Środowiska opiniotwórcze przyzwyczaiły nas do myśli, że nadwrażliwe uczucia religijne to polska specjalność, podczas gdy na Zachodzie media liberalne mogą do woli pokazywać Kościół i jego dogmaty w nie najlepszym świetle i nie niepokoi ich z tego powodu żadna Kruk z Krajowej Rady. Mit ma jednak niewiele wspólnego z rzeczywistością, i to nie tylko w rządzonych przez konserwatystów Stanach Zjednoczonych, ale i w arcyliberalnych Niemczech.

W USA grupom religijnym udało się w styczniu zmusić sieć NBC do zdjęcia z anteny serialu „Księga Daniela”, opowiadającego o życiu pastora, którego żona pije za dużo, syn woli chłopców, a córka obraca marihuaną. Co ciekawe, amerykańskich „chrześcijan” oburzały nie tyle rodzinne perypetie głównego bohatera, ile jego rozmowy z Jezusem, który w serialu przedstawiony był jako tolerancyjny liberał, co wystarczyło, by część fundamentalistów uznała film za świętokradztwo. Nieco później, bo na początku kwietnia, grupy religijne grożąc bojkotem próbowały wymusić na największej amerykańskiej sieci handlowej Wal-Mart wycofanie z półek DVD z filmem „Brokeback Mountain”, mimo że w obrazie w ogóle nie pojawiają się wątki religijne. Nic jednak nie może się równać z tym, do czego aktualnie przygotowują się amerykańscy fundamentaliści: na maj przewidziano premierę „Kodu Leonarda da Vinci”, filmu obwołanego największym w historii atakiem na chrześcijaństwo. Przeciw filmowi protestuje nawet amerykańskie stowarzyszenie albinosów, już wkrótce zatem przed kinami za oceanem nieźle zaiskrzy.

Z kolei za Odrą episkopat wytoczył ostatnio wojnę kreskówce. Serial, którego emisję zapowiedziała MTV, traktuje o papieżu i jego dworze, co swego czasu wystarczyło, by został – po protestach katolików – zdjęty z ekranów równie liberalnego (i w dodatku nominalnie anglikańskiego) Zjednoczonego Królestwa. Faktem pozostaje, że twórcy kreskówki nie grzeszyli ani inteligencją, ani dobrym smakiem, jednak niemiecka MTV głupsze i mniej smaczne rzeczy już puszczała (pamięta ktoś tryskających pomysłami masochistów z tasiemcowego Jackassa?) i nikt się specjalnie nie oburzał. A teraz w obronie dobrego imienia Kościoła występuje sam premier Bawarii…

Skąd w nas ta uniwersalna skłonność do obrony innych przed kontaktem z treściami, które nam się nie podobają? Dlaczego cenzura istnieje we wszystkich kulturach? Jak w rzeczywistości działa? Będziemy o tym rozmawiać w dzisiejszym odcinku Małpiego rozumu (Teamradio, 20:30). Zapraszam do dyskusji.

18 komentarzy

  1. Tako rzecze Lesio Miller dziennikarzowi Wprost:

    „W 1999 r. brałem udział w operacji ratunkowej związanej z „golenią” prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Po przylocie z Katynia i Charkowa w mroku alejek Ogrodu Saskiego przekonywałem Zygmunta Solorza i Piotra Nurowskiego, aby Polsat nie emitował zdjęć zataczającego się prezydenta. (…) W końcu uzyskałem deklarację, że jeśli inne stacje nie podejmą tematu, Polsat też tego nie uczyni. Inni wysłannicy prezydenta przynieśli podobne ustalenia.”

    Ryszardowi Bugajowi przypisuje się zaś (skądinąd całkiem słusznie) autorstwo takiego zdania:

    „Dramat dla wolności słowa zaczyna się nie wtedy, gdy jedne media jakąś sprawę nagłaśniają, inne zaś ją przemilczają, lecz wtedy, gdy zdecydowana większość mediów to samo nagłaśnia i to samo przemilcza”

    Ciągotki cenzuralne mają i fundamentaliści chrześcijańscy, i fundamentaliści katoliccy, i oświeceni 'oświeceni’ z „erupejskimi frazesami na ustach” i demokraci z najbardziej opiniotwórczych dzienników w tej części galaktyki.

    Zaraza cenzury (instytucjonalne, towarzyskiej, religijnej itp.) na takie drobnostki jak wyznanie, poglądy polityczne, poglądy gospodarcze, status społeczny i materialny zdaje się kompletnie nie zważać.

    tuje
  2. Oczywiście, jak jeden z czytelników zwrócił mi uwagę w liście, problem cenzury dotyczy nie tylko Kościoła czy środowisk konserwatywnych.
    Cenzura postępowa pewnie wcale nie jest rzadsza, jednak nieźle się kamufluje, w przeciwieństwie do tej reakcyjnej.
    Więcej o cenzurze postępowej:
    kataryna.blox.pl/2006/03/Cenzura-autocenzura-i-hipokryzja.html

  3. Oczywiście, jak jeden z czytelników zwrócił mi uwagę w liście, problem cenzury dotyczy nie tylko Kościoła czy środowisk konserwatywnych.
    Cenzura postępowa pewnie wcale nie jest rzadsza, jednak nieźle się kamufluje, w przeciwieństwie do tej reakcyjnej.
    Więcej o cenzurze postępowej:
    kataryna.blox.pl/2006/03/Cenzura-autocenzura-i-hipokryzja.html

    tomek.lysakowski
  4. Tuje:
    Zgadzam się, że ciągotki do cenzurowania mają wszyscy, bez względu na opcję światopoglądową. Pamiętajmy jednak, że też jesteśmy ludźmi, pytanie zatem, czy dysponując odpowiednią władzą, sami nie cenzurowalibyśmy niewygodnych dla nas tekstów czy obrazów?

  5. Tuje:
    Zgadzam się, że ciągotki do cenzurowania mają wszyscy, bez względu na opcję światopoglądową. Pamiętajmy jednak, że też jesteśmy ludźmi, pytanie zatem, czy dysponując odpowiednią władzą, sami nie cenzurowalibyśmy niewygodnych dla nas tekstów czy obrazów?

    tomek.lysakowski
  6. Co powiesz o przypadku Stanislawa Michaliewicza i zarzutach na niego. Brak odniesien do meritum sprawy w jego felietonie, brak dostrzezenia zartobliwej nutki w jego felietonach. Co ciekawe tydzien pozniez Swiatowy Kongres Zydow wypala kwestie mocno zastanawiajaca dla kazdego kto mysli o dobrych relacjach polsko-zydowskich i nic nikt kto wczesniej pietnowal pana Stanislawa sie nawet nie zajaknal. Wiem oni nawet nie czytali tego felietonu …

    jarecky.jarecky
  7. Hmmm, tu mam ciężki orzech do zgryzienia, bo cokolwiek napiszę, mogę kogoś urazić.
    Zwrot „przemysł holokaustu” to pewna metafora. Zjawisko metafory ma to do siebie, że bierzemy jeden obiekt, znajdujemy jakąś jego charakterystyczną cechę, po czym przypominamy sobie o innym obiekcie posiadającym tę cechę – i nazywamy pierwszy obiekt słowem lub określeniem odnoszącym się do drugiego. Z pozoru zabieg niewinny.

    Używając metafory w jakiś sposób sugerujemy jednak, że pierwszy obiekt ma być może jednak więcej wspólnego z drugim, niż tylko jakąś oczywistą cechę. Czasami taka sugestia może być bardzo nieprzyjemna, zwłaszcza gdy przynajmniej jednym z obiektów jest jakaś osoba. Kiedy Urban nazwał papieża Breżniewem Watykanu, teoretycznie też zastosował metaforę – tylko że metafora owa obraziła parę milionów polskich katolików.

    Według mnie, Michałkiewicz użył właśnie niezbyt fortunnej metafory. Miał do tego prawo, jednak pisząc powinien był liczyć się z możliwymi konsekwencjami urażenia czyichś uczuć. Samo sformułowanie mogło być nawet żartobliwe (zwłaszcza że Najwyższy Czas nie jest pismem do końca serio), ale już perypetie Szczuki pokazały, że liczenie na poczucie humoru u przeciwnika politycznego zwykle nie popłaca.

  8. Hmmm, tu mam ciężki orzech do zgryzienia, bo cokolwiek napiszę, mogę kogoś urazić.
    Zwrot „przemysł holokaustu” to pewna metafora. Zjawisko metafory ma to do siebie, że bierzemy jeden obiekt, znajdujemy jakąś jego charakterystyczną cechę, po czym przypominamy sobie o innym obiekcie posiadającym tę cechę – i nazywamy pierwszy obiekt słowem lub określeniem odnoszącym się do drugiego. Z pozoru zabieg niewinny.

    Używając metafory w jakiś sposób sugerujemy jednak, że pierwszy obiekt ma być może jednak więcej wspólnego z drugim, niż tylko jakąś oczywistą cechę. Czasami taka sugestia może być bardzo nieprzyjemna, zwłaszcza gdy przynajmniej jednym z obiektów jest jakaś osoba. Kiedy Urban nazwał papieża Breżniewem Watykanu, teoretycznie też zastosował metaforę – tylko że metafora owa obraziła parę milionów polskich katolików.

    Według mnie, Michałkiewicz użył właśnie niezbyt fortunnej metafory. Miał do tego prawo, jednak pisząc powinien był liczyć się z możliwymi konsekwencjami urażenia czyichś uczuć. Samo sformułowanie mogło być nawet żartobliwe (zwłaszcza że Najwyższy Czas nie jest pismem do końca serio), ale już perypetie Szczuki pokazały, że liczenie na poczucie humoru u przeciwnika politycznego zwykle nie popłaca.

    tomek.lysakowski
  9. ZDrowa selekcja bywa niestety konieczna, żeby chronić ludzi przed zdemoralizowaniem, a zwłaszcza dzieci i młodzież. Nie zapominajcie o tym, kiedy dyskutujecie o ograniczeniu wiadomości, bo to jest ważne dla zdrowego rozwoju społeczeńśwa.

    Gość
  10. ZDrowa selekcja bywa niestety konieczna, żeby chronić ludzi przed zdemoralizowaniem, a zwłaszcza dzieci i młodzież. Nie zapominajcie o tym, kiedy dyskutujecie o ograniczeniu wiadomości, bo to jest ważne dla zdrowego rozwoju społeczeńśwa.

    Gość: , 128pc195.sshunet.nl
  11. Aj sie przyczepie!

    Sprawa wcale nie jest trudna – granicą wolności słowa jest wolność drugiego człowieka.
    Może jednak jest…:/
    Szczuka wykazała się skrajną nietolerancją dla osoby religijnej/niepełnosprawnej. To jasne że jako osoba występująca publicznie musi ponieść konsekwencje.

    Owe metafory rzeczywiście pozwalają się kryć chamom za poezją. Tak jak brukowy prześmiewca Nieznalska kryje się za sztuką. W obu opisanych przez ciebie przypadkach uważam że było to złe.

    Z innej strony jest osoba która tworzy prześmiewcze karykatury Lecha Kaczyńskiego. Wg. mnie jak długo śmieje się (w miare kulturalnie) z samej osoby to jest to ok. Ale jak znieważa urząd prezydenta to jest to już złe. Problem w tym jak odróżnić jedno od drugiego.

    Gość: Johny, abrz169.neoplus.adsl.tpnet.pl
  12. Szczuka chyba jednak nie wiedziała, że kpi z osoby niepełnosprawnej. Co zaś do religijności, o ile pamiętam, Jezus zalecał chrześcijanom nadstawiać drugi policzek, a nie prześladować tych, co z nich się nabijają. Fakt, wyskok Szczuki był głupi, ale i tak pozostaje dość niewinny w porównaniu z określeniami wobec Szczuki jakie widziałem na stronach uchodzących za katolickie.

    Co do urzędu prezydenta, ów sam w sobie jest abstrakcją i znieważony (urząd, nie przezydent) z uwagi na brak życia psychicznego poczuć się nie może. Zatem nie przesadzałbym tu ze stroszeniem się w jego obronie. Ludziom, którzy dziś chcą godności tego urzędu bronić, nie przeszkadzało plucie na niego, gdy prezydentem był postkomunista.

  13. Szczuka chyba jednak nie wiedziała, że kpi z osoby niepełnosprawnej. Co zaś do religijności, o ile pamiętam, Jezus zalecał chrześcijanom nadstawiać drugi policzek, a nie prześladować tych, co z nich się nabijają. Fakt, wyskok Szczuki był głupi, ale i tak pozostaje dość niewinny w porównaniu z określeniami wobec Szczuki jakie widziałem na stronach uchodzących za katolickie.

    Co do urzędu prezydenta, ów sam w sobie jest abstrakcją i znieważony (urząd, nie przezydent) z uwagi na brak życia psychicznego poczuć się nie może. Zatem nie przesadzałbym tu ze stroszeniem się w jego obronie. Ludziom, którzy dziś chcą godności tego urzędu bronić, nie przeszkadzało plucie na niego, gdy prezydentem był postkomunista.

    tomek.lysakowski
  14. A swoją drogą dla niektórych sam fakt, że zajmuje ów urząd taka a nie inna osoba, może być najgorszą zniewagą. I nie tylko Urzędu, ale całej Polski. Ich też trzeba zrozumieć.

    tomek.lysakowski

Skomentuj Tomasz Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *