Dziś w „Rzeczpospolitej” znajdziecie artykuł o blogach polityków, w którym mam przyjemność być wypowiadającym się ekspertem (dlatego zresztą bez owijania w bawełnę go polecam). Zjawisko przybiera ostatnio na sile, co łatwo powiązać z nadciągającymi wyborami samorządowymi; trzeba jednak przyznać, że marketingowość blogów to nie taka prosta sprawa.

Przede wszystkim każdy przekaz medialny (a blog jest takim przekazem) ma dwie grupy odbiorców: docelową i rzeczywistą. Odbiorcy docelowi to ci, dla których piszemy, rzeczywiści – ci, którzy nas czytają. W przypadku blogów polityków te zbiory nie zawsze się nakładają, ba, czasami są to zbiory całkowicie rozłączne. Z samych komentarzy można wówczas wnioskować, że zwolennicy danego polityka w ogóle na jego bloga nie wchodzą (bo i po co, skoro i tak są przekonani do tego, co głosi), w przeciwieństwie do przeciwników. Mimo to polityk udaje, że nie zauważa – i pisze swoje.

Ale wróćmy do marketingu politycznego. Artykuł Judyty Sierakowskiej analizuje pod tym względem pięć blogów czynnych polityków: Marcinkiewicza (PiS), Czarneckiego (Samoobrona), Siwca (SLD; blog dobrze ukryty w dziale „multimedia”), Kuczyńskiego (rejony PD) oraz Pawła Grasia, posła PO z Małopolski. Jako że sama analiza porównawcza w „Rzeczpospolitej” w moim mniemaniu nie wyczerpuje problemu, ośmielę się wrzucić swoje dodatkowe trzy grosze.

Czy to wszystko blogi marketingowe? Zależy od tego, czy zdefiniujemy marketing wąsko czy szeroko – i czy mówimy o założeniach, czy o praktyce. Zacznijmy od założeń, czyli od strony formalnej.

W wąskim zakresie z definicji marketingowe są blogi prowadzone na własnych witrynach internetowych, witrynach, które posiada się z racji pełnionych funkcji. Tak jest z blogami Siwca i Czarneckiego. Taka witryna ma promować polityka, domyślamy sie zatem, że i blog ma charakter promocyjny.

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku blogów Marcinkiewicza i Grasia, które znajdują się na serwisie blogowym. Teoretycznie bloga (także pod swoim nazwiskiem) może tam sobie założyć każdy obywatel. Pisanie pod własnym nazwiskiem zawsze jest w jakimś stopniu (przynajmniej w założeniach) autopromocyjne, nie zmienia to jednak faktu, że formalnie blogi te nie są częścią platformy wyborczej danego polityka, ba, teoretycznie każdy może sobie założyć stronę, na której np. pod adresem http://kmarcinkiewicz.blog.pl będzie parodiował danego polityka.

Jeszcze inna jest sytuacja bloga Kuczyńskiego. Ów co prawda znajduje się na jego stronie, z uwagi jednak na fakt, że Kuczyński nie piastuje w tym momencie żadnej oficjalnej funkcji państwowej, strona ta ma charakter prywatny. Mimo że blog jest polityczny, bardziej zahacza o publicystykę polityczną, niż promocję.

Jeśli chodzi o praktykę, ocenić możemy także treść blogów i potencjalną skuteczność głoszonych tam treści. Bardzo podobne do siebie są pod tym względem blogi Grasia i Siwca – autorzy zajmują sie tam przede wszystkim tym, co dzieje się w ich partiach i w życiu publicznym, prezentują swoje stanowiska i zdania, czynią to jednak sztywno, według utartych schematów, choć często siląc się na obiektywizm. Mało w tym wszystkim indywidualności samego polityka (choć mało też przypochlebiania się czytelnikom), przez co całość nuży już po pół minuty. Jeśli więc chodzi o skuteczność, nie są to blogi perswazyjne, bo nikogo nie przekonują. Wielu pewnie nawet odrzucą.

Co innego blog Czarneckiego, według wtajemniczonych pisany przez niejakiego Kotowicza (kandydat na burmistrza Ząbkowic Śląskich). Choć czytelnik na poziomie intelektualnym autora raczej nie podzieli jego zachwytów nad Lepperem, blog bynajmniej go nie znudzi. Choćby za sprawą anegdot i dykteryjek, tudzież dowcipnych komentarzy, które Czarnecki/Kotowicz obficie czytelnikom serwuje. Czyta sie to nad wyraz dobrze, mimo że niemal każdy wpis prędzej czy później kończy jako nachalna reklama Samoobrony i jej Przewodniczącego. Tak nachalna, że wątpić należy, by mogła być skuteczna.

Blog Czarneckiego promuje zatem, bynajmniej jednak nie Samoobronę, lecz swego właściciela, o którym po lekturze powiedzieć mamy, że to równy gość, który nie wiadomo dlaczego trafił jakoś do partii Leppera. Na trochę podobnej zasadzie działa blog Kazimierza Marcinkiewicza (według plotkarzy pisany przez naczelnego Marcinkiewiczowego pi-arowca, Konrada Ciesiołkiewicza). „Marcinkiewicz”, jako autor znacznie mniej wyrobiony niż „Czarnecki”, stawia jednak w swoich zabiegach perswazyjnych na zupełnie innego odbiorcę. Czarnecki pisze do ludzi zainteresowanych polityką, Marcinkiewicz – do nastolatek, których polityka nie interesuje, które za to są ciekawe, co czuje prezydent, lub chcą poczytać o miłości.

Blog Marcinkiewicza to w istocie marketingowy majstersztyk. Nie ma na nim prawie polityki, nie ma też samego człowieka – są okrągłe zdania i banały, z którymi nie sposób się nie zgodzić, głoszone jednak z ujmującą naiwnością. Z bloga tego (w przeciwieństwie do całej reszty) nie dowiemy się, kim w istocie jest premier, czy co sądzi o sprawach, którymi żyje Polska, takich jak wysokość podatków czy lustracja,dowiemy się za to, że warto sie kochać lub że brzydko atakować zasłużonego poetę. Z tym brakiem konkretów, sprawiającym, że pod względem formy blog ten nie odbiega od tego, co setki tysięcy nastolatek wypisuje w Sieci, kontrastują setki komentarzy, które przyciąga fakt, że ekshibicjonizm uczuciowy uprawia były premier. Czy te, nierzadko pełne zachwytu głosy przełożą się na głosy w wyborach – zobaczymy.

Zostaje blog Kuczyńskiego, na którym – jako jedynym – mamy publicystykę i politykę potraktowaną tak, jak na innych szanujących się blogach politycznych, czyli zjadliwie i kontrowersyjnie. Kuczyński nie przekonuje nas do tego, do czego jesteśmy już przekonani, czyli że miłość jest dobra a Warszawie należy się obwodnica, tylko do rzeczy, których dotąd czytelnicy mogli nie wiedzieć, np. że lustracja jest złem najgorszym pod słońcem, Herbertowi się należało, a narodu polskiego winniśmy się bać. Wpisy są ostre (to taki galba a rebours), nic więc dziwnego, że wywołują burzliwe komentarze. Kuczyński pisze nie po to, byśmy zaczęli go lubić czy szanować, lecz po to, by z nami dyskutować o długofalowych interesach naszego kraju.

Kiedy patrzymy na blogi polityków, musimy oczywiście odróżniać cel deklarowany (troska o Polskę, chęć podzielenia sie wrażeniami, np. z tego, że się przestało być premierem) od celu faktycznego, którym jest bądź marketing pewnych rozwiązań politycznych (Kuczyński, Graś, Czarnecki), bądź marketing własnej osoby (Marcinkiewicz, Siwiec, Graś, Czarnecki), bądź wreszcie autentyczna potrzeba pisania o tym, co sie dzieje wokół (czytając bloga Czarneckiego trudno sie oprzeć wrażeniu, że pisanie go sprawia autorowi niemałą przyjemność).

Właściwie wszyscy wspomniani piszą po to, by sie promować, choć nie wszyscy czynią to wprost. Najbardziej widać tę promocję u Marcinkiewicza, który pisze to, co jego czytelniczki same napisałyby – i co chcą czytać. Poza tym chwali się właściwie bez opamiętania (pierwszy wpis), zakładając zupełną ignorancję w kwestiach politycznych u swych odbiorców docelowych. Jak sie wydaje, jego blog ma być kołem zamachowym jego kampanii wyborczej – i powoli nim sie staje. Już się wydawało, że po złożeniu ze stanowiska premiera Marcinkiewicz zniknie z pierwszych stron gazet i z ekranów, a tu proszę: wraca na nie triumfalnie właśnie za sprawą bloga. Na mniejszą skalę blog mógłby być także fundamentem przyszłej kampanii Czarneckiego. Z kolei Kuczyński znany jest ostatnio w Polsce głównie z tego, że pisze bloga (i z tego, że na nim Polsce źle życzy). Taki rodzaj sławy co prawda na same głosy w wyborach może sie nie przełożyć, może jednak pomóc w ugruntowaniu sobie marki publicysty i to chyba jest celem Kuczyńskiego.

Z artykułu Sierakowskiej wynika, że najlepsze dopiero przed nami. Sukces bloga Marcinkiewicza prawdopodobnie skończy się lawiną blogów w kampanii samorządowej. Czas pokaże, czy moda utrzyma sie po wyborach – ja jestem sceptyczny.

47 komentarzy

  1. Oj, oberwało się Kuczyńskiemu za te rzekome „złe życzenie Polsce”. Co napisał rzeczywiście i w jakim kontekście, dawno już zapomniano. A napisał, że nie życzy nowej koalicji dobrze nawet w sprawach gospodarczych, jakkolwiek zdaje sobie sprawę, że ludzie mogą na tym ucierpieć; napisał to zdając sobie sprawę, podobnie jak ja, że PRL nie upadł dlatego, że Wałęsa przeskoczył przez płot, a Kaczyński odmówił rozmowy z SB, tylko dlatego, że nie było mięsa, chleba i octu i to przeciw temu, a nie przeciw brakowi wolności słowa protestowali robotnicy; w słynnych 21 postulatach Solidarności czytamy, że konieczne jest wprowadzenie bonów na mięso, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie diety z 40 do 100 złotych i wszystkie soboty wolne od pracy. Dopóki będzie co jeść, IV RP będzie sobie mogła lustrować, delegalizować, wysyłać gejów do „obozów reedukacji”, wychodzić z UE, wprowadzać maturę z religii i cenzurować prasę, a na ulicę nie wyjdzie nikt poza tymi paroma tysiącami łże-elitczyków, których widzieliśmy na wiecach wolności.

    Kuczyński ma pecha o tyle, że jego bloga komentują w zdecydowanej większości stworzonka galbopodobne, które spełniają się wyzywając Kuczyńskiego od komuchów, łże-patriotów, czerwonych złodziei itp. Wypowiedź, która komu innemu uszłaby na sucho żyje teraz własnym życiem, wyrwana z kontekstu i przekłamana, powtarzana przez dziesiątki źle mu życzących osób.

    navaira
  2. Chyba za późno się zorientowałem, że skróty myślowe to świetna furtka dla galbopodobnych i za chwilę się dowiem, że życzę Polakom śmierci głodowej :] pisząc „dopóki będzie co jeść” mam na myśli „dopóki będzie M jak Miłość w TV, szynka z azotanami w sklepie, Życie na gorąco w kiosku, a Ojciec Rydzyk w radio”.

    navaira
  3. co do Galby, to mozna mu odpowiedziec to co zwykle (cytujac przy tym slowa Wielkiego Partyjoty {zapis celowy})
    a co do marketingu, to kazdy sposob jest dobry, chociazby spot telewizyjny w ktorym polityk/samorzadowiec mowi „skakanie do plytkiej wody to glupota”; w mysl zasady „nie wazne co mowia, dobrze ze mowia”; ale nie zawsze, strona dalejodludzi na ktorej sa plakaty obywateli IVRP wstydzacy sie pokazac twarz daje mozliwosc wpisania poparcia, 59 stron (chociaz juz bedzie wiecej) i ani jednego krytycznego glosu, a wpisy moderowane przed pokazaniem. Na zle wypowiedzi nie ma tam miejsca.

    Lawina blogow to nic, bedzie jeszcze lawina antyblogow oraz antyantyblogow.

    A Galba na swoim blogu wstawi po raz kolejny jakies mapki sugerujace, ze ci co glosowali na Kaczynskiego maja wiecej blogow niz przeciwnicy.

    Gość: zenobia, user12.145.udn.pl
  4. Navaira, jedna rzecz to mieć własne zdanie, druga – komunikować to zdanie tak, że kompromituje się grupę, która się reprezentuje. To, że analizy Kuczyńskiego są przeważnie trafne i rozsądne, nie zmienia faktu, iż w niektórych tematach porusza się on z gracją słonia w składzie porcelany, dając galbopodobnym oręż w ich oskarżeniom wobec zdradzieckich, jak najgorzej Polsce życzących elit. W sztabie Prawa i Sprawiedliwości całe zastępy Kurskich tylko czekają na takie prezenty – publicysta „układowy” winien wiec mieć tyle rozumu, by ich bezpłatnie nie rozdawać.

  5. Navaira, jedna rzecz to mieć własne zdanie, druga – komunikować to zdanie tak, że kompromituje się grupę, która się reprezentuje. To, że analizy Kuczyńskiego są przeważnie trafne i rozsądne, nie zmienia faktu, iż w niektórych tematach porusza się on z gracją słonia w składzie porcelany, dając galbopodobnym oręż w ich oskarżeniom wobec zdradzieckich, jak najgorzej Polsce życzących elit. W sztabie Prawa i Sprawiedliwości całe zastępy Kurskich tylko czekają na takie prezenty – publicysta „układowy” winien wiec mieć tyle rozumu, by ich bezpłatnie nie rozdawać.

    tomek.lysakowski
  6. Mówisz zatem, Tomku, że przed napisaniem tekstu do publikacji należy się trzydzieści razy zastanowić, jak złośliwie (i kłamliwie) Kurski może zeń wyrwać kompromitujący cytat? A może jeszcze dalej, brat mojego dziadka w armii niemieckiej jest na tyle kompromitujący, że nie ma dla mnie miejsca w życiu publicznym – dla dobra spraw, na którym mi zależy?

    Może nie należy się zgadzać na taki szantaż z Ich strony? Może zamiast się fascynować perswazyjną skutecznością należy odkurzyć słowo „przyzwoitość”?

    Ale może to są moralizujące wynurzenia starej raszpli, która przespała nadejście nowej ery?

    scarlettohara
  7. Panie Tomku – mam taka techniczna uwage, ale problem zauwazylem juz we wczesniejszych Pana notkach wiec informuje: W CCS ma pan zdefiniowane #BlogSzerokaSzpalta A:hover {BACKGROUND-COLOR: #A78F75; FONT-WEIGHT: bold; COLOR: white; TEXT-DECORATION: none} co powoduje pogrubienie tekstu w linku, po najechaniu na niego. W niektorych przypadkach (w tej notatce, w linku do bloga Siwca) po najechaniu na linka przeskakuje on do nastepnej linijki i nie da sie w niego kliknac, w innych przypadkach (najechania na brzeg linka) zaczyna on na przemian byc pogrubiony i normalny, co rowniez uniemozliwa jego klikniecie. Problem widac zarowno w Firefoxie jak i Internet Explorerze. Nie chce wyjsc na kogos kto sie przemadrza, ale usuniecie FONT-WEIGHT: bold; znacznie ulatwiloby czytanie Pana notek.

    Z powazaniem
    Hubert

    Gość: Hubert, c189-156.icpnet.pl
  8. Zrobione. Może być tak, jak teraz?
    Serdeczne dzięki za uwagi – jak widać, nie wszystko, co działa pod Konquerorem i linuxową Mozillą, sprawdza się na Windowsie…
    Pozdrawiam

    tomek.lysakowski
  9. [navaira:]

    „napisał to zdając sobie sprawę, podobnie jak ja, że PRL nie upadł dlatego, że Wałęsa przeskoczył przez płot, a Kaczyński odmówił rozmowy z SB, tylko dlatego, że nie było mięsa, chleba i octu i to przeciw temu, a nie przeciw brakowi wolności słowa protestowali robotnicy; w słynnych 21 postulatach Solidarności czytamy, że konieczne jest wprowadzenie bonów na mięso, obniżenie wieku emerytalnego, podniesienie diety z 40 do 100 złotych i wszystkie soboty wolne od pracy.”

    Nie manipuluj. To bez sensu. Każdy może sprawdzić tekst postulatów MKS. Można oczywiście wierzyć, że przyczyną strajków było wyłącznie „robolskia chęć żarcia i picia i opierdalania się”, ale to nie jest adekwatny sąd.

    21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego
    Gdańsk, 17 sierpnia 1980

    1. Zalegalizowanie niezależnych od partii i pracodawców związków zawodowych.
    2. Zagwarantowanie prawa do strajku.
    3. Przestrzeganie zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku i publikacji.
    4. Przywrócenie do poprzednich praw ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 i studentów wydalonych z uczelni za przekonania, zniesienie represji za przekonania.
    5. Podanie w środkach masowego przekazu informacji o utworzeniu MKS oraz opublikowanie jego żądań.
    6. Podjęcie realnych działań wyprowadzających kraj z kryzysu.
    7. Wypłacenie strajkującym zarobków za strajk, jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu Centralnej Rady Związków Zawodowych (CRZZ).
    8. Podniesienie zasadniczej płacy o 2 tys. zł.
    9. Zagwarantowanie wzrostu płac równolegle do wzrostu cen.
    10. Realizowanie pełnego zaopatrzenia rynku. Eksport wyłącznie nadwyżek.
    11. Zniesienie cen komercyjnych oraz sprzedaży za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.
    12. Wprowadzenie zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz zniesienie przywilejów Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa i aparatu partyjnego.
    13. Wprowadzenie bonów żywnościowych na mięso.
    14. Obniżenie wieku emerytalnego – dla kobiet do 50 lat, dla mężczyzn do 55, lub zapewnienie emerytur po przepracowaniu w PRL 30 lat dla kobiet i 35 dla mężczyzn.
    15. Zrównanie rent i emerytur starego portfela.
    16. Poprawienie warunków pracy służby zdrowia.
    17. Zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach.
    18. Wprowadzenie płatnych urlopów macierzyńskich przez 3 lata.
    19. Skrócenie czasu oczekiwania na mieszkania.
    20. Podniesienie diety z 40 do 100 złotych i dodatku za rozłąkę.
    21. Wprowadzenie wszystkich sobót wolnych od pracy.

    tuje
  10. [scarlett:]
    „Może nie należy się zgadzać na taki szantaż z Ich strony? Może zamiast się fascynować perswazyjną skutecznością należy odkurzyć słowo „przyzwoitość”? ”

    Co to jest „Ich strona”?

    Czy łudzisz się, że młode wilczki, które organizują formy protestu przeciwko aktualnej koalicji po wskoczeniu na ciepłe posadki nie przedzierzgną się w „Ich” „godnych” następców? Ja nie ma ma złudzeń co do tego – na piękne słowa już mnie nikt nie złapie. Tak samo zresztą jak na wyświachtane frazesy o „patryjotyzmie” i innych takich koalicyjnych bzdurach.

    „Przywoitość” – bardzo ładne słowo. Na słowie się kończy. Tak jak „rozsądek” każdy ma własną. I każdy uważa, że ta jego jest dobra (jeśli nie najlepsza).

    A to mnie kiedyś 'pomawiałaś’ o idealizm…

    tuje
  11. Nawet się nie podejrzewałam, że jestem taka zmienna…

    Gdybym miała dziś pisać felieton o sprawach bieżących, to pewnie wyglądałoby to na Hennelową albo Szumańską – czyli damy doświadczone i sędziwe, rozumiejące, że medal ma dwie strony, a życie jest testem jednokrotnego wyboru tylko dlatego, że można wybrać jedną odpowiedź, a nie dlatego, że tylko jedna jest poprawna.

    Żeby pozostać przy tematach okołoblogowych, Łysakowski omawia parę wątków niżej wywiad z Baumannem, na którym nie zostawia suchej nitki (być może słusznie, nie zmusiłam się do przeczytania wywiadu, poczuwszy lekkie mdłości po paru linijkach). Aby dostatecznie zohydzić dokonania Baumanna przytacza także jego biografię, w szczególności fakty nie mające nic wspólnego z dokonaniami naukowymi bohatera felietoniku. Zabieg ten nosi znamiona (niezamierzone, być może) metody zastosowanej przez Johnsona w „Intelektualistach”, w której autor argumentuje, że myśl Marksa jest nic nie warta, bo Marks miał romans z kucharką, a więc ciemiężył i tak uciemiężony proletariat (streszczam z głowy). Nie mam innego argumentu na niewłaściwość tej metody poza starczym wykrzykiwaniem „Tak się nie godzi!”

    cdn.

    scarlettohara
  12. Wywiadu z Baumannem nie przeczytałam, jednak „Tygodnik Powszechny” zamieszcza jego mały ułamek, w którym Baumann dziwi się, że kiedy Kurski wyciągnął Tuskowi brata dziadka w Wehrmachcie, wszyscy się podniecili i dalejże badać i lustrować, zamiast załamać ręce nad stanem psychicznym prominentnego działacza PiS i jego poglądami na to, co jest ważne dla Polski. Jak napisałam wyżej, głupota dyskutowania z Kurskim dotyka mnie podwójnie, jako że i brat mojego dziadka został wcielony do Wehrmachtu, za który to fakt nie jestem odpowiedzialna, ani też nie rzutuje on na moje poglądy, które ukształtowały się zanim o bracie dziadka się dowiedziałam. Ale czy wiele osób wówczas krzyczało „Tak się nie godzi”, bo znowu nie ma innego kryterium pozwalającego na rozstrzygnięcie, dlaczego ten wybieg Kurskiego był – niedopuszczalny.

    cdn

    scarlettohara
  13. [sc. 1:]

    Cóż, jeśli odbiorca jest na tyle niewyrobiony, że nie potrafi odzielić tych faktów (biografii od dokonań)… To jednak problem odbiorcy (hipotetycznego, bo jak rozumiem, nie Twój)

    Za Solidarności było wielu ludzi, którzy potracili i zdrowie, i podupadli finansowo, czy ogólnie (jak górnolotnie by to nie brzmiało) „poświęcili dla ojczyzny kawałek swojego życia”. Niektórzy z nich teraz robią rzeczy głupie albo niegodziwe. Nie widzę jednak powodu, żeby patrzeć te osoby wyłącznie przez prymat tych najnowszych głupstw i niegodziwości. To ciągle te sam osoby. I oczywiście w drugą stronę – trudno się wyprzeć podłości i obrzydliwośći w rodzaju baumanowej kariery w KBW. Nikt się nie upiera, że to _definiuje_ Baumanna, ależ też nie ma nic niestosownego w tym, że włącza się to do dywagacji na jego temat.

    Posłużyłeś się przykładem Józefy Hennelowej i Ewy Szumańskiej – no właśnie. O te obie strony medalu chodzi…

    Jeśli w przypadku karier np. fizyka jest zupełnie nieistotne czy wolał spać z kucharkiem czy z guwernatnką, to w przypadku osób, które sieją na lewo i prawo opinie „jak żyć: i dlaczego „taki-siakie poglądy na życie są be” przestaje być powoli niesistone jak swoje recepty stosują prywatnie, czy mówiąc ogólniej – czy ich zycie to ich wypełnienie, czy może ekspiacja, czy coś innego.

    tuje
  14. Ależ [sc] nikt tu nie utrzymuje, że sq….l Kurski (młodszy) jest partnerem w sporze ideowym – chodzi o znalezienie metody unieszkodliwienie tego szkodnika, co automatcznie zakłada powściąganie się w podkładaniu się jego perfidnym i obłudnym sztuczkom. I nie mam na myśli krwnych w Wehrmachcie, ani w Waffen-SS.

    Ilustracja: posiadając robale w domu nie tylko je tłukę, ale również staram się nie zostawiac resztek jedzenia na talerzach itp. – wypisz-wymaluj analogia do Kurskiego.

    tuje
  15. Wybrałam tylko dwa tematy, zahaczające o wątki opisywane tutaj, ale podpowiadają mi one gorzką a i może kontrowersyjną puentę. Rozumiem, że jak badacze ptaków drapieżnych rutynowo grzebią się w ich odchodach i wypluwkach, tak i Łysakowski jako języko- i kulturoznawca interesuje się blogami polityków, w tym z partii rządzących. Wydaje mi się jednak, że Łysakowskiego „fascynacja perswazyjną skutecznością” przekracza granice admiracji dla przedmiotu badania i staje świadectwem – niepokojącej mnie – dyspozycji moralnej.

    Widzisz, tuje, Ty wątpisz dużo i często. A Tomek na blogu nie. Daj inne źródło moralności, aby był to młodości błąd.

    scarlettohara
  16. [tuje:] Ale, jeśli podczas uwertury do upojnej nocy przypomina Ci się, że nie pozmywałeś kieliszków z likierem lubczykowym i rzucasz się do zlewu/zmywarki, to jest to poddawane się dyktatowi robali. Chodzi o to, gdzie leży praktyczna granica.

    scarlettohara
  17. O rany… Scarlett… wiesz, że masz sporo szczęścia, że zajmujesz się dziedziną tak „czystą” wobec tych, którzy muszą się babrać w różnych brzydactwach?

    Przypomina mi się motyw z jakiegoś kryminału, w którym patolog z wielką fascynacją patrzy na ciało zmarłej osoby – ale to fascynacja naukowa, czy zawodowa, a nie żadna inna.

    Nie rozumiem tego ze „źródłem moralności”. Poproszę o wyjaśnienie.

    tuje
  18. Ja do wątku, że Kurski może coś wyciągnąć i zmanipulować. Może. No i co z tego. Tu widać różnicę między Kuczyńskim i Marcinkiewiczem. Blog tego drugiego skonstruowany jest na zasadzie „wszystko, co się może spodobać”. Budzi we mnie odruch wymiotny. Nie muszę sie zgadzać z Kuczyńskim, ale przynajmniej tam coś jest. Wprawdzie nie mam pewności, że naprawdę myśli to, co pisze, ale mogę to przypuszczać z dużą pewnością.
    Jak widać, blog stał się narzędziem wyborczym, w tym chyba nic złego. A że ktoś coś może z tym zrobić? Trudno, czy w związku z tym należy głosić rzeczy, z którymi Kurski nic nie zrobi?

    Gość: Obserwator, bns212.neoplus.adsl.tpnet.pl
  19. Ach, o to chodzi. I 'skrzyżowanie’ też będzie zmieniał na 'splusowanie’?

    W tej sprawie mam granicę trochę w innym miejscu. Mnie nie razi wykorzystywanie takich (dajboże) form, a potencjalnie obrażonych (na podstawie artykułu konstytucji chyba, albo kk, czesto tu cytowanego) też chyba nie – nie spotkałem w każdym razie.

    Język zmieniać można i trzeba, ale żeby od razu gwałcić?

    tuje
  20. [tuje:] Owszem, mam sporo szczęścia. W drugiej klasie liceum rzuciłam monetą, czy inwestować w edukację ścisłą czy humanistyczną. Odtąd niepokalane tematy były mniej więcej wynikiem tej decyzji.

    scarlettohara
  21. [Obs:]

    Posłużę się _przesadą_:

    „Żebyście zdechły prawicowe pomioty przed wyborami”

    vs

    „Widzę następny Sejm pełen otwartych ludzi lewicy”.

    Albo odwrotnie (z lewicą i prawicą), wedle uznania.

    O _skuteczności_ (i nieskuteczności) obu wyznań można dyskutować. Można też apelować do pewnych abstrakcji i skończyć jak Partia Demokratyczna demokraci.pl

    I nie mieszajamy do tego słów pokroju „przyzwoitość”.

    tuje
  22. Spójrzy na to od pozytywnej strony nas – harcowników blogosfery: nagłośnione przez media blogi polityków to doskonały sposób na nabijanie sobie wejść. A ile rzeczy do komentowania… ho ho ho ;-))
    A bardziej serio. Będę zadowolony, jeżeli to się rozwinie. Dołączenie świata blogów do dyskursu publicznego wyjdzie nam na dobre (No i ta sława… vide Galba w TV).

    moth-a
  23. Odpowiedź Scarlett:

    „Aby dostatecznie zohydzić dokonania Baumanna przytacza także jego biografię, w szczególności fakty nie mające nic wspólnego z dokonaniami naukowymi bohatera felietoniku.”

    Jakimi dokonaniami naukowymi? Bauman to klasyczny moralista, nie zaden naukowiec. By zaś być moralistą, trzeba – według mnie – posiadac jakie takie kwalifikacje moralne. O to zresztą toczą się aktualnie w Polsce przynajmniej dwie równoległe wojny ideologiczne ideologiczne (ta o Herbertową gadatliwość i ta o Grassową służbę w Waffen SS). Nie potrzeba być nieskaztelnym moralnie, by uprawiać kosmologię i genetykę. Jeśli się jednak kapitał trzepie się na tłumaczeniu ludziom, dlaczego liberalizm i globalizacja są be, nierozliczona przeszłość w NKWD wydaje się dość sporym obciążeniem.

  24. Odpowiedź Scarlett:

    „Aby dostatecznie zohydzić dokonania Baumanna przytacza także jego biografię, w szczególności fakty nie mające nic wspólnego z dokonaniami naukowymi bohatera felietoniku.”

    Jakimi dokonaniami naukowymi? Bauman to klasyczny moralista, nie zaden naukowiec. By zaś być moralistą, trzeba – według mnie – posiadac jakie takie kwalifikacje moralne. O to zresztą toczą się aktualnie w Polsce przynajmniej dwie równoległe wojny ideologiczne ideologiczne (ta o Herbertową gadatliwość i ta o Grassową służbę w Waffen SS). Nie potrzeba być nieskaztelnym moralnie, by uprawiać kosmologię i genetykę. Jeśli się jednak kapitał trzepie się na tłumaczeniu ludziom, dlaczego liberalizm i globalizacja są be, nierozliczona przeszłość w NKWD wydaje się dość sporym obciążeniem.

    tomek.lysakowski
  25. Nie Zenobio, maczali w tym palce owszem
    Ruben, Symeon, Lewi, Juda, Issachar i Zabulon, niejaki udział miał w tym Józef, a zabezpieczali wszystko
    Dan, Neftali, Gad i Aser.

    Beniamin nie miał z tym nic wspólnego.

    tuje
  26. BTW. Autorze: nie wiem, gdzie i czy się „wojny ideologiczne” w Polsce toczą (jak napisałeś wyżej), ale nawet jeśli, to żadna z nich nie jest wojną o Grassa z Gdańska i Herberta z Warszawy. O Grassie nawet ne warto w tym kontekście rozmawiać, bo właściwie cóż tak nagannego miał on uczynić? Jako nastolatek wział się i zapisał do wojska? A nawet jeśli to było WaffenSS – no walczyć mógł trochę w Ardenach, a potem na Pomorzu – i cóż tego? Zataił? Gdyby tylko za to odsyłać w niebyt to mało by się „moralistów” ostało. Mógłby oczywiście noblista skorzystać z nauk Matki Kościoła i po tym owszem spóźnionym, ale jednak dokonanym wyznaniu win, jakąś pokutę podjąć, ale ja mu tej pokuty nie wyznaczę, bo nie potrafię i nie chcę.

    O Herbercie to bajka zupełnie inna: nie zaczęła się wczoraj od wprostowego tekstu, tylko parę lat temu – wystarczy choć przypomnieć wizytę dwóch wywiadowczyń GW u Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu i próbę uszycia prez owe manipulanckie dziewczątka niezłych butów Herbertowi. Herling potem słał listy pełne oburzenia na manipulancki bezwstyd owych „dziennikarskich agentek”.

    Potem były problemy z emisją filmu o Herbercie w TVP, robiono z niego schizofrenika bezobjawowego (owszem zdarzają się takie depresje, że ogląd świata jest przy nich zaburzony – a wiem co mówię – ale nic nie wskazuje, żeby to był przypadek Herberta). Przy tym nie robili tego „wprostowi siepacze”. Którzy zatem? Archiwum GW daje pełną odpowiedź.

    tuje
  27. Biłem się z myślami, ale jednak to napiszę: w sprawie Herberta postawa ludzi Gazety Wyborczej jest tak odrażająca, że gdyby OBŁUDA szukała sobie w Warszawie miejsca na uwicie gniazdka, to na listę potencjalnych lokalizacji MUSIAŁABY wpisać klimatyzowane gmaszysko na Czerskiej.

    tuje
  28. Wciąż się zastanawiam nad Baumanem. Z jednej strony rozumiem, że w młodości dał się „zakazić” itd. [jak wstąpił do milicji w radzieckim „raju”, miał 17 lat, jak wystąpił z „organów tajnych” w Polsce – 28 lat]. Każdy ma prawo popełniać błędy i zmieniać swoje poglądy – nawet naukowcy. Z drugiej strony chyba ukrywał tę niechlubną część swojej biografii. I tu leży pies pogrzebany – który bardzo śmierdzi… To, że Bauman udaje, że nic nie śmierdzi, niezbyt dobrze o nim świadczy. Chociaż nie uważam, żeby teraz go prowadzić pod mur.
    Co do bezkrytycznego zachwycania się w Polsce autorytetami typu Bauman – to mam podobne spostrzeżenia. Mierzi mnie bowiem wszelki stadyzm – w środowisku naukowym humanistów też. Jakby nagle nie można było napisać żadnej pracy magisterskiej czy doktorskiej bez powoływania się na Baumana, Derridę, Deleuza, Blooma czy Kristevę itp. Nie chodzi mi tu o to, czy te nazwiska mają rację czy nie. Myślę, że w wielu kwestiach mają, w innych mogą się mylić – to tylko ludzie, chociaż naukowcy. Dlatego podoba mi się każdy sąd krytyczny o tych nazwiskach – nawet jeśli mogę się z nim nie zgadzać – lubię zobaczyć coś w inny sposób i poddawać rzeczy w wątpliwość. Na zasadzie – „przemyślmy to jeszcze raz”.
    Co do znaczenia czy przeceniania humanistyki. Tak, zgadzam się, że humaniści często ignorują fakty nauk ścisłych. Ja chylę czoła przed fizyką teoretyczną czy chemią molekularną, chociażem humanista. Ale bez humanistyki – czyli innego spojrzenia na świat – czegoś by mi w tym świecie brakowało. Atmosfery myślowej, jakiegoś smaku. Bo mielibyśmy tylko suche badania naukowe.
    Traktuję filozofię, antropologię czy socjologię jako opowieści innego rodzaju o świecie, interpretacje tego, co się dzieje. W dodatku interpretacje w języku. Dla mnie więc są to przede wszystkim przedstawienia typu poetyckiego. Metaforyczne zatem pisanie o świecie. Staram się oczywiście odróżniać bełkot od dobrego pisania tego typu, co nie jest łatwe – każdy to przyzna. Np. Bauman mnie nigdy nie zachwycał. Ale już Roland Barthes – tak, choć w wielu kwestiach mnie zawiódł. Można się z Nietzschem nie zgadzać – ale jak on to pisał!
    Inna kwestia – moralność. Nie lubię, jak humaniści uważają, że mają prawo wydawać sądy moralne, wyroki niemal. Gdyby humanistyka zatrzymywała się na momencie opisu, interpretacji i była tak ostrożna, jak często ostrożni są historycy, którzy też poniekąd interpretują – byłoby chyba lepiej. Ale czy to nie często środowisko społeczne zmusza humanistów do wyznaczania kompasu moralnego? Do kogo się kierują media, jak chcą wydać „wyrok” w jakiejś sprawie? Dzwonią do np. Baumana i pytają, co pan sądzi o terrorystach. Psychologom też każe się oceniać różne zjawiska. Tak się rodzą liczmany opiniotwórcze – słowa-oceny. A przecież też jest tak, że ludziom potrzebne są oceny – im mniej wykształconym, tym bardziej. Nie ogląd faktów i interpretacja, ale jasna prosta ocena. Jednak dziwią mnie wypowiedzi takie, jak mojego kolegi, że Grass przestał być dla niego autorytetem moralnym. Czy on zna tak dobrze Grassa, żeby uznawać go za autorytet moralny? Nie. Zna tylko jego książki, a nie działania i postępowanie na co dzień w życiu. No więc robi się zawsze ślisko, jak się wchodzi na obszar moralności.
    To tyle tych moich „ostrożnych” przemysleń, które nie dawały mi spokoju po Twoim tekście o Baumanie, z którym to tekstem w większości się zgadzam.

    merade
  29. rozczarował mnie artykuł, owszem zalinkowałam temat u siebie ( strachprzed.blox.pl/2006/08/bloggersi-w-przepoconych-garniturach.html ). Zamiast przeredagowywać Twoje opinie można było Tobie wierszówkę zapłacić 😉

    joe255
  30. a moze przez jakis czas nie bedzie nowych notek na blogu ? autor mogl trafic przed oblicze 24h sadu i odbywa juz zasluzona kare (na szczescie kary smierci jeszcze nie ma)

    Gość: zenobia, user12.145.udn.pl
  31. ciekawe co na to fani blogów Tokio hotel i dollsów czy pokochają również blogi polityków? a to pewnie nie jest ta grupa co potrzeba. Osobiście nie dam się gwałcic blogami premierów i innych tam

    ufujestem
  32. Merade,
    późno odpowiadam na Twe niezwykle trafne uwagi, niestety poprzedni tydzień troche mi uciekł z zyciorysu i wyznam szczerze, że nie miałem nawet czasu przeczytać wszystkich komentarzy (co teraz nadrabiam). Niemniej kilka uwag:

    1. Strasznie trafne to, co piszesz o odruchach stadnych i wpływie autorytetu. To, co mam za złe humanistyce, to przede wszystkim fakt, ze polega się tam własnie na tych odruchach – nie mamy jak sprawdzić, ile prawdy jest w tym, co napisali Derrida, bauman czy Kristeva, wiec wykrzykujemy ich imiona głosno, troche na zasadzie zaklęć. Takie życie.

    2. Mam za to uwagę do fragmentu:
    „Ale bez humanistyki – czyli innego spojrzenia na świat – czegoś by mi w tym świecie brakowało. Atmosfery myślowej, jakiegoś smaku. Bo mielibyśmy tylko suche badania naukowe.”

    To nie tak. Znam mnóstwo i humanistów i scislaków – i z doswiadczenia wiem, ze przedstawiciele nauk scisłych wcale nie myslą mniej od humanistów. Z tym tylko, że konkretna wiedza, którą posiadają, nie pozwala np. w rozważaniach o człowieku czy o naturze świata zbyt daleko odrywac się od rzeczywistości. Przeciętnego humanisty to nie dotyczy – bez oporu mnozy wiec teorie, nie niepokojony wiedzą o faktach, które im przeczą. Przykładem Bauman i jego teorie generowane w oderwaniu od współczesnej wiedzy psychologicznej czy ekonomicznej – ale takze mnóstwo pomniejszych „intelektualistów” (najbardziej mnie tu ostatnio denerwuje Fukuyama, futurolog, któremu nigdy nie sprawdziła się ani jedna prognoza, a który mimo skuteczności mniejszej od przecietnej wróżki, wciąż uchodzi za naukowca i eksperta)…

    Poza tym się zgadzam 🙂

  33. Merade,
    późno odpowiadam na Twe niezwykle trafne uwagi, niestety poprzedni tydzień troche mi uciekł z zyciorysu i wyznam szczerze, że nie miałem nawet czasu przeczytać wszystkich komentarzy (co teraz nadrabiam). Niemniej kilka uwag:

    1. Strasznie trafne to, co piszesz o odruchach stadnych i wpływie autorytetu. To, co mam za złe humanistyce, to przede wszystkim fakt, ze polega się tam własnie na tych odruchach – nie mamy jak sprawdzić, ile prawdy jest w tym, co napisali Derrida, bauman czy Kristeva, wiec wykrzykujemy ich imiona głosno, troche na zasadzie zaklęć. Takie życie.

    2. Mam za to uwagę do fragmentu:
    „Ale bez humanistyki – czyli innego spojrzenia na świat – czegoś by mi w tym świecie brakowało. Atmosfery myślowej, jakiegoś smaku. Bo mielibyśmy tylko suche badania naukowe.”

    To nie tak. Znam mnóstwo i humanistów i scislaków – i z doswiadczenia wiem, ze przedstawiciele nauk scisłych wcale nie myslą mniej od humanistów. Z tym tylko, że konkretna wiedza, którą posiadają, nie pozwala np. w rozważaniach o człowieku czy o naturze świata zbyt daleko odrywac się od rzeczywistości. Przeciętnego humanisty to nie dotyczy – bez oporu mnozy wiec teorie, nie niepokojony wiedzą o faktach, które im przeczą. Przykładem Bauman i jego teorie generowane w oderwaniu od współczesnej wiedzy psychologicznej czy ekonomicznej – ale takze mnóstwo pomniejszych „intelektualistów” (najbardziej mnie tu ostatnio denerwuje Fukuyama, futurolog, któremu nigdy nie sprawdziła się ani jedna prognoza, a który mimo skuteczności mniejszej od przecietnej wróżki, wciąż uchodzi za naukowca i eksperta)…

    Poza tym się zgadzam 🙂

    tomek.lysakowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *