowaniu zaakceptują swą orientację i wyjdą z szafy. Genów im jednak żadna promocja nie zmieni. Przynajmniej naukowych dowodów na to nie ma. Ale może są jakieś teologiczne…

    Poza tym, gdyby nawet zmieniała taka promocja jakichś zatwardziałych heteroseksualistów w przegięte ciotki, nadal nie widzę problemu. Nikt nie zakazuje heteroseksualistom propagować heteroseksualizmu, to dlaczego miałoby to działać w drugą stronę. Bycie gejem lub lesbijką nie czyni z człowieka automatycznie złodzieja, mordercy, wampira czy pedofila.

    >Nie mam nic przeciwko homoseksualizmowi tak jak nie mam nic przeciwko grypie.

    …Akurat przeciw grypie coś powinieneś mieć. Chyba że lubisz gorączkę…

    >homoseksualizm usunięto z listy chorób psychicznych poprzez głosowanie – naukowa metoda?

    …A jak się tam znalazł? Nie w ten sam sposób? Czy może ktoś go wpisał bez pytania innych o zdanie?

    >Radzę postudiować trochę Biblię. Wiem że to niemodne ale można sie dużo dowiedzieć.

    …Tę radę wziąłem sobie do serca. Owoc moich studiów na Biblią tutaj: lysakowski.blox.pl/2006/05/B.html

    >Nie znam sie na in vitro, ale chętnie przeczytałbym ów wywód logiczny teologów. Chyba go znasz?

    …Znam. Poczytaj i sam doceń: http://www.vatican.va/roman_curia/pontifical_academies/acdlife/index.htm

    >Nie znam słuchaczy RM więc się o nich nie wypowiadam. Twoja wypowiedź jest co najmniej nietolerancyjna

    …A ja znam paru, niestety. Nietolerancją byłoby, gdybym im czegokolwiek zakazywał. Tymczasem tylko pochylam się z troską…

    Sorry za późną odpowiedź. Zapracowanie…

  16. Panie Tomaszu,
    Sorry ale wogóle pan nie wyczuł co oznacza pojecie „cywilizacja śmierći” – to wcale nie znaczy tyle samo co „kultura zgonów i zejść” , zaś biologiczny aspekt to tylko namiastka.

    Czlowiek zaczyna dzialac wbrew sobie, rodzi się nienawiść, brak miłości. Negatywne zjawiska zaczynaja byc nazywane pozytywnymi. Mówienie o wartościach zaczyna byc „narzucaniem swoich racji”, natomiast buntowanie się przeciwko złu jest widziane jako nietolerancja. Dorosli przestają wierzyc w cokolwiek ich zycie kreci sie wogól materialnych potrzeb nie ma czasu na rodzine, wychowanie dzieci – grunt to wyksztalcenie, dac dzieciom „start” na zycie. Natomiast dzieci dorastaja bez milosci rodziców, maja niby wszystko ale oparcia w rodzinie zadnego. Szukaja go w zrzeszeniach, subkulturach z błahą ideologią. KÓŁKO SIĘ zamyka. Kazdy jest egoistą, zalepiającym swoja czarną dziure w sercu błahostkami. Brak miłości, brak wiary, cynizm, wyrachowanie, nienawiść, niewrażliwośc na krzywde. Taki jest sens „kultury smierci”. Bo smierc to nie tylko zgon (zmiejszenie liczby urodzen), ale tez stan w którym czlowiek nie widzi juz sensu w swoim zyciu. Zewszad kradzieze, morderstwa i gwałty”. Stan w którym jest na skraju desperacji / depresji / myśli o samobójstwie. Wiekszosc ludzi na swiecie juz uwaza ze to normalne bo „takie jest zycie”. I na tym polega ich trwanie w „smierci” – to co jest złe jest normalne i naturalne.
    „No bo przeciez innego zycia niz takie popie… nie ma, prawda?” (to oczywiscie ironia)

    Gość: Udziar, 243-b.sm-rozstaje.pl
  17. wiesz koleś, walnąłeś ten tekst chyba tylko po to by inni wbijali na Twoją stronke i liczba odwiedzin się zwiększała… no pewnie ze się z Tobą nie zgadzam. nie bede pisał dlaczego bo mi sie nie chce, a i tak nikt tego pewnie nie przeczyta. najlepiej skasuj tą stronke i nie rób nam obciachu

    Gość: czas.0222, aeqy139.neoplus.adsl.tpnet.pl

Skomentuj Tomasz Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *