Doskonale wiecie, że nie pałam zbyt gorącymi uczuciami do Kościoła katolickiego. Do aktualnego papieża do tej pory nie pałałem zaś nimi w szczególności. Ostatnio jednak zaczynam gościa podziwiać. Jak by nie patrzeć, Benedykt XVI jest najwyżej postawionym zachodnim politykiem, który zdecydował się powiedzieć islamistom (fakt, że nie wprost, lecz za pośrednictwem cytatu z pewnego cesarza bizantyjskiego) w oczy to, co wielu chrzescijan i niechrześcijan od 11 września myśli o nich prywatnie: że islam to religia miecza, niosąca śmierć niewinnym tylko dlatego, że nie są muzułmanami.

Nie jest to pierwszy tego rodzaju wyskok Benedykta – jakiś czas temu do mediów przeciekło stwierdzenie głowy Kościoła, iż islam i demokracja są nie do pogodzenia. Wyraźnie postawa taka odróżnia aktualnego papieża od poprzednika, który jako elementy antychrześcijańskie gromił gejów, feministki i buddystów (jak twierdził: zakamuflowanych ateistów), gdy zaś przychodziło do muzułmanów, płaszczył się, aż bolało patrzeć.

Na ulicach Amsterdamu, Rzymu czy Florencji widać dziś, co z tego płaszczenia papieża i całej reszty zachodnich przywódców wynikło. Pisała o tym zmarła w piątek Oriana Fallaci (właściwie to szkoda, że znana dziennikarka tak obnosiła się z ateizmem, bo pewnie już byśmy mieli za jej wstawiennictwem jakieś cudowne ozdrowienia ofiar arabskich zamachów i proces beatyfikacji w fazie przygotowań), zresztą nie ona pierwsza i nie ostatnia. Wyższość, z jaką żyjący na koszt Niemców, Belgów czy Francuzów muzułmanie patrzą na frajerów, którzy postanowili ich do siebie wpuścić i utrzymywać; pogarda, z jaką traktują Europejki; wybuchy nienawiści za każdym razem, gdy jakiś dziennik opublikuje karykaturę Mahometa – wszystko to mieszkańcy starej Unii znają z autopsji, a mieszkańcy nowej poznają, jak tylko nieco się wzbogacą.

U źródeł dziwnego zachowania muzułmańskich radykałów (którzy niestety dominują dziś wśród imigrantów) tkwi prawdopodobnie fakt, że do dziś literalnie odczytują oni swą świętą księgę, Koran. Napisana kilkaset lat wcześniej judeochrześcijańska Biblia zawiera równie dużo, jeśli nie więcej absurdalnych zaleceń niż dzieło Mahometa – niemniej prawie nikt w zachodnim chrześcijaństwie nie traktuje dziś tych zaleceń poważnie. Tymczasem w niemal połowie państw islamskich obowiązuje dziś w jakimś zakresie prawo koraniczne. Prawo, w którym kobieta jest rzeczą, a nietypowe zachowania seksualne i przejście na chrześcijaństwo karze się śmiercią. Co więcej, wśród muzułmanów żyjących w wolnych od szariatu państwach fakt, że kodeksy państwowe czegoś nie penalizują, bynajmniej nie znaczy, że należy to puścić płazem: stąd na porządku dziennym wystepuje w społecznościach islamskich mordowanie homoseksualistów oraz podpalanie żon przez mężów i zarzynanie córek przez ojców, jeśli panowie-władcy dojdą do wniosku, że kobieta-rzecz sprzeciwia się ich woli. Czasami wystarczy niczym niepoparte podejrzenie o brak dziewictwa, by zaszlachtować 14-letnie dziewczątko na oczach całej rodziny.

Nie liczą się intencje czy rzeczywista wina – najwyższe kary mogą dotknąć tych, co zostaną choćby symbolicznie splamieni. W Nigerii pięć lat temu sąd koraniczny skazał na ukamienowanie kobietę za to, że została zgwałcona i urodziła potem dziecko (skazaną, po licznych protestach społeczności międzynarodowej jak również nigeryjskich chrześcijan, uniewinnił w końcu sąd wyższej instancji). W wyzwolonym spod jarzma talibów Afganistanie każdy Afgańczyk, który przyjmie chrzest, musi zostać zabity, co zresztą sprawia problemy niemałe problemy chrześcijańskim „wyzwolicielom” (Jakiś czas temu Amerykanie, Niemcy i Włosi musieli się nieźle starać, by wyciągnąć z celi śmierci nieszczęśnika, który zmienił religię w trakcie pracy z afgańskimi uchodźcami przy misji w pakistańskim Peszewarze. W końcu jakoś uratowano go, zmuszając sąd, by w drodze wyjątku stwierdził, że człek ów, Abdul Rahman postradał zmysły przed aktem apostazji – toć przecież nikt zdrowy psychicznie religii Proroka nie porzuci. Pamięta ktoś jeszcze, jak w stalinowskiej Rosji identycznie argumentując wysyłano do wariatkowa dysydentów?), którzy jednak wielkodusznie ochraniają lokalne reżimy i religijne sądownictwo, umożliwiając im rozprawę z dewiantami lub niewiernymi kobietami.

Patrząc zatem na to, jak muzułmanie traktują niemuzułmanów lub innych „wyrzutków” u siebie, tudzież jak się zachowują nie u siebie (wysadzanie się w powietrzu w izraelskich autobusach, palenie synagog w Niemczech, demolowanie przedmieść we Francji, organizowanie zamachów w Wielkiej Brytanii), można rzec nawet, że słowa papieża były dość łagodne. Znacznie łagodniejsze, niż słowa pierwszego lepszego mułły, gdy ten zaczyna wypowiadać się o cywilizacji chrześcijańskiej, Europie czy Ameryce; nie mówiąc już o tym, co wygaduje szef Al-Kaidy (największy autorytet moralny muzułmańskich fanatyków) czy irański ajatollah Chamenei. Niemniej w świecie islamu wybuchła burza: Palestyńczycy przystąpili do palenia kościołów, Irakijczycy ogłosili, że poderżną gardła papieżowi i innym mieszkańcom Rzymu, Somalijczycy zabrali się za strzelanie do zakonnic, a przedstawiciel rządu starającej się o wejście do UE Turcji przyrównał papieża do Hitlera i Mussoliniego.

Zachodnie reakcje również ocierają się o groteskę, acz z drugiej strony. Najbardziej się uśmiałem, jak Watykan w ramach przeprosin ogłosił, że papież pragnie pielęgnować postawę szacunku i dialogu z innymi religiami i kulturami, oczywiście także z islamem. Jakoś mi się w głowie pomieścić nie może wiązanie z szacunkiem bądź nazywanie dialogiem sytuacji, w której Iks pluje na Igreka, gdy zaś Igrek delikatnie zwraca uwagę, że postępowanie Iksa jest niezbyt kulturalne, ten łapie kija i zaczyna nim okładać rozmówcę, wrzeszcząc przy tym wściekle, że oto padł ofiarą prześladowań. Władze krajów muzułmańskich przymykają oczy, gdy co jakiś czas ich obywatele palą kościoły i mordują chrześcijan, tymczasem nikomu na Zachodzie jakoś do tej pory nie przyszło do głowy zastosować retorsje o podobnej skali. Dla nas byłyby one po prostu niehumanitarnym gwałtem – tymczasem dla muzułmańskich fanatyków nasza postawa to wyraz słabości i głupoty. Spotykając się z przyjęciem takim, jak Hitler w Monachium, antyzachodnio nastawieni wyznawcy Allaha uczą się, że następnym razem będą mogli posunąć się jeszcze dalej.

Tym większa zasługa papieża-Niemca, że w Ratyzbonie zasygnalizował, że być może Monachium niedługo się skończy.

82 komentarze

  1. zawsze mnie zastanawia, jak to sie dzieje, ze w ameryce tacy sami muzulmanscy imigranci jakos nei rozrabiaja tak jak w europie… cieakwe, ze europejczycy nie widza w tym nic niezwyklego! a mnie sie wydaje, ze symptomatyczn ejest, ze jedyny zdecydowany glos w sprawie muzulmanskich imigrantow to glos fallaci (MZ kompetnie rozhisteryzowany, choc te pania za wiele innych rzeczy szanowalam). albo brak glosu, chowanie glowy w piasek i udawanie,ze problem nie istnieje. tymczasem w mojej okolicy marokanczycy, jordanczycy, nawet palestynczycy czy przybysze z bangladeszu szybko integruja sie, ich dzieci chodza do swieckich amerykanskich szkol i wychodza na przyzwoitych arabskich amerykanow. jak to jest, ze co u nas sie udaje, u was nie moze zadzialac?

    bigapple1
  2. Rozumiem, że ten efektowny ornament papieski powstał po przeczytaniu przez Ciebie tekstu przemówienia. To chyba czytaliśmy zupełnie inne literki…

    scarlettohara
  3. Mnie fascynuje, że Francja ma ochotę wywalać kasę na różnego rodzaju mułłów wykładających na Sorbonie bynajmniej w skrajnie nieprzyjaznym tonie względem Francji i jej tak zwanej cywilizacji (którą ponoć tak cenią). Pol Pota i wierchuszkę Czerwonych Khmerów też wychowało nic innego jak francuskie uniwersytety, dając im stypendia. Jeśli jest coś, co w tym świecie zasługuje na przydomek „lewactwa” to z pewnością jest to francuski świat akademicki, który świadomie utrzymuje wylęgarnię największych terrorystów i zbrodniarzy.

    Oczywiście trzeba dodać, że istnieje około tysiąca odłamów islamu na samym tylko Bliskim Wschodzie i uogólnianie każdej sprawy, wygląda tak, jakby anglikanie mieli odpowiadać za słowa metropolity moskiewskiego. Dajmy na to, polscy Tatarzy to jest zupełnie inna bajka niż te historie z Afganistanu.

    Gdyby państwa Unii Europejskiej miały taką wolę, to zaorałyby wszystko między Morzem Śródziemnym a Zatoką Perską, posypały solą , wylały asfalt i postawiły sklepy z souvenirami w postaci bawarskich laleczek w skórzanych porciętach. Tyle, że w dzisiejszych czasach nie da się prowadzić wojny takimi środkami (chyba że jest się prezydentem USA i odziedziczyło się nadwyżkę budżetową po Clintonie), bo ostatecznie ciężko jest kontrolować sytuację, kiedy ma się na swoim terytorium znaczną ilość potencjalnych męczenników (w dodatku z obywatelstwem) i 50 zaginionych teczek atomowych krążących po świecie, które wypłynęły z Rosji za czasów Lebiedzia.

    Miko
  4. W wywiadzie sprzed 39 lat Oriana Fallaci indagowała Normana Mailera („American Dream”), dlaczego świat nienawidzi Ameryki. Niewiele później rozmawiała też z H. Rapem Brownem, przywódcą murzyńskiej partyzantki, nawołującym do eskalacji antyrządowej przemocy. Stany Zjednoczone tymczasem trwają sobie w najlepsze, pozostając lepszym światem dla wielu ludzi. Może to jest tak, że kraj ten po, będąc bardziej zagrożonym gniciem od środka niż wiele krajów europejskich, w których bardziej wyobrażano sobie zagrożenie przychodzące z zewnątrz, wykształcił mechanizmy na gnicie takie nie pozwalające? A jeśli błędy występują to raz?

    scarlettohara
  5. [scarlett]
    „będąc bardziej zagrożonym gniciem od środka niż wiele krajów europejskich”

    A to dlaczego? Cóż tam ma być takie skłonne do gnicia? I to jeszcze bardziej niż w Europie?

    tuje
  6. [bigapple1:]
    „jak to jest, ze co u nas sie udaje, u was nie moze zadzialac?”

    Jeśli zapomnimy, że tylko wyjątko zdeterminowani szaleńcy mają na tyle dużo bezrozumnej „odwagi” żeby zaatkować najsilniejsze militarnie panstwo świata, jeśli zapomnimy również o ostrzejszej niż w Europie polityce imigracyjnej wobec ludzi z krajów islamskich (Stanom OWP dawała się we znaki od 30 lat co najmniej) to faktycznie będziemy musieli przyznać, że „nam” się nie udało z przyczyn jakichś nieodganionych, a nie tak prozaicznych jak choćby te dwie wymienione.

    tuje
  7. Tomek, na litosc boska – nie plec bzdur.

    To straszne, jak latwo jest niektorym wypowiadac opinie, ktore czarno na bialym wykazuja,ze pojecia nie maja o co w ogole w danej sprawie chodzi, co sie stalo etc. etc.

    Ja juz nie wiem, czy to media w Polsce takie glupoty opowiadaja, czy ludzie slysza nie to co sie mowi, ale to co c h c a uslyszec.

    Ta glupota, jaka tutaj zapezentowales jest takim popisem ignorancji,ze trudno ja komentowac, ale tez nie sposob przejsc obojetnie.
    LUDZIE! N a u m c i e sie, zanim sie zaczniecie wypowiadac.

    W ataku na WTC NIE brali udzialu muzulmanie amerykanscy.
    Papiez bynajmniej nie powiedzial tego co autora wyzej insynuuje. PJII przed nikim sie nie plaszczyl…nie, to nie ma sensu, rownie sensowana bylaby dyskusja czy Ziemia jest plaska.

    Jestem naprawde wstrzasnieta, Tomku, bo nie spodziewalam sie po tobie takiego popisu ignorancji.

    Kaska

    Pyzol
  8. a mnie jakoś nie przechodzi przez gardło pochwała papieża za te słowa. nie polemizuję z prawdziwością ani jednego zjawiska, o którym piszesz, ale to nie jest 100% islamu. tak jak 100% katolicyzmu nie stanowi radio maryja. na łonie każdej religii są zjawiska…nieciekawe… zapewne dlatego sama trzymam się z dala od wszystkich, ale w tej sytuacji patrzę na papieża jak na polityka. to, co powiedział przyczyniło się do zamieszek, ataków na bogu ducha winnych ludzi, którzy zostali uznani przez tłum wściekłych islamistów za przedstwaicieli całego chrześcijaństwa. polityk ma być odpowiedzialny za masy. a papież nie był.

  9. Trochę to smutne, że papież tak się płaszczy przed muzułmanami. Nie od dziś wiadomo, że są oni przewrażliwieni na punkcie własnej religii i każde słowo przeciwko niej, choćby był to cytat ze średniowiecznego dzieła (jak było w tym przypadku), traktują jako osobistą zniewagę. Jestem tylko ciekaw, ilu z nich tak naprawdę przeczytało choćby fragment przemówienia B16 na uniwersytecie w Ratyzbonie. Nie mam żadnego interesu bronić papieża, bo mimo, iż nie jestem gejem ani lesbijką, pozostaję ateistą. Ale gdzieś trzeba postawić granicę. Wczoraj w TVN24 jakiś Arab krzyczał na antenie na prof. Wolniewicza, który ośmielił się mieć własne zdanie i nie zgadzać się z potrzebą przeprosin ze strony B16.

  10. Jan Paweł II próbował ekumenizmu, rozmów pokojowych itd – to jak widać nie działa, ale przynajmniej Watykan teraz nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia, bo przynajmniej próbowali.

    Wiadomo, że islam ma wiele odłamów i nie wszystkie są radykalne. Logiczne jest to, że Papież w swojej wypowiedzi odnosi się do tych radykalnych. Ale winą tych pokojowych jest również milczące poparcie dla radykałów i terrorystów.

    Dokładnie tak samo jak Maschadow odpowiada za to, że nie był w stanie zlikwidować Basajewa, Barajewa, Jamadajewów i innych radykałów czy też bandytów. Zwłaszcza, jeśli działali z inicjatywy Moskwy.

    Castaneda
  11. poza tym: my (czyli niby że cała Cywilizacja Zachodnia) naparzamy islam urzędowo, a oni nam podsrywają w gruncie rzeczy lajtowo. tylko my niby mamy szlachetne intencje, a oni tylko chcą nas ponaparzać. ale warto pokalkulować bezwzględną liczbę trupów.

    czescjacek
  12. Latwo tak mowic w Polsce gdzie prawie nie ma muzulmanow! To ze wiele muzulmanow na zachodzie nie pracuje zalezy od tego ze sie im nie oplaca! Jak ma sie piecioro dzieci i zasilki (emerytura, renta, chorobowe, social, zasilek dla bezrobotnych, zasilek na dzieci etc etc) to pojscie do pracy o 07.00 to czysta strata. Wiekszosc z tych muzulmanow i tak moze tylko liczyc na prace fizyczna. Wielu z nich z wyzszym wyksztalceniem zarabia na zycie jako taryfiarze. To ze jest pelo fanatykow religijnych zalezy od tego ze sie zprowadza biednych, nie wyksztalconych azylantow a nie ludzi ktorzy przyjeżdżają pracowac. Plucie na muzulmanow w Europie to po prostu kopanie tych co juz leza.
    Religia jako taka nie jest glupsza od naszej tylko u nas sie tego tak na serio nie bierze i wierzy sie bardziej na pokaz. Z rezta nie da sie porownac muzulmana z Bosni (gdzie sa bardziej europejcy) a muzulmana z zacofanego Iraku.

    wiking
  13. Ale powiedzcie mi, skąd to wszystko się bierze? Skad religia, która u żródła nie była religia mordów, Talibów i tym podobnych ekscesów taka się stała? Dlaczego? Skąd te pomysły na kamionowanie niewiernych kobiet, podopalanie niewiernych żon, mordowanie homoseksualistów, zabijanie każdego innowiercy?
    Przecież nasza- chrześcijańska Biblia to tez ksiega dość krwawa i stoi tam słynne „oko z aoko, zab za ząb” i ” jełśi Twoj e oko jest źródłem zgorszenia- wyłup je”
    A jednak my – chrześcijanie, katolicy tak nie żyjemy!!!!!!!

    Meg
  14. Jak spoleczenstw staje sie bogate i powstje klasa srednia i gdy nie ma zagrożenia zewnetrznego to mozna sie uniezalaznic od rodziny, parafii itd. W tedy nie ma potrzeby atakowania „zydow”, „pedalow” i innych by utrzmac jakas wspolnote rodzinna, narodowa lub religijna.

    wiking
  15. Denerwuje mnie twój zbyt autorytatywny ton wypowiedzi. Jak jesteś w opozycji do Kościoła i podejrzewam, że tak naprawdę świętujesz jak nadchodzi 24.12 (bo to fajna tradycja) to skąd możesz wiedzieć jaka była polityka Jana Pawła II wobec muzułmanów.

    Bodek
  16. Ojjj, źle się dzieje na świecie, źle.. Z jednej strony powinniśmy się cieszyć, że w dalszym ciągu jesteśmy politycznym i kulturalnym zapleczem Europy-wątpię, by w Polska stała się Francją no. 2 czy też by ktokolwiek z arabowa przejął się słowami naszych polityków czy też publikacją polskiej gazety.
    Jednakże jeśli zastanowić by się dłużej-przydałby się w końcu ktoś, kto powiedziałby to głośno-bez owijania w bawełnę, ujawnił tą tajemnicę poliszynela: to, że wyznawcy islamu wciąż maja mentalność „wiejsckiego pijaczka”: nie podoba się, to w ryj.. Przydałby się taki bardziej znaczący Sikorski (chodzi mi tu tylko o jego wypowiedź odnoszącą się do budowy rurociągu po dnie Bałtyku), który w imieniu UE, NATO czy innej organizacji rzuciłby rękawicę mnożącemu się barbarzyństwu i zacofaniu wśród europejskich/amerykańskich/pozaarabowskich imigrantów.
    Chcą mieć za wszelką cenę dzicz: niech ją sobie robią, ale u siebie.
    Odgrozić ich murem-niech się nawzajem pozabijają-ew. zrzucić parę bombek A, posadzić ziemniaki i za 50 lat powoli zasiedlać dzikie tereny 😉

    paulgray
  17. „Odgrozić ich murem” – no właśnie, takie odgrodzenie murem oznaczałoby m.in. ewakuację całego Izraela, opuszczene Iraku, Afganistanu, odwalenie się od Iranu i jego pokojowej bomby, zatrzymanie inwazji kulturowej… no can do!!!

    czescjacek
  18. Do Wikinga: „religia jako taka nie jest glupsza od naszej…”
    Moze i glupsza nie jest, lecz bedac muzulmaninem bedziesz mial, Wikingu, obowiazek podciecia gardziolka Twemu bratu, jesli przejdzie on na inna wiare.
    I ta cecha islamu wystarcza ( w mych oczach ) na calkowita jego dyskwalifikacje.

    szampans
  19. Bym nie przesadzał [szampansie] z tą całkowitą dyskwalifikacją – bo i islam nie jest jednorodny – polscy Tatarzy jakoś wyznając islam od paru stuleci żyją i nie podrzynają gardeł apostatom. Warto również wsłuchać się w głosy ludzi takich jak np. Selim Chazbijewicz:

    Wywiad Dawida Warszawskiego z Selimem Chzbijewiczem

    Euroislam

    Dawid Warszawski: Panie imamie, jesienią zeszłego roku na uroczystości żałobnej w warszawskiej synagodze po zamachu terrorystycznym na synagogę w Stambule odczytano Pański list. Napisał Pan w nim, że społeczność muzułmańską toczy rak terroryzmu i że prosi ona o pomoc w walce z nim. Dlaczego jest to rak? Dlaczego nie mają racji ben Laden i jego duchowni poplecznicy, którzy twierdzą, że to właśnie jest islam?

    Imam Selim Chazbijewicz: – Mordercy nie mogą mieć racji. Ale część muzułmanów wpadła w pułapkę lęku przed Europą i kompleksu Europy równocześnie. Terroryzm jest zarazem kalką europejskich zachowań, zresztą wszystkie ruchy i ideologie polityczne w islamie zrodzone w wieku XX są takimi kalkami. Element przemocy był jednak w islamie zawsze obecny. Nie wiem, czemu to przypisać. Powiedziałbym: charakterowi narodowemu Arabów, ale nie mam zamiaru obrażać narodu ani kultury, która składa się na kulturę muzułmańską, a więc również w pewnym sensie moją. Mówię w pewnym sensie, bo jestem również, czy może nawet bardziej, przynależny do kultury europejskiej, jestem euromuzułmaninem. Jednak w islamie zawsze były takie skrajności. Poczynając od sekty azrakitów, która już w niecałe sto lat po śmierci proroka Muhammada mordowała wszystkich, którzy nie wyznawali jej poglądów, a zwłaszcza tych muzułmanów, których uznała za niewiernych. Może to kwestia wieku? Islam jest najmłodszym monoteizmem. Ale myślę, że tak naprawdę główną rolę odgrywa tu brak ewolucji doktryny. Azrakici i im podobni byli marginesem, ale w islamie nastšpiło w średniowieczu zatrzymanie naturalnego rozwoju teologicznego.

    Dlaczego islam bardziej bał się zmiany doktryny niż chrześcijaństwo czy judaizm?

    – Zwolennicy zmian w islamie przegrali. Judaizm był w sytuacji swoiście komfortowej, bo przez dwa tysiąclecia nie sprawował władzy politycznej. W chrześcijaństwie z kolei dość wcześnie nastąpiło oddzielenie religii od państwa. Natomiast państwa muzułmanów pozostały islamskie, teologia była podstawą polityki, a państwo musiało dbać o własne interesy i przejęło kontrolę nad teologiš. Islam jest religią oraz systemem kulturowym czy cywilizacyjnym, a więc ideowym, ideologia zaś musi podlegać modyfikacjom. Próbowano to zatrzymać sztucznie i stąd jest tak, jakby ktoś chodził w przyciasnym ubraniu.

    Czyli religijne uzasadnienie terroryzmu w islamie jest anachronizmem?

    – Po części tak. Ja myślę, choć bywałem za to atakowany, że cywilizacja muzułmańska powinna rozwijać się w zupełnie inny sposób. Tak twierdził krymski Tatar Ismail Gaspriński, wielki reformator, który żył w latach 1856-1914. W latach 80. XIX wieku wydawał czasopismo, które się nazywało „Terdżuman”, co w języku tatarskim znaczy tłumacz. Chodziło mu o tłumaczenie jednej kultury na drugą. Pismo miało za zadanie przybliżać narodom Wschodu cywilizację Europy. Z czasem „Terdżuman” stał się najbardziej poczytnym pismem na Bliskim Wschodzie, docierał do Indii, Persji, oczywiście Turcji. Był tam najbardziej opiniotwórczą gazetą. Koncepcja Gasprińskiego znalazła kontynuatorów. Wyrosła z niej cała reforma turecka i przeprowadzona potem przez Atatürka laicyzacja państwa.

    Ale to zrobiło państwo, nie religia.

    – To zrobili ludzie wychowani w islamie, którzy chcieli oddzielić religię od państwa. Ich dzieło należy kontynuować: islam powinien mieć swoją głęboką odnowę na wzór chrześcijańskiej. Z tą koncepcją walczą ortodoksi skrajni, nazywani fundamentalistami. Chcą przywrócić państwo muzułmańskie, choć bardzo wielu uczonych wątpi, czy takie państwo kiedykolwiek istniało w takim znaczeniu, jakie dzisiaj mu się nadaje. Ja sam zaś jestem głęboko zafascynowany tymi reformami i ruchem młodotureckim w ogóle.

    Ale poza Turcją to się nigdzie nie dokonało. Mało tego, ten odłam opinii muzułmańskiej, który najgłośniej słychać dzisiaj, pewnie w Panu upatrywałby odszczepieńca, kapitulanta czy wręcz zdrajcy. Na ile to, co Pan mówi, jest reprezentatywne dla współczesnej opinii islamskiej?

    – Niewątpliwie „moderniści” muzułmańscy, zwolennicy przemian, okcydentalizacji, są obecnie w mniejszości. A już na pewno są mniej słyszalni. Ich poglądy podziela większość polskich Tatarów. Na świecie niewątpliwie myślą w ten sposób elity tureckie, a sądzę, że również spora część elit irańskich, którym obecny reżim został narzucony. Iran by się bardzo szybko zeuropeizował, gdyby ten reżim pękł. Myślę, że podobny proces zaczął się już w Pakistanie, choć nie jest kontynuowany. Tak samo w Malezji, już nie mówiąc o muzułmanach europejskich. Muzułmanie po prostu nie zdołali wykształcić odpowiednich elit. Kształcili je świadomie muzułmanie rosyjscy, ale zniszczyli je bolszewicy. Powstała tam młoda inteligencja nastawiona nacjonalistycznie i laicko, ale została wymordowana. Muzułmanie w wieku XX niemal nie mieli przyzwoitych przywódców politycznych, Arabowie zaś to w ogóle tragedia pod tym względem.

    Czy islam bośniacki odegrał tu jakąś rolę? Czy ludobójstwo Bośniaków wpłynęło na obraz Europy w oczach muzułmanów?

    – Niewątpliwie bośniaccy muzułmanie patrzą dziś na Europę nieufnie. Mam stamtąd krewnych. Nie wybrali azylu w Turcji czy w krajach arabskich, tylko żyją w Danii i tam się naturalizują. Mimo wszystko wybrali kulturę europejską.

    Upatruję odnowy islamu w europeizacji, okcydentalizacji. Dobrze rozumianej, nie chodzi o hamburgery i coca-colę, tylko o system szkolnictwa, który byłby w stanie wytworzyć całkiem nowe elity intelektualne, pozbawione kompleksu wobec Europy i partnerskie wobec niej – jak Japończycy. Na razie partnerstwa nie ma, trwa walka, nienawiść połączona z kompleksem.

    Na specyfikę wewnętrzną islamu, o której Pan mówił, nakłada się też trwający już sto lat konflikt polityczny w Izraelu/Palestynie.

    – Tutaj dopiero młode pokolenie, po obu stronach, ma szanse cokolwiek zrobić. Te narody muszą jakoś koegzystować. Niewątpliwie powinno powstać jakieś państwo palestyńskie, chociaż nie wiem, czy nie byłoby tworem w pewnym sensie sztucznym. Musiałoby żyć z dotacji krajów naftowych, bo żadnych bogactw naturalnych tam nie ma. Arafat przechodził już tyle metamorfoz, że nie wydaje mi się wiarygodnym rozmówcą. Zaczynał w organizacji Braci Muzułmańskich, potem był marksistą, potem znowu się deklarował jako muzułmanin, jeszcze był po drodze socjalistą. Arafat za długo chce rządzić. Kiedyś trzeba oddać władzę młodszym, sprawniejszym, bardziej wykształconym.

    Niedawno wrócił Pan z Izraela. Jakie wrażenia?

    – Pozytywne. Jest to po prostu dobrze zorganizowany kraj. Widać dbałość Żydów o ten kraj, ich bezinteresowną doń miłość. Jest tam jednak wszędzie widoczne napięcie. Jak się wchodzi do sklepu, do kawiarni czy na pocztę, wszędzie są bramki, trzeba pokazywać, co się ma w torbie. Atmosfera jest prawie wojenna, ludzie z bronią na ulicach. Zarazem bardzo rzuca się w oczy wzajemne odgrodzenie się obu społeczeństw: w Jerozolimie w dzielnicy żydowskiej nie widać Arabów, a Żydzi z kolei prawie nie wchodzą do dzielnicy arabskiej.

    Czy zgodziłby się Pan na kompromis w sprawie miejsc świętych?

    – Myślę, że można by się porozumieć. Trzeba jednak rzeczywiście dobrej woli obu stron, z wykluczeniem ekstremistów. Tymczasem widziałem po stronie żydowskiej złotą menorę przygotowaną do wniesienia do świątyni, która miałaby stanąć na Wzgórzu Świątynnym, gdzie dziś jest meczet al Aksa i Kopuła Skały. Niemniej Abraham i Salomon są również czczeni przez muzułmanów – jako Ibrahim i Sulejman.

    Muzułmański Związek Religijny w Polsce zajmuje w świecie muzułmańskim dość nietypowe stanowisko w sprawie konfliktu wokół wypowiedzi muftiego Jakuba Szynkiewicza.

    – W 1932 roku mufti Szynkiewicz był w Jerozolimie na światowym kongresie muzułmańskim. W wywiadzie dla jednej z tamtejszych gazet żydowskich powiedział, że Żydzi mają prawo do stworzenia własnego państwa w Palestynie. Miał bardzo szerokie horyzonty.

    Jak to zostało przyjęte?

    – Bardzo niedobrze. Ówczesny przywódca muzułmanów palestyńskich mufti Hadż al Huseini miał do niego pretensje o tę wypowiedź. Ale Tatarzy polscy, polscy muzułmanie nigdy nie byli antyżydowscy.

    Czy to wpłynęło na stosunek innych muzułmanów do polskich Tatarów?

    – Być może, choć przed II wojną cały konflikt żydowsko-palestyński nie był tak nagłaśniany, więc i wypowiedź muftiego Szynkiewicza nie stała się wielką sensacją. Po wojnie zaś powstała dla nas zupełnie inna sytuacja, bośmy się stali w Polsce malutką mniejszością, całkowicie odciętą od wpływów i kontaktów. Mufti Szynkiewicz, uciekając przed Armią Czerwoną, wyjechał do Egiptu, a potem do USA, gdzie zmarł.

    Zapewne z muftim i z Panem nie zgodziłby się w sprawie Izraela/Palestyny ani w żadnej innej poznański imam Ammar, deportowany z Polski.

    – Wolałbym, żeby mnie w ogóle z nim nie łączyć. My z takimi ludźmi nie mamy nic wspólnego.

    Dlaczego?

    – Tak jak Polak katolik różni się od katolika Irlandczyka, Hiszpana, tak polski Tatar różni się w sposób istotny kulturą, tradycją, wychowaniem, wszystkim, od muzułmanina z Jemenu. Wspólna jest podstawa religii, ale ona nie jest tak szeroka, by stawiać tu znak równości. Sposób myślenia tego pana jest mi całkowicie obcy i mam nadzieję, że obcy pozostanie, mimo że podczas modlitwy wykonujemy te same rytualne gesty. On zresztą, wbrew temu, co pisały media, nie był duchownym. W islamie nie ma duchownych. Jest gmina muzułmańska w Poznaniu i on tam prowadził modlitwy, ale równie dobrze mógłby je prowadzić ktoś inny. Nasi imamowie nie przypominają księży, już raczej rabinów. Czytałem wywiad z tym panem w „Dzienniku Bałtyckim” – to było żenujšce. Jego interpretacja islamu to populizm z elementami socjalizmu i dużą dozą totalitaryzmu. Nie chciałbym żyć w państwie, którym rządziliby tacy ludzie.

    Czy upatrywałby Pan w reakcji władz polskich czy polskiej opinii publicznej na tę sprawę rasizmu, dyskryminacji?

    – Nie. Ja bym sam go wydalił. Władze polskie zareagowały najlepiej jak mogły, zanim się stało coś złego. Jest zresztš jeszcze paru ludzi w Polsce, których trzeba by potraktować tak samo.

    To, co Pan mówi, pokazuje specyfikę polskiego islamu, islamu polskich Tatarów.

    – Polscy Tatarzy to nie jest cały polski islam: sąš jeszcze grupy młodsze, Arabowie, jak pan Ammar, i konwertyci, często szczególnie radykalni. Niewiele mamy z nimi wspólnego. Polscy Tatarzy są grupą etniczną żyjącą na obszarze Rzeczypospolitej już od sześciuset lat. Przywędrowali mniej więcej w drugiej połowie wieku XIV. Turcy osmańscy i Tatarzy krymscy zarzucali polskim Tatarom, że walczą w armii koronnej przeciw swoim pobratymcom. Oni zaś odpowiadali: ani Bóg, ani Prorok nie każe wam napadać na Polaków i Litwinów, i my was zwalczamy jako bandytów, a nie współwyznawców. Dokładnie to samo można by odnieść do czasów współczesnych.

    Rozmawiamy w Sandomierzu 14 czerwca, na zakończenie zwołanej przez lokalną organizację Ekosan konferencji, w której uczestniczyli polscy muzułmanie, katolicy i Żydzi. Czy możliwa jest kontynuacja takiego dialogu w Polsce i poza Polską?

    – Sądzę, że będzie wielu przeciwników, ale ten dialog powinien być kontynuowany. Uczmy się na przykładzie ruchu paneuropejskiego. Jeszcze 50 lat temu uważano jego entuzjastów prawie za szaleńców, a dzisiaj mamy zjednoczoną Europę. Mam nadzieję, że tak będzie również z naszym dialogiem. Obecnie uważani za szaleńców, zdrajców czy odszczepieńców, będziemy kiedyś postrzegani jako prekursorzy tego, co wszyscy wówczas uważać będą za normalne: pokojowej koegzystencji, uczenia się od siebie nawzajem.

    Selim Chazbijewicz

    Profesor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Ukończył studia polonistyczne na Uniwersytecie Gdańskim, zrobił doktorat na Wydziale Nauk Społecznych UAM w Poznaniu. Jest autorem książek poetyckich i eseistycznych na temat polskich i litewskich Tatarów. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, w latach 1986-91 redaktor naczelny kwartalnika „Życie Muzułmańskie”. Założył Związek Tatarów Polskich, jest jego prezesem. Imam gminy w Gdańsku do 2003 roku. Współprzewodniczy Radzie Wspólnej Katolików i Muzułmanów.

    rozmawiał: Dawid Warszawski

    tuje
  20. Tomku nie nam zmieniać czyjąś religie i obyczaje. Dopóki ta religia nam nie zagraża możemy tylko perswadować i nakłaniać do zmiany, jak to się z wielkimi oporami ale jednak udaje w Turcji. No właśnie czy ta religia nam zagraża ? Moim zdaniem nie. Zagrażają fanatycy, z którymi należy ostro walczyć i z którymi walczy się ostro od jakiegoś czasu nie zważając na prawa człowieka. Mówisz o większości muzułmanów –fanatyków. W, którym kraju jeśli można spytać? W U.S.A. nie, we Francji to problem rasizmu i biedoty francuskich przedmieść, nie problem islamu. Młodzi bandyci spod Paryża czy Marsylii są bardzo zlaicyzowani, często bardziej niż przeciętny europejski Francuz. Powiesz pewnieWlk.Brytania.ale czy aby na pewno. Skoro Londynistan zamieszkały jest przez setki tysięcy muzułmanów to gdyby był tak radykalny to codziennie zarzynano by w nim setki muzułmańskich dziewcząt i płonęły by kościoły. W Niemczech Turcy tez zamiast się modlić też wola zażywać uciech doczesnego życia, tam problem jest nieco podobny do tego z Francji tyle tylko, że mniej nasilony. Radykałowie islamscy to nadal margines tylko , że bardzo widoczny i głośny. Wrzucając wszystkich do jednego worka robi się krzywdę tym którzy w spokoju się dorabiają. Owszem Europa powinna powziąć stanowcze kroki w sprawie terroryzmu , w tym prześwietlać konta tych spokojnych obywateli, czy aby nie finansują terroryzmu. Prewencja , surowe przestrzeganie prawa ( przymusowe deportacje fantycznych imamów) edukacja ale kontrolowana, być może nawet cenzura w sieci i imigracyjne bariery. Tak to da jakieś efekty, ale co z tego, że zaczniemy się nawzajem znieważać. To tylko nakręca spirale nieufności jest wodą na młyn radykałów. Pamiętajmy, że Europa jest już zamieszkała przez muzułmanów i radząc sobie z tym problemem trzeba ich do naszego stylu życia zachęcić a nie wyrzucać poza nawias.

    Po twoim tekście widzę , że tobie tez udzieliła się histeria i być może poczucie strachu. Skoro fanatycy imają się zamachów to znaczy, że są słabi, bo tylko słabeusze tak walczą. Apele Falacii przypominają trochę histerie w Anglii z czasów wojny z I.R.A. Pomyśl, że Europa jest jak śpiący tygrys którego terroryści targają za wąsy,. Problem w tym , czy powinien się już obudzić i żeby machając łapa nie pokiereszował sobie pyska.

    Problem jest trudny do rozwiązania, ale histeria i demagogia tylko go pogłębia. Dla mnie dowodem takiej histerii i wykorzystywania problemu jest wpis M.Karnowskiego na swoim blogu http://newsweek.redakcja.pl/blogi/blog.asp?Artykul=12832&Watek=96842&WatekStr=1&DA=190920061430&AutorBloga=M_Karnowski

    galopujący major
  21. „Ale powiedzcie mi, skąd to wszystko się bierze?”

    Wszyscy się dziwują, że kobiety w islamie powinny zakrywać twarz. I nikt nie pamięta, że to zalecenie przyszło do islamu właśnie z chrześcijaństwa.

    „Kobiecie przystoi jedynie szata żałobna. Skoro tylko przekroczy próg wieku dojrzałego, winna zasłonić swe gorszące oblicze, by nie utracić szczęśliwości wiecznej\”. Tertulian (ok. 160-po 220 r.)

    „Kobieta powinna zasłaniać oblicze, bowiem nie zostało ono stworzone na obraz Boga\”. Św. Ambroży (ok. 340 – 397 r.)

    „W miejscu, w którym zatrzyma się ksiądz, nie powinna przebywać żadna kobieta\”. Ustalenia synodu paryskiego (846 r.)

    „Kobiecie nie wolno mieszkać w pobliżu kościoła\”. Ustalenia synodu w Coyaca (1050 r.)

    „Księża, którzy udzielają noclegu kobietom i doznają przy tym podniety, muszą zostać ukarani. Kobiety natomiast mają zostać sprzedane przez biskupa jako niewolnice.” Ustalenia synodu biskupów w Toledo

    Ot prosta rzecz, jak się zaczęło swoją religię w VII wieku, to jest się siedem wieków do tyłu. Mniej więcej w owym czasie chrześcijańscy rycerze rozrąbywali dzieci w Jerozolimie, po to by chwilę potem zapłakać nad grobem Chrystusa (że udało im się dotrzeć, bynajmniej nie za dziećmi). Bo dla chrześcijanina poganin nie był człowiekiem, więc można było go szlachtować jak świnkę na obiadek również dzisiaj. Niektórzy zrzucają winę na niekoherencję, ale ta niekoherencja musiała mieć uzasadnienie, więc w gruncie rzeczy byli to ludzie spójni umysłowo, tylko z innym oglądem świata. Tak samo dzisiaj poganie nie są ludźmi dla radykalnych islamistów, więc owi muszą sobie redukować dysonans, że nie-ludzie osiągnęli więcej od nich – ludzi.

    Wszystko się rozbija o ideologię. Uniwersalne prawa człowieka to też jakaś ideologia, która wyrosła z innej ideologii. Oni są na etapie takiej ideologii, która mówi kto jest człowiekiem a kto nie, więc nie dziwmy się, że żaden dialog nie ma sensu, bo to jak rozmowa XX wiecznego naukowca z mnichem z okolic XIII wieku.

    Miko
  22. Mam wrażenie, że wiele osób tutaj nie dostrzega zasadniczej kwestii. Kiedy powstało chrześcijaństwo? 2 tysiące lat temu. Kiedy powstał Islam? w 600 roku. Niby tylko 600 lat różnicy? Przypomnijcie sobie zatem, jak wyglądała chrześcijańska Europa 600 lat temu. Wielka Inkwizycja, palenie czarownic, wyprawy krzyżowe … Na pewno słyszeliście coś o tym. Jeśli porównacie tamto chrześcijaństwo z obecnym islamem, to znajdziecie wiele punktów wspólnych. Nie mówcie mi więc proszę, że chrześcijaństwo jest „bardziej tolerancyjne”, „mniej krwawe”, czy jak jeszcze chcecie to nazwać. Przedstawiciele obu religii są gotowi zabijać w imię wiary, często bezmyślnie i bezsensownie. Tyle, że chrześcijaństwo jest o te 6oo lat do przodu i miało czas, żeby trochę dojrzeć.

    opium
  23. Do Tuje:
    Mam sporo przyjaciol, zlaicyzowanych muzulmanow – przede wszystkim gejow – i wierz mi, Tuje, mam dla nich bardzo wiele sympatii i szacunku. Tym ludziom nie jest latwo zyc, gdyz obracaja sie, z uwagi na ich pochodzenie, w srodowisku, w ktorym wywiera sie na nich duzy nacisk. Konwersja jest tam wykluczona. Nawet za agnostycyzm i ateizm jest sie wykletym. Sa oni zmuszeni do udawania religijnosci, lecz wewnetrznie pozostaja oni w opozycji. Ale czy Ty potrafilbys tak zyc ? Bo ja nie. Zreszta to samo odczuwam do Polakow, ktorzy maja odwage przeciwstawic sie KK, choc tym jest znacznie latwiej.
    Ci myslacy muzulmanie takze uwazaja, ze Koran jest ksiega, ktora zawiera kompromitujace ja tezy; jak ta, ktora naklada automatycznie fatwe ( rowna wyrokowi smierci ) na konwertytow. Niestety, te tezy w Koranie beda istniec zawsze, gdyz jest to ksiega „swieta” i zawsze bedzie mozna, w razie potrzeby, do nich powrocic.

    szampans
  24. Ludzie! Argument z tym, że islam jest kilkaset lat młodszy od chrzescijaństwa, co jakoby miałoby go rozgrzeszać, jest absolutnie nie na miejscu. Islam ma w końcu te 1400 lat, a to wystarczajacy czas dla kazdej religii, by sie rozwinęła i ucywilizowała. Świadkowie Jehowy czy Mormoni, wyznawcy religii monoteistycznych liczących sobie po ok. 200 lat historii, choć we własnym gronie hołduja czasami dziwnym przesadom, nie wysadzają się w powietrze, nie narzekaja na lewo i prawo, jak to ich świat prześladuje i nie nawracają stryczkiem i mieczem.

    Z drugiej strony ideologie takie jak nazizm czy komunizm były niezmiernie młode, znacznie młodsze od chrzescijaństwa czy islamu, gdy popełniały swe zbrodnie. Je też rozgrzeszycie z tego samego powodu?

  25. Do szampansa:
    Religie da sie zinterpretowac inaczej zależnie od konjuktury. Przecież nikt z katolikow dzisiaj by nie wpadl na to by palic czarownice mimo ze jest taki nakaz w starym testamecie na ktory sie kiedys powolywano. Problem jest raczej z kultura. Muzulmanki w Bosni (te mieszkajace w miastach) zwykle nie nosza okrycia na glowach mimo ze jest taki nakaz. Wiekszosc muzulmanow w Europie jest za to z biednych i nie rozwiniętych krajow a ich rodzice czesto nie maja wyksztalcenia. Do tego dochodzi jeszcze problem izolacji. Wiekszosc muzulmanow miszka w „gettach” a ich dzieci maja malo okazji zpotykac sie z tubylcami. Do tego rasizm i pogarda tubylcow doprowadza do jeszcze gorszej izolacji
    i religijnosci. Pogarda muzulmanow jest tu rowniez wyrazem kompleksow. Nie mam rozwiazania na problem, ale caly ten atak na ta mniejszosc jest niesmaczny. Zreszta tworzymy tu jakas jednosc europejsko-chrzescijanska ktorej nigdy nie bylo.

    wiking
  26. Tuje, wywiad z Selimem Chzbijewiczem jest po prostu genialny. Szkoda tylko, że muzułmanie myślący tak jak on (czy inni polscy Tatarzy), częściej nie pojawiają się ze swym przesłaniem w mediach, zawłaszczonych dzis przez talibów i mudzahedinów.

  27. [Szampans] mam wrażenie, że jednak wywiad z Chazbijewiczem przeczytałeś bardzo pobieżnie: tam jest wyraźnie powiedziane: i w islamie może być taka społeczność, którz zachowując swoją wiarę godzi ją doskonale z obyczajami swoich sąsiadów i prawami, którymi wszyscy na równi podlegają.

    Ostracyzm z powodu porzucenia religii, która wyznaje cała rodzina „odszczepieńca” występuje pewnie wśród wszystkich wyznań (tak chrześcijaństwa jak i islamu) – jedyną różnicą jest to, że współcześnie istnieją państwa, w których islam jest religią panującą (dosłownie – nawet nie można przyrównywać tego do „panującego” w Polsce katolicyzmu), w których odszczepieńców i apostatów ściga się i karze (łacznie z karą śmierci) metodami policyjnymi – cóż, takie państwa są po prostu prymitywnymi państwami bandyckimi i oczywiście wobec nich zachowanie wstrzemięźliwości w kontakatach np. handlowych powinno być automatyczne – niestety nie jest – często z powodu ropy. Trudno się więc dziwić, że panująca w nich fanatyczna forma islamu ma się tak dobrze.

    Przykład malutkiej, ale wielowiekowej grupy polskich Tatarów pokazuje, że da się islam pogodzić z niepodrzynaniem odszczepieńczych gardeł. Zresztą w innych państwach jest mnóstwo muzułmanów godzących wyznanie z obyczajami i prawami reszty współobywateli.

    Nawet jeśli ludzie wychowani w takich rodzinach stają się terrorystamai (jak spora część uczestników ataku na WTC), to przecież nie można oskarżać ich rodzin o to, że synowie stali się terrorystami, bo wyrośli w atmosferze fanatycznego antyeuropejskiego, czy antyamerykańskiego islamu – ich biogramy pokazują, że w pewnym momencie dostali się pod „opiekę” wyjątkowo niebezpiecznych, oszalałych i fanatycznych islamskich popaprańcow – no i zostali „twisted on the dark side”. Czyli jakby nie patrzeć, lekarstwem na to mogłaby być inwigilacja i kontrola nad takimi popaprańcami podróżującymi i mieszkającymi w Europie i USA (co pewnie się teraz i tak dzieje) – porównaj to z przypadkiem wydalonego z Polski Ammara. Jak ktoś podczas nabożeństwa wzywa do przemocy, to się chyba automatycznie skazuje na specjalne traktowanie, które powinno być zdecydowanie podjęte – bo w porzeciwieństiwe do popaprańców w rodzaju Rydzyka znajduje odzew nie wśród batalionów babć uzbrojonych w laski, tylko wśród młodych i gotowych na wszystko kolesi. I takie działanie nie byłoby żadnym naruszeniem swobód religijnych, ani lżeniem islamu itp. tylko naturalnym odruchem obronnym, choć trzeba by wytrzymać wtedy nawał oburzenia i pohukiwań wydawanych naraz przez „prawdzwych” obrońców wolności i demokracji z jednej strony, jak i pobratymców w procederze wydalonych szerzycieli przemocy z drugiej strony. Mam wrażenie, że często sama wizja tych pohukiwań wiązała skutecznie ręce państwom Europy Zachodniej.

    Nie jest to jednak lekarstwo, które da ozdrowienie, raczej byłby to środek na podobieństwo adrenaliny podawanej osobie z zawałem. Dalej państwa Europy zachodniej będą radziły sobie w odmienny sposób – bo inne problemy mają w Holandii a inne we Francji (o tej pisałem już wcześniej, ale nie mogę wyjść ze zdumienia, jak rząd francuski może postępować tak krótkowzrocznie i tak rasistowsko – jakby kompletnie bez rozumu).

    Jedno jest pewne – sam się problem nie rozwiąże.

    tuje
  28. Ciekawy artykuł i dyskusja.

    Padło ważne pytanie, dlaczego Europa Zachodnia ma tyle problemów z imigrantami muzułmańskimi, a Stany nie mają (bo i terroryści pochodzili z importu). Może chodzi o to, że Stany zmuszają do pewnej asymilacji. „Rób co chcesz, ale nasze zasady szanuj.” Możesz wierzyć w cokolwiek, ale płać banknotami, na których widnieje „In God We Trust”. I jak zaczniesz pieprzyć o państwie wyznaniowym — droga za granicę wolna.

    Europa natomiast pozostawiła obcym ogromny margines wolności i dodała do niego opiekę socjalną, wychodząc z założenia, że jeśli my będziemy tolerancyjni, to i oni będą. Nic bardziej błędnego.

    Troszkę o tym pisałem na blogu: http://vroobelek.iq.pl/blog/1132360860

  29. Galopujący majorze, mój post był ostry, przyznaję, i uogólniający, niemniej przybysze z krajów islamskich w Europie Zachodniej, mimo że występują wśród nich szlachetne jednostki, które pewnie muchy by nie skrzywdziły, w swej masie do zbyt przyjaznych nie należą. Zwłaszcza że więcej wśród nich takich, co nawet jeśli sami nie zamierzają robić zamachów, to rozumieją i jawnie lub skrycie popierają intencje zamachowców, niż takich, co czynnie sprzeciwiają się dżihadowi.

    Popierajacych zamachy jest wsród społeczności islamskich jest zresztą – jak wynika z zeszłorocznych badań waszyngtońskiego (wiem, wiem) instytutu Pew, w takiej Jordanii popiera Bin Ladena i jego metody… 60 procent społeczeństwa. W Pakistanie – 55 procent. W innych państwach było to mniej, ale też niemało… Cały raport był streszczony w Wyborczej

  30. Tzn.

    Ba, gdy przyjdzie do samych zamachów, nawet niepowiązani z terroryzmem muzułmanie okazuja czasami zdumiewający brak taktu. O tym, co się działo po zamachach w londyńskim metrze i autobusie pisał swego czasu Patrick Sookhdeo w Spektatorze. Tekst w Sieci za tygodnikiem Forum nr 35/2005:

    8 lipca [dzień po zamachach w Londynie – TŁ], nawiązując do wydarzeń w Londynie, gazeta „The Muslim Weekly” bez najmniejszych skrupułów opublikowała obszerny artykuł Abida Ullaha Jana „Islam, wiara i władza” postulujący, że muzułmanie powinni walczyć o zdobycie politycznej i militarnej władzy nad wyznawcami innych religii, że wojna jest dla muzułmanów obowiązkiem oraz że muzułmański model władzy, islam oraz islamskie prawo szarijatu należy wprowadzić na całym świecie. Tezy te były wsparte cytatami z Koranu. Całość kończyła dyskretna groźba pod adresem Wielkiej Brytanii. Zamachy z dnia poprzedniego stanowiły doskonałą ilustrację postulatów Abida Ullaha Jana, a redaktor gazety nie czuł potrzeby wycofania artykułu lub przeproszenia za jego opublikowanie. Gazeta jest znana i czytana w całej Wielkiej Brytanii.

  31. I większy fragment badań instytutu Pew dla tych, którzy ciekawi, jak się poparcie dla terroryzmu rozkłada dokładnie w państwach muzułmańskich:

    W ciągu dwóch ostatnich lat przywódca al Kaidy stracił prawie połowę zwolenników w Maroku (wciąż popiera go tam jednak 26 proc.), Indonezji (tam może liczyć na poparcie 35 proc.) i Turcji (7 proc. zwolenników). W Libanie nie popiera Osamy już prawie nikt (2 proc.). Za to wzrosła rzesza jego sympatyków w Jordanii (60 proc.) i Pakistanie (55 proc.), krajach sąsiadach Iraku i Afganistanu, głównych pól bitew toczonych przez USA i ich sojuszników w globalnej wojnie z terroryzmem.
    Wśród przedstawicieli krajów Zachodu i Rosji w żadnym zaufanie do ben Ladena nie przekracza 3 proc. Wśród Polaków „dużego zaufania” do niego nie ma nikt, „pewne zaufanie” ma 1 proc., a „nieduże” – 8 proc.
    Spośród innych mieszkańców Europy i Ameryki Północnej Polacy zdecydowanie wyróżniają się brakiem wiedzy o muzułmanach i kontaktów z nimi, a także najmniejszym poziomem lęku przed muzułmańskim ekstremizmem. Tylko 7 proc. Polaków obawia się, że mogłoby to stanowić zagrożenie w naszym kraju. Dla porównania muzułmańskiego ekstremizmu w swoich krajach boi się bardzo 31 proc. Amerykanów, 34 proc. Brytyjczyków, 32 proc. Holendrów i 52 proc. Rosjan. Aż 23 proc. Polaków w ogóle się nie boi muzułmańskiego ekstremizmu w Polsce (w innych krajach Zachodu brak jakichkolwiek obaw deklaruje najwyżej 7-8 proc.). Zdecydowanie mniej niż inni obawiamy się też, że muzułmański radykalizm stanie się zagrożeniem dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
    Co ciekawe, sami muzułmanie obawiają się religijnego ekstremizmu niemal równie bardzo jak mieszkańcy Zachodu. Za zagrożenie uważa go trzy czwarte Marokańczyków i ponad połowa Pakistańczyków i Turków, prawie połowa Libańczyków i Jordańczyków.
    Za główną przyczynę muzułmańskiego radykalizmu Jordańczycy i Libańczycy uważają niesprawiedliwą ich zdaniem politykę USA, a Marokańczycy, Pakistańczycy i Turcy – biedę, bezrobocie i brak wykształcenia. Indonezyjczycy uważają, że muzułmański fanatyzm jest reakcją na powszechny upadek obyczajów.
    Wśród muzułmanów maleje też zrozumienie dla samobójczych ataków terrorystycznych jako metody walki w „obronie islamu”. W Maroku podziela tę opinię już tylko 13 proc. mieszkańców (rok temu prawie 40 proc.), w Indonezji – 15 proc. (w 2002 r. – 27 proc.), w Libanie – 39 proc. (w 2002 r. było ich aż 73 proc.). W Pakistanie, gdzie zwolenników samobójczych zamachów terrorystycznych było mniej niż w krajach arabskich, ich liczba spadła z 33 proc. do 25. Wzrosła natomiast – z 43 do 57 proc. – liczba Jordańczyków uważających samobójcze zamachy za dozwolony oręż.
    Gdy pytanie o zamachy dotyczyło walki z Amerykanami i resztą koalicji w Iraku, poparcie dla samobójców jest nieco większe, ale tylko w Maroku przekracza połowę (56 proc.). W pozostałych krajach muzułmańskich większość jest przeciwna zamachom także w Iraku (popiera je 49 proc. Jordańczyków i tylko 24 proc. Turków).

    za: http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34174,2823425.html

    Raport jest sprzed roku. Ciekaw jestem, jak to wygląda teraz, po wojnie w Libanie i wypowiedziach Benedykta…

  32. Popatrz jak wyglądało chrześcijańśtwo 500 lat temu – mniej więcej o tyle jest młodszy islam jako religia – i o tyle bardziej radykalny. Papież zrobił bzdure – napluć na sąsiada może każdy, tylko po cholerę?

  33. [Tomek]”Z drugiej strony ideologie takie jak nazizm czy komunizm były niezmiernie młode, znacznie młodsze od chrzescijaństwa czy islamu, gdy popełniały swe zbrodnie. Je też rozgrzeszycie z tego samego powodu?”

    Moja wypowiedź nie ma na celu nikogo rozgrzeszać. To jest tylko mój punkt widzenia na naturę problemu. Ideologiczna „młodość” nazizmu i komunizmu jako takich nie odgrywa tutaj roli, bo to są dzieła świata chrześcijańskiego. Moim zdaniem nazizm nie mógłby powstać bez komunizmu, komunizm bez kapitalizmu, kapitalizm bez oświecenia, a oświecenie bez krytyki chrześcijaństwa, w którym samo wyrosło. Wszystko wyrasta w określonych warunkach. Gdyby Zachód nie wszedł w to pierwszy, to Chiny nie skopiowałyby komunizmu, a Japonia faszyzmu.

    Oczywiście to, co teraz napisałem, kontrastuje z poglądem o siedmiu wiekach opóźnienia jako czymś nieuniknionym. Kontrastuje, bo właśnie napisałem, że da się coś „zaimportować”, zwyczajnie podstawiając sobie odpowiednie postacie pod odpowiednie role (tak jak Czerwoni Khmerzy nazywali Chińczyków, Wietnamczyków i Francuzów „faszystami”). Ale zawsze istnieje jakiś oryginał, myślenie Marksa było „oryginalne” w tym sensie, że przetworzył na swój sposób chrześcijańską wizję zbawienia (nie zrobiłby tego, gdyby przed nim nie było Hegla i Feuerbacha, a przed nimi – Kanta).
    Czy więc islam może skopiować liberalną demokrację? Myślę, że to napotyka na pewien istotny problem – sekularyzacji chrześcijaństwa bardzo sprzyjał fakt, że interpretacja Biblii była przez długi czas „trzymana za mordę” w jednym ręku. Wobec czego, był jasny wróg, było kogo winić i była potencjalna zmiana, której można było się domagać (prawa powszechnej interpretacji). W przypadku islamu (szyici są przypadkiem szczególnym), czegoś takiego nie ma – każdy Ali z Koziej Wólki może powiedzieć jak on sobie rozumie „dżihad”, bo tam nie ma teologów i nie ma scentralizowanej hierarchiii, przeciwko której możnaby wystąpić. W takim układzie wygra ta interpretacja, która ma za sobą wyższy autorytet (np. poparty siłą militarną). Tyle że, we współczesnym świecie, taka sytuacja jest niebezpieczna – bo jeśli ten Ali sobie ten dżihad zinterpretuje, to będzie go bardzo ciężko odwieść od realizacji, bo szczere przekonania religijne są bodaj najbardziej intymną częścią ludzkiej tożsamości – raz przyjęte, są ciężkie do odrzucenia.
    Wobec czego – problem islamu jako religii polega na tym, że jest ona bardziej demokratyczna od chrześcijaństwa, a przy tym bardziej „wspólnotowa” (chrześcijaństwo stało się „monadyczne” między innymi dzięki świętemu Augustynowi – zbawienie człowieka uznano za sprawę między nim a Bogiem, czego katolicyzm nie forsował z przyczyn politycznych, ale skwapliwie podchwyciły to kościoły reformowane) – Ali może sobie powiedzieć, że on będzie pomagał zbawiać innych poprzez dżihad (coś, co w chrześcijaństwie jest herezją, bo zbawienie jest tylko i wyłącznie poprzez uznanie aktu powieszenia Jezusa na krzyżu). Wobec czego świat islamu zadaje pytanie światu kapitalizmu – Czemu miałbym być taki jak wy, skoro mogę urządzić świat według mojego widzenia Koranu? Po co kopiować demokrację liberalną, skoro ma się własną demokrację koraniczną? Jeśli się nie potrzebuje zachodniej wizji demokracji, to nie potrzebuje się też jej zasad i tu tkwi istota problemu – dlaczego tam jest tak ciężko wszystko zreformować? (skoro nawet system bankowy opiera się na prawie koranicznym i to nie jest żart)

    Problem naszego świata polega natomiast na tym, że w kraju typu Francja usilne przywiązanie do idei „wolności słowa” doprowadziło do tego, że islamski „profesor” mógł sobie spokojnie nawoływać na swoich wykładach do mordowania pogan (bo to jest „wolność słowa”, „różnorodność” i „szacunek dla odmiennych przekonań”). Ta sama Francja może wyrodzić takich kretynów jak Bruno Drweski, którzy „mają nadzieję, że ludzie przestaną wierzyć w liberalizm” i jednocześnie nakłaniają do „zrozumienia Hamasu”. Co w tym więc dziwnego, że po latach takiej polityki Francja i Holandia podejmują równie radykalne środki, jak radykalna była wiara w uniwersalność zasad, które są ustanawiane poprzez umowę społeczną, wobec czego powinny dotyczyć tylko tych, którzy się na nie zgadzają.

    Miko
  34. Moth, już pisałem, komunizmu i faszyzmu nie usprawiedliwiamy młodym wiekiem tych ideologii.

    Ba, przy krajach takich jak Egipt, Irak, Jordania, Syria czy Palestyna Europa i Ameryka to cywilizacje bardzo młode. A w średniowieczu, gdy na Zachodzie wyrzynano katarów i waldensów, cywilizacja Islamu stała na wysokim poziomie i była znacznie bardziej tolerancyjna, niż współcześnie – choćby względem Żydów.

    Coś od tamtego czasu pękło, ale nie czarujmy tu, że islam nie miał czasu się rozwinąć – bo to, co od lat widzimy, to bynajmniej nie rozwój.

  35. Miko!

    „Ideologiczna “młodość” nazizmu i komunizmu jako takich nie odgrywa tutaj roli, bo to są dzieła świata chrześcijańskiego. Moim zdaniem nazizm nie mógłby powstać bez komunizmu, komunizm bez kapitalizmu, kapitalizm bez oświecenia, a oświecenie bez krytyki chrześcijaństwa, w którym samo wyrosło.”

    Generalnie się nie zgadzam z takową genealogią nazizmu, ale mniejsza o to. Przypomnij sobie, że islam też nie powstał z niczego, tylko był syntezą pewnych treści, które Mahomet zaczerpnął z chrześcijaństwa, judaizmu oraz (w mniejszym stopniu) z wierzeń lokalnych mieszkańców Półwyspu Arabskiego. Syntezą jak na mój gust dość uproszczoną. Niemniej nie narodził się w próżni – zupełnie tak, jak ideologie XIX i XX wieku.

  36. Nie podoba mi się ten Twój dzisiejszy wpis. Przede wszystkim nie jestem taki skory zarzucać Wojtyle „płaszczenia się” – bo imho rozmawiał jak równy z równym. Choć w płaszczyznie „ceremoniału” – tak to nazwijmy – można było odnieść wrażenie, że jest tak jak piszesz, to jednak to tylko ceremoniał. Coś jak wzajemny ukłon zawodników we wschodnich sztukach walki – w odróżnieniu od wyzywania się praktykowanego przez europejskich wojów.
    Natomiast już kompletnym nieporozumieniem wydaje mi się powoływanie na tezę (to już z komentarzy)że powodem całego tego zamieszania jest fakt, iż islam jest młodszy od chrześcijństwa.
    Jeżeli chcesz już szukać przyczyn to zwróć uwagę na zacofanie tych społeczeństw – bo to jest przyczyna tego, że pozwalają sobą tak manipulować. Jedź na polską wieś i porozmawiaj ze starymi ludzmi – zobaczysz ten sposób widzenia świata,który doskonale nadaje się do wykorzystania przez religijnych manipulatiorów.
    Co oczywiście nie zmienia faktu, że wszystkim tym, którzy z róźnych powodów interpretują Koran w sposób nakazujący im podrzynać nam gardła powinniśmy zapewnić swoistą „szybką ścieżkę” umożliwiającą im znalezienie się czym prędzej u boku Allaha

  37. Wart wszkazania i uważnej lektury prócz oczywiście samego przemówienia B16 jest tekst w najnowszym Tygodniku Powszechnym:

    Tygodnik Powszechny: „Triumf fanatyków”


    Musiały minąć dwa dni, zanim w papieskim wykładzie z Ratyzbony, liczącym kilka stron trudnego tekstu, ktoś – trudno teraz powiedzieć, kto i gdzie: czy w państwowym urzędzie ds. religii w Turcji (w listopadzie Benedykt ma odwiedzić ten kraj), czy w biurze Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie – dostrzegł tych parę zdań i uznał, że należy zaprotestować. Trudno też powiedzieć, w którym momencie dynamika wydarzeń zaczęła przybierać podobny charakter jak jesienią ubiegłego roku podczas awantury o karykatury Mahometa. Być może granica między intelektualną dyskusją nad istotą religii a fanatyzmem była już przekroczona w chwili, gdy telewizja Al-Dżazira, zwana „arabską CNN”, streściła papieskie rozważania zdaniem: „Papież krytykuje islam i cytuje sformułowania obraźliwe dla jego Proroka”

    I jeszcze jeden fragment:


    To, co stało się po 12 września 2006 r., wiele mówi o współczesnym islamie i jego wyznawcach. Czy dialog między dwiema religiami ma w ogóle sens, skoro krytykę wolno kierować tylko pod adresem jednej strony (chrześcijańskiej)? Czy istnieje jeszcze jakaś przestrzeń dla takiego dialogu, skoro każde zdanie może zostać przekręcone i zinstrumentalizowane politycznie?

    Taka mnie jeszcze refleksja naszła: nie wiem, czy tytuł „Papież z jajami” jest na miejscu, ani czy rzeczywiście Benedykt16 wyraził to, co Łysakowski napisał w pierwszych akapitach – może nawet nie – Ten wstęp jest raczej z gatunku dziennikarskiego magnesu – z prawdą może się trochę mijać – (coś w stylu np. GazetowoWyborczego wprowadzenia do opisu korupcyjnego na potęgę PiSu z 5 września 2006 – btw. ten tekst z GW fałszował nawet _pierwotnie opublikowane_ wyniki badań, o czym sama Fundacja Batorego na swojej stronie do niedawna donosiła).

    Gdyby jednak Łysakowski był np. dziennikarzem duńskiej gazety i zamiast w pisaniu specjalizował się w rysowaniu, to mogłoby go spotkać sporo nieprzyjemności (wszak zasięg dzieł rysunkowych jest z oczywistych powodów większy niż tekstu, zwłaszcza napisanego po polsku). Może nawet jakiś kraj w rodzaju Kuwejtu, albo Jemenu przestał by kupować polskie (duńskie) mleko. Jakby nie patrzeć reakcje świata islamskiego na wypowiedź Benedykta16 (czy raczej na to, co usłużna Aldżazira ogłosiła) nie wydają się jakoś przesadzone w porównaniu z reakcjami tegoż na kilka karykatur duńskiego rysownika.

    I to mnie najbardziej martwi.

    tuje
  38. Radecky, ja właśnie NIE POWOŁUJĘ się na to, ze islam jest młodszy, wręcz przeciwnie, zbijam argumenty tych, co się powołują.

    A co do polskiej wsi, jakby nie była zacofana (a większość podań o zacofaniu nie wytrzymuje dziś w moim mniemaniu konfrontacji z rzeczywistością – rolnicy nasi w kontakatach z UE radzą sobie wcale nie gorzej od zachodnich), nie jest tak, że jacyś manipulanci rekrutują nam spośród chłopów masowych morderców. Takie są fakty.

    Zreszta, wcale nie jest tak, że zamachów dokonują (tylko) niepiśmienni. Większość zamachowców z 11 września to byli ludzie wykształceni, na zachodnich uniwersytetach zresztą. Nie wiązałbym więc jakoś zbyt mocno terroryzmu z ciemnotą…

  39. A co do polskiej wsi – napisłem: „porozmawiaj ze starymi ludzmi” i miałem na myśli ludzi, nazwijmy to, z pokolenia Jedwabnego. To moim zdaniem dość podobna mentalność. A to, że obecnie takich ludzi jest mniej? No to właśnie zasługa tego postępu (jakbyśmy go nie oceniali), o którym mówię, a który nas i onych różni.

    Piszesz: „Zreszta, wcale nie jest tak, że zamachów dokonują (tylko) niepiśmienni”. Oczywiście, że nie. Już choćby przez wzgląd na wszechobecne i dość zaawansowane technologie trudno jest niepiśmiennym dokonać wystarczająco widowiskowego zamachu. Tyle, tylko że gdy się wzburzy tysiące – to łatwo znaleźć wśród nich jednego piśmiennego gotowego oddać życie. Gdy się zaś wzburzy miliony…

  40. [Radecky:]
    „A co do polskiej wsi – napisłem: “porozmawiaj ze starymi ludzmi” i miałem na myśli ludzi, nazwijmy to, z pokolenia Jedwabnego.”

    Bez przesady: ludzie pokolenia Jedwabnego nie mogli mieć chyba mniej niż 15-20 lat w 1940, jeśli chce się im przypisać jakieś świadome zachowania podczas wojny i tuż po. To ile teraz mają lat? Osiemdziesiąt i klika. To dużo takich zostało zyjących i według Ciebie oni są własnie jakimś znaczącym problemem (o ile w ogóle)? Jakoś tego nie widzę…

    tuje
  41. Proponuję wejść na forum AL-jazeery i poczytać trochę żeby zobaczyć jakie opinie mają muzułmanie z krajów zachodnich o naszej cywilizacji. Zazwyczaj jest to czysta i głęboka pogarda.

    Sprawy są jednak dość skomplikowane. Nie da się ukryć że to szeroko rozumiany Zachód przez ostatnie 200 lat był w stosunku do krajów zamieszkanych przez muzułmanów agresorem. Z drugiej jednak strony widać wyraźnie że inne cywilizacje poddawane wcześniej kolonizacji w różnym natężeniu nie prowadzą obecnie jakieś odwetowej wojny cywilizacyjnej z Zachodem. Nie słyszy się o problemach z zamieszkującymi Zachód Hindusami (choć BTW im również zdarza się palić kobiety, ale raczej u siebie), buddystami, konfucjanistami czy generalnie Chińczykami. Z jeszcze innej strony to właśnie islam zdaje się generować konflikty wszędzie praktycznie gdzie styka się z innymi cywilizacjami.
    Zatem niezależnie od tego że konto Zachodu nie jest szczególnie czyste i bilans liczony w trupach jest na jego korzyść (z poczucia winy między innymi zdaje się wynikać obecna polityka przepraszania za to że się żyje i chowania głowy w piasek w Europie) to wydaje się że Islam jako taki jest problemem i to poważnym i wycofanie się Zachodu czy też spełnienie postulatów odnośnie np. likwidacji Izraela i nie mieszania się USA w sprawy bliskowschodnie nie będzie jego rozwiązniem.
    A „młodość” Islamu można od biedy traktować jako wyjaśnienie ale nie jako usprawiedliwienie.

    tricky2
  42. [Tricky]”Z drugiej jednak strony widać wyraźnie że inne cywilizacje poddawane wcześniej kolonizacji w różnym natężeniu nie prowadzą obecnie jakieś odwetowej wojny cywilizacyjnej z Zachodem.”

    W latach 70tych w Kambodży kazano opuścić kraj wszystkim obcokrajowcom w ciągu 48 godzin, pod groźbą utraty życia. Francuskie kobiety, które postanowiły zostać ze swoimi mężami zabito motykami i liściami palmowymi. Mimo wszystko chrześcijanie mogą przyjechać do Dubaju, grzać tyłki w Burj al Arab. Innym przykładem jest Afryka Południowa (i to, co tam zrobiono z białymi plantatorami). Jeszcze innym przykładem jest Algieria opisywana przez Franza Fanona, albo Sri Lanka na której buddyści i chrześcijanie raczej nie pałają do siebie miłością (były podpalenia chrześcijańskich kościołów przez buddyjskich radykałów).

    Ogólnie – cały świat postkolonialny nie pała zbytnią miłością do Zachodu, i nie można mu w tym odmówić racji (co zrobić kiedy brytyjski albo francuski koncern sprzedający wodę mineralną wykupuje jedyne źródło wody pitnej w promieniu kilkudziesięciu kilometrów – tak jak to się dzieje w Afryce?), po prostu zapracowali sobie na to wojnami w imię własnych interesów (jak wojna o Suez, wojny w Indochinach, wojny na Bliskim Wschodzie, wspieranie Izraela…). Jeszcze jakiś czas temu bardziej nienawidzili Francji niż USA (mimo, że to CIA skutecznie mieszało, swoimi „inteligentnymi” posunięciami destabilizując różne kraje).

    A teraz rzekomo mamy od nich oczekiwać, że staną się tacy jak my. I to dopiero jest z mojej strony usprawiedliwienie nienawiści do Europejczyków i Amerykanów – tam by nie było tylu bandytów, gdyby Zachód ich sam nie pofinansował.
    To usprawiedliwienie nie dotyczy islamskich imigrantów w Europie.

    Miko
  43. Na nasze szczęście i nieszczęście Islam stanowi śmiertelne zagrożenie nie dla Europy, nie dla USA, ale dla Izreala. Cały nowy porządek świata to ich walka o być albo nie być karabinami chłopców z USA. Niestety musimy uczestniczyć w tej szopce, w tym ciągłym sztucznym zaognianiu konfliktu.

  44. no Tomku o postawie kosciola „Wyraźnie postawa taka odróżnia aktualnego papieża od poprzednika, który jako elementy antychrześcijańskie gromił gejów, feministki i buddystów (jak twierdził: zakamuflowanych ateistów), gdy zaś przychodziło do muzułmanów, płaszczył się, aż bolało patrzeć.” to ty rzeczywsicie nie masz pojecia.. ale przeciez ty nie jestes praktukujacy.. jesli zas chodzi o Biblie.. „Biblia zawiera równie dużo, jeśli nie więcej absurdalnych zaleceń” to pragne zauwazyc ze czepiasz sie starego testamentu.. kt byl glownie dla Narodu ZYdwoskiego w ich czasach teraz.. chrzescijanie kieruja.. sie GLOWNIE Nowym Testementem.. co do reszt to sie zgadzam,.. fanatyzm islamski nie ma sobie rownych.. i muzulmanie wykorzystyja na maxa poblazliwosc europejczykow.. pozdrawiam 🙂

    triangle
  45. Do Tuje kilkadziesiąd postów wyżej: ginicie od środka, bo chyba głównym zagrożeniem zewnętrznym dla USA, ale dla zjadaczy chleba cokolwiek abstrakcyjnym, był ZSRR.

    W publicznym radiu w USA właśnie kończy się dyskusja na temat wypowiedzi B16. Islamolog, profesor Scott Appleby z Uniwersytetu w Notre Dame oskarżył publicystów żonglujących sensacyjnymi tytułami prasowymi o (uwaga, Tomku) druzgocącą ignorancję. Przytaczał poza tym dane (szczegóły, niestety, umknęły mi z eteru), że wedle tegoż samego instytutu podstawowym żalem członków społeczności muzułmańskich wobec mieszkańców Zachodu jest utożsamienie islamu z ciemnymi stronami kultury stronami kultury, może nie tyle powszechnymi co łatwo zauważalnymi przez swą drastyczność. Wtórował mu imam z Chicago, który zauważył, jeśli mogę to we własną metaforę ubrać, że kiedy idzie się przez las, w którym jest zbójca i siedemset wiewiórek, to, siłą rzeczy, myśli się o zbójcy, jakkolwiek jest on elementem anomalnym w tym lesie.

    Przy mojej lekturze przemówienia, zastanowiło mnie skąd ten ekscentryczny cytat w rozważaniach o relacji wiary i rozumu. Czy sprawa Galileusza (szczęśliwie nie tak dawno zakończona uniewinnieniem), nie byłaby właściwsza, a i potencjał promocyjny zapewne przykład taki większy by miał. Drugą zaskakującą rzeczą była myśl zapożyczona z teologii islamskiej, że islam dopuszcza możliwość, że bóg każe swoim wyznawcom wierzyć w rzeczy błędne, bo akurat taka jest boga wola – tzn. wszechmoc boga przejawia się także w tym, że nie jest ograniczony własnymi zasadami.

    Jeszcze jeden wniosek, którego publicznie poruszanego nie udało mi się słyszeć, jakkolwiek może za dużo powieści czytam. Domniemany autor wypowiedzi przez B16 cytowanej, cesarz Manuel, znajduje się w Konstantynopolu oblężonym przez muzułmanów, którzy chcą, aby ich teokracja zatriumfowała nad teokracją bizantyjską. Trudno się chyba dziwić człowiekowi, choćby ceszarzowi, którego za chwilę może spotkać coś złego, że trudno mu dostrzegać dobre strony w oprawcach in spe (oczywista analogia do obaw wielu ludzi dzisiaj). Ale geneza tej sytuacji jest taka, że to oblężenie Konstantynopola to odpowiedź na wyprawy krzyżowe, a zatem oczywisty odruch samoobrony.

    Według plotek watykańskich, cytowanych w zeszłą sobotę przez radio publiczne pierwszą reakcją watykańskiego Sekretariatu Stanu na wzburzenie wywołane przemówieniem B16 była zapowiedź, że na papieża zostanie wywarta presja, by delegował pisanie swoich przemówień specjalistom. Dlaczego? Polityk, a papież w tych kategoriach jest postrzegany, nie może pozwalać sobie na perwersję zbyt skomplikowanych wypowiedzi, zawierających – Boże uchowaj – wieloznaczne metafory.

    scarlettohara
  46. Wypowiedz papieza wzbudzila wiele kontrowersji nie tylko wsrod Muzulmanow. Sporo dyskutuje sie o niej takze w Ameryce Lacinskiej. I nie brak glosow (katolickich), ze kto jak kto ale Benedykt nie ma prawa krytykowac innych religii za przemoc w ich krzewieniu. W niektorych krajach latynoskich pamiec o zbrodniach konkwisty i inkwizycji wciaz jest zywa. W zestawieniu liczby ofiar religii katolickiej, z ofiarami islamu wciaz (zdecydowanie) prowadzimy….

  47. od Poitiers droga [tierralatina], co najmniej od Poitiers trzeba liczyć (jak nie wcześniej!). Policzyłaś, że się tak bez zająknięcia świadomie mylisz? Bo nie wierzę, że rozsiewasz takie bzdury nieświadomie…

    tuje
  48. „Ale geneza tej sytuacji jest taka, że to oblężenie Konstantynopola to odpowiedź na wyprawy krzyżowe, a zatem oczywisty odruch samoobrony.”

    Piękna ignorancja Scarlett – może faktycznie czytasz za dużo powieści – sięgnij czasem na półkę z publikacjami historycznymi i wyjaśniej nam proszę potem, gdzie wyparowali chrześcijańscy mieszkańcy Afryki Północnej i Hiszpanii po przybyciu na terenów Arabów i islamu. Potem sobie odśwież informacje na temat takich drobiazgów jak bitwa pod Poitiers (ale ta z 732 roku) – a jak już odrobisz lekcje, to będziesz mógł z czystym sumieniem, ale i świadomie doszukiwać się w tym oblężeniu prostej zemsty (czy też odwetu), czy jak to napisałeś SAMOOBRONY wobec straszliwych i zbrodniczych wypraw krzyżowych (samoobrony, która skończyła się – cóż za koincydencja – 12 września, tylko na uroczej górce pod Wiedniem parę wieków później). Będzie to wtedy Twój _pogląd_, a nie wynik Twojej _niewiedzy_.

    Niestety z tego co zauważyłem podpieranie się argumentami historycznymi najczęściej kończy się pokazaniem przez sięgającego lub sięgającą cezury czasowej, za która jego lub jej pamięć szkolna już nie sięga – w przypadku rzeczy „prehistorycznych”.

    Druga sprawa – ciągle nie rozumiem, _co_ miałoby gnić od środka w USA. A może samo USA miałoby podśmierdywać w akciku rozkładu? I co to miałoby znaczyć? Jakoś ta metafora mi nic nie mówi – może jest nadto „perwersyjna” (pomyślałeś o jakiejś „sekretarce stanu” – jakaś pomoc mała…)

    Brawo Scarlett – my też w Polsce mamy wiewiórki (jeśli mi przyjaciele i współwyznawcy profesora Chazbijewicza wybaczą to niskie porównanie – w co nie wątpię) – chodzi o to, żeby zbójów tu nie było. I na to recepty zdaje się szukamy… I nie jest to żadna przesadna ostrożność (w końcu w ogóle zabójstw w Polsce mamy na tle tych trzydziestu paru milionów kobiet i mężczyzn jakąś żałosną garstkę – a nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że z powodu nikczemnych rozmiarów owej garstki należy zaoszczędzić na policji itp.)

    Owszem, rozważania teologiczne średnio mnie interesesują – dopóki jedni w ramach swoich religii ich piętnują mnie w swoich kościółkach (więc do nich nie chodzę), a drudzy za to samo
    a) w krajach, w ktorych na szczeście prawo nie musi uwzględniać całego koranu – j.w.
    b) w krajach, w których koran stał się podstawą prawa – ozdobili by mną w ramach stosowania swojego prawajakiś dźwig, albo przetestowali działania tnące nowych stopów (w tym kontekście z wielką ulgą przyjąłem poprawkę Prezydenta Lecha K. do Europejskiego Nakazu Aresztowania – w końcu być może niedługo islamscy wyborcy w kilku krajach, oczywiście drogą demokratyczną wybiorą wreszcie takich parlamentarzystów i parlamentarzystki, którzy i które z większą troską pochylą się nad Koranem i całą wielką myślą islamu) i troszkę lokalne prawo zmodyfikują…)

    Jakby nie patrzeć – z jednej strony czeka mnie najwyżej hate-speech a z drugiej – mogłoby coś więcej, gdybym był kompletnym idiotą i takie kraje jak Kuwejt, Jemen, Arabia Saudyjska, czy Nigeria (i jeszcze inne) chciał kiedykolwiek odwiedzić.

    Cóż, nawiązując do pana islamologa – popatrzmy na polskie podwórko – Ammar był dzieckim takich uprzedzeń? Raczej niebezpiecznym importem – miałem pod ręką tekst Mchaela Shermera („Sceptic” ze Świata Nauki – jakś się pewnie fragmenty z tego artykułu pojawią wkrótce na tym blogu) – przytaczał on badań (statystyk) dotyczących terrorystów – skąd się biorą – w kontekście tych wyników co drugą szkołę koraniczną na zachodzie Europy należałoby zapewne zlikwidować, „naczycieli” aresztować, albo deportować, a uczniów otoczyć dyskretną opieką (żeby nie powiedzieć normalną policyjną inwigilacją) – kiepksa wizja dla swobód religijnych, prawda? W ogóle kiepska wizja – w szkołach religijnych prywatnych kształci się niezły narybek. No, ale przecież świadomi takich nibezpieczeństw rodzice muzułmańskich dzieci moga posłać je do państwowych szkół angielskich. Oczywiście. Sięgnąłem do archiwum przedlisickiej Rzeczpospoiltej i żeby nikt mi kołków nie strugał i wyciągała z kontsktu- oto całość artykułu:

    tuje
    1. Rzeczpospolita, 08.07.06 Nr 158
      „Kasandra i upadek Zachodu”, Dariusz Rosiak

      Dewsbury jest małym miastem na północy Anglii. W latach 80. i 90. XX wieku zjeżdżali tam masowo imigranci z krajów arabskich i Pakistanu do pracy w fabrykach tekstylnych regionu. W 1987 r. rodzice 26 białych dzieci odmówili posłania ich do miejscowej szkoły, w której zdecydowaną większość stanowiły dzieci muzułmańskie, i zaczęli je uczyć własnym sumptem w sali nad pubem. Sprawa stała się głośna w całej Anglii – rodziców oskarżono o rasizm, oni zaś twierdzili, że nie są rasistami, chcą jedynie, by ich dzieci uczyły się angielskiego na najwyższym poziomie i nie były dyskryminowane wobec dzieci muzułmańskich. Zgodnie z wytycznymi ogłoszonymi dwa lata wcześniej, szkoła w Dewsbury wprowadziła tzw. podejście wielokulturowe, czego skutkiem było obniżenie poziomu nauczania angielskiego (dla dzieci imigrantów był on językiem obcym) oraz odejście od wartości chrześcijańskich jako podstawy wychowania. Szef rady szkoły – który, nawiasem mówiąc, był miejscowym proboszczem anglikańskim – twierdził, że Biblia jest tekstem „jątrzącym i antyspołecznym”, a w nowoczesnym społeczeństwie znacznie lepiej sprawdza się „budowanie mostów” między wspólnotami chrześcijańską i muzułmańską.
      Osiemnaście lat później mieszkańcy Dewsbury dowiedzieli się, że to spośród nich wywodzi się Mohammad Sidique Khan – przywódca zamachowców, którzy 7 lipca 2005 roku zdetonowali cztery bomby w Londynie. W zamachach zginęły 52 osoby. Dwa miesiące po tych wypadkach w brytyjskiej telewizji pojawiło się nagranie wideo Khana, który z czystym północnoangielskim akcentem tłumaczył, dlaczego doszło do zamachów: „Jesteśmy w stanie wojny, a ja jestem żołnierzem. Wasze demokratycznie wybrane rządy nieustannie dokonują zbrodni na moich współwyznawcach, a wy, poprzez wspieranie tych rządów, jesteście za te zbrodnie odpowiedzialni – jak ja jestem odpowiedzialny za ochronę i pomszczenie moich muzułmańskich braci i sióstr”. W tej wypowiedzi terrorysty, urodzonego i wychowanego w Wielkiej Brytanii, „wy” znaczyło Brytyjczycy, a „ja” i „my” – muzułmanie.

      Londonistan to stan umysłu.

      Te dwie oddalone w czasie historie można uznać za ironiczny komentarz losu na temat przypadku, który rządzi ludzkim życiem. Można również – jak robi to Melanie Philips, autorka wydanej właśnie w Wielkiej Brytanii książki pt. „Londonistan” – zobaczyć w nich przerażającą ilustrację cywilizacyjnej zmiany, jaką przeszedł jej kraj. W wyniku tej transformacji Wielka Brytania – jak twierdzi Philips – dokonuje egzekucji na własnej kulturze, a Londyn staje się światową wylęgarnią islamskiego ekstremizmu. Ani władze, ani elity brytyjskie nie rozumieją – bo nie chcą zrozumieć – co się dzieje: „inteligencja, media, politycy, prawnicy, Kościół Anglii, a nawet policja ogarnięte są patologią, wskutek której Londonistan może się rozwijać”.

      Londonistan to nie tylko obecność islamskich terrorystów. Według Melanie Philips to przede wszystkim stan umysłu. Jego głównym przejawem jest odrzucenie dowodów na to, że islamski terroryzm jest zakorzeniony w religii. Zamiast tego ministrowie, pracownicy służb bezpieczeństwa, policjanci wolą twierdzić, że jest on wynikiem „usprawiedliwionych pretensji muzułmanów” za atak na Irak, „zbrodnie Izraela na Palestyńczykach” albo akty „islamofobii” w Wielkiej Brytanii.

      Philips twierdzi, że powodem takiego podejścia jest po części zakorzeniona u Brytyjczyków niechęć do mieszania się w sprawy religii. Anglicy nie rozmawiają o religii, uważają, że jest to dla każdego człowieka prywatna sprawa, w którą nie powinno ingerować nie tylko państwo, ale nawet sąsiedzi. Fanatyzm religijny, wojny, nawoływania do mordów na tle jakichś wierzeń należą według nich do dzikiej prehistorii, a gdy stykają się z ideologiczno-religijnymi dyrdymałami rozpowszechnianymi w brytyjskich meczetach, nie pojmują, że ktokolwiek może je traktować poważnie.

      Abu Hamza, kilka miesięcy temu skazany na 7 lat więzienia za nawoływanie do morderstw i gromadzenie broni w meczecie Finsbury Park, przez wielu Brytyjczyków postrzegany był – i ciągle jest – jak cyrkowy klaun (ze względu na zakrzywioną metalową protezę ręki nazywany jest Kapitanem Hakiem), którego raczej należało wyśmiać, zamiast skazywać. Problem w tym, że wielu brytyjskich muzułmanów nie śmieje się, tylko słucha. Według danych służb bezpieczeństwa w kraju mieszka 1200 terrorystów gotowych zabijać i poświęcić własne życie za wartości głoszone przez Abu Hamzę i jemu podobnych. Książka Philips oparta jest na tezie, że ten ekstremistyczny odłam islamu nie jest żadną aberracją, ale pełni dziś zasadniczą rolę w świecie muzułmańskim, a w Wielkiej Brytanii popiera go coraz większa liczba muzułmanów i reprezentujących ich instytucji działających całkowicie legalnie, niekiedy przy aktywnym wsparciu władz brytyjskich.

      Naród jest iluzją

      Narodowa skłonność do pragmatyzmu i wynikające z niej przymykanie oczu na ideologiczne fanaberie to – jak twierdzi Philips – nie są główne powody rozwoju Londonistanu. Autorka uważa, że największym grzechem brytyjskich elit jest poddanie się ideologii wielokulturowości. Jej istotą jest przekonanie, że każdy przejaw dominacji jest nieuprawniony, a wszystkie mniejszości powinny mieć taki sam status prawny jak większość narodu. Samo pojęcie narodu jest oczywiście podejrzane, chyba że za naród nie uważamy wspólnoty połączonej językiem, historią i wyznawanymi wartościami, ale po prostu ludzi, którzy z różnych powodów mieszkają w tym samym miejscu.

      Również każda próba narzucenia wartości reprezentowanych przez większość jest nieuprawniona, może ona bowiem ograniczać prawa którejś z mniejszości. Nie wolno promować tradycyjnej rodziny, bo może to urazić homoseksualistów; w ogóle nie należy oceniać zachowań seksualnych, religijnych, etycznych, bo ich wybór jest indywidualną sprawą każdego człowieka, determinowaną przez różne czynniki społeczne. W szkołach należy zwracać szczególną uwagę na to, by nie urazić wrażliwości imigrantów – najlepiej poprzez odejście od nauczania w zbyt obfitym wymiarze historii i kultury Wielkiej Brytanii. Jeśli już, to zawsze w kontekście obcych kultur, najlepiej w ramach „wyznania win” za kolonialną przeszłość Imperium. „Brytyjski system nauczania (w szkołach państwowych) – pisze Philips – po prostu odszedł od przekazywania wartości oraz historii narodu kolejnym pokoleniom, głosząc zamiast tego myśl, że prawda jest iluzją, a naród i jego wartości mogą być tym, co uznamy za stosowne”. Autorka cytuje szereg przykładów nauczycieli oskarżanych o rasizm i relegowanych ze szkół za próbę nauczania dzieci imigrantów języka, historii i wartości wyrosłych z brytyjskiej kultury.
      Przykłady odzierania się przez Brytyjczyków z własnej tożsamości sięgają niekiedy poziomu groteski. Philips pisze o bankach, wycofujących ze swoich oddziałów skarbonki w kształcie świnki, restauracji Burger King, która zlikwidowała sprzedaż lodów po skargach muzułmanów, że logo na lodówce wygląda jak słowo „Allah”, i rosnącej w szybkim tempie liczbie rad miejskich, które odwołują święta Bożego Narodzenia, zastępując je „festiwalem zimowym”. To wszystko dla poszanowania kultury i religii muzułmańskiej, która powinna mieć takie same prawa jak każda inna. „Jest tylko jedna kultura – pisze Philips – która w pojęciu wielokulturowości nie zasługuje na równe traktowanie. To rodzima kultura brytyjska. Program rzekomej równości jest w istocie radykalną dekonstrukcją kultury większości mieszkańców Wysp, idei narodu i wartości zachodniej demokracji, szczególnie rozumienia pojęć takich, jak moralność i prawda. (…) To jest kulturalna polityka spalonej ziemi (…). Tę moralną, kulturalną i duchową próżnię próbują wypełnić radykalni islamiści”.

      Wszyscy pod ochroną

      Melanie Philips nie poprzestaje na ogólnych zarzutach – wskazuje konkretnych ludzi winnych doprowadzenia do obecnej sytuacji. Przede wszystkim oskarża środowisko prawnicze i polityków za niemal religijną cześć, jaką oddają idei praw człowieka. „Po upadku socjalizmu blairowscy politycy – podobnie jak lewicowcy w innych krajach – musieli znaleźć nowy radykalny motyw, który pozwoliłby im kontynuować misję transformacji społeczeństwa i natury ludzkiej. Prawa człowieka stały się idealnym do tego narzędziem”.

      Philips pokazuje, w jaki sposób Konwencja Praw Człowieka – dokument wymyślony po II wojnie światowej w kontekście doświadczeń stalinizmu i faszyzmu, i przeznaczony do ochrony jednostki przed państwem – została w ciągu ostatnich 40 lat przejęta na potrzeby zabezpieczenia wszelkiego rodzaju mniejszości i stosowana jak szantaż prawny wobec większości narodu. „Dawniej jednostka była powiązana szeregiem obowiązków wobec innych ludzi i państwa. Nowa kultura indywidualizmu i równości wszelkich stylów życia nakłada główne obowiązki na państwo. Musi ono wypełniać żądania jednostki, które przedstawiane są jako należące do sfery praw człowieka. (…) Moralna ocena różnych stylów życia uznawana jest za dyskryminację; uprzedzenie do drugiego człowieka (…) staje się grzechem głównym, usuwając w cień kodeksy moralne judaizmu i chrześcijaństwa, które wcześniej stanowiły podstawę cywilizacji zachodniej”.

      W świecie, w którym wszystko może należeć do sfery praw człowieka – nie tylko prawo do życia czy wolność słowa i wyznawanej religii, ale również skłonności seksualne, płeć albo inne dowolne kategorie – każdy może być również ofiarą. Demokracja z ustroju, w którym rządzi większość w poszanowaniu praw wszystkich obywateli, zmienia się w system płynnego podziału władzy (power sharing) między mniejszości etniczne, religijne, seksualne i inne grupy nacisku. Żadna nie może uzyskać widocznej przewagi, ponieważ to oznaczałoby dyskryminację innych grup. Wszyscy są pod ochroną i wszyscy mogą być ofiarami, a jedynym oprawcą i przegranym w tej grze okazuje się większość, która nie może uznawać swoich wartości (takich jak monogamia, heteroseksualizm, chrześcijaństwo czy brytyjskość) za normę, bo z definicji nic nie jest normą.

      Azyl dla terrorystów

      Jak ten system przepisuje się na konkretne działania władz wobec islamskich radykałów? Philips pokazuje system, w którym brytyjski rząd „praktycznie stracił kontrolę nad granicami państwa”. Dochodzi do absurdalnych sytuacji, w których Brytyjczycy zobowiązani są międzynarodowymi aktami prawnymi oferować azyl znanym terrorystom powołującym się na prześladowanie w swoich krajach, bez względu na rodzaj tego prześladowania. Znany jest przypadek udzielenia azylu bojownikowi talibanu, który walczył z Brytyjczykami i Amerykanami w Afganistanie, ponieważ – jak zgodnie z prawdą mówił – uciekał on przed popieraną przez Brytyjczyków i Amerykanów władzą w Kabulu. Francuzi musieli czekać 10 lat na deportowanie z Londynu terrorysty winnego zamachu w Paryżu, ponieważ sąd angielski nie był pewny, czy we Francji uszanowane zostanie jego prawo do obrony.

      Kołomyi prawnej towarzyszy paraliż policji, która unika interwencji w sprawach dotyczących muzułmanów, obawiając się oskarżeń o rasizm. Zwleka z interwencją w sytuacji jawnego łamania bądź naginania prawa przez muzułmanów, np. w wypadku poligamii czy aranżowania małżeństw młodych brytyjskich muzułmanek z kuzynami z subkontynentu indyjskiego. Regularne nawoływania do przemocy wobec Brytyjczyków podczas manifestacji przeciw wojnie w Iraku czy przeciw Izraelowi (elity brytyjskie są, zdaniem Philips, chore na antysemityzm) uchodzą bezkarnie, natomiast wszelkie krytyki radykalizmu islamskiego uznawane są za przejawy „islamofobii”. Organizacje wyjęte spod prawa w innych krajach, również muzułmańskich, takie jak np. Hizb ut-Tahir, w Wielkiej Brytanii mogły do niedawna działać bezkarnie. Radykałowie islamscy, tacy jak Abu Qatada, Omar Bakri Mohamed, Abu Hamza czy Mohammed al-Massari, mogli swobodnie głosić swoje tyrady nienawiści, zbierać pieniądze i rekrutować chętnych do wyjazdu na obozy szkoleniowe Al-Kaidy.

      Co więcej, jak pisze Philips, w Wielkiej Brytanii muzułmanie z definicji nie mogą być uznani za winnych agresji, gdyż w społeczeństwie wielokulturowym tylko większość występuje w roli agresora. Owszem, muzułmańscy przywódcy potępili zamachy z 7 lipca, jednak w następnym zdaniu twierdzili, że ataki zostały sprowokowane zachowaniem Zachodu wobec islamu, ergo – były w istocie aktem samoobrony.

      Ta moralna „przewrotka” powoduje, że obrona przed zarzutami o islamofobię jest praktycznie niemożliwa. Im więcej bowiem terroryzmu, tym bardziej histerycznie brytyjscy muzułmanie i ich sojusznicy twierdzą, że padają ofiarą agresji ze strony „islamofobów”. Zresztą, podobnie jak w latach 80. i 90. nie wypadało mówić o terroryzmie irlandzkim, tak dziś sam termin „terroryzm islamski” jest w Wielkiej Brytanii traktowany jako zwrot rasistowski.

      W polityce appeasementu wobec radykalnych muzułmanów ważną rolę odgrywa również Kościół Anglii. Przed rokiem, gdy planowano nabożeństwo żałobne ku czci ofiar lipcowych zamachów, anglikańscy przywódcy duchowi postanowili zaprosić na nie rodziny zamachowców. Chodziło o to, by – jak stwierdził jeden z biskupów – „dostrzec również ich stratę oraz wysłać potężny sygnał pojednania wobec wspólnoty muzułmańskiej”. Po gwałtownej reakcji oburzonych rodzin ofiar tragedii rząd nie przyjął propozycji biskupów, jednak pokazuje ona sposób myślenia anglikańskiej hierarchii: jej pierwszym impulsem nie było współczucie dla ofiar zbrodni, ale okazanie jedności z wyznawcami religii, w której imieniu zbrodnia została popełniona. Philips twierdzi, że Kościół Anglii, podobnie jak inne brytyjskie instytucje, „zaprzecza rzeczywistości”, koncentrując się na walce z „islamofobami” i prawicą chrześcijańską, ignorując przy tym rzeczywiste zagrożenie, jakie stwarza radykalny islam.

      Oblężenie Troi

      Książka Melanie Philips wzbudziła w Wielkiej Brytanii ostre, czasem agresywne reakcje. Autorka – była publicystka lewicowego „Guardiana”, dziś pisząca głównie w konserwatywnym „Daily Mail” oraz na swojej stronie internetowej http://www.melaniephilips.co.uk – oskarżana jest o „paranoję”, „szaleństwo”, „obsesję”, rozpowszechnianie „bredni” o muzułmanach.
      W istocie Philips jest brytyjskim odpowiednikiem Oriany Fallaci. Podobnie jak włoska pisarka przedstawia ona najgorsze przejawy islamu jako reprezentatywne dla całej religii i wyciąga z tego najbardziej radykalne wnioski. Przeprowadza swój wywód z niemiłosierną logiką, nawet jeśli konkluzja oznacza radykalny sprzeciw wobec opinii całego brytyjskiego establishmentu i naraża ją na ostracyzm. Zresztą, z wydaniem książki musiała czekać trzy lata i dopiero po lipcowych zamachach znalazła małą firmę wydawniczą gotową podjąć ryzyko.

      Od Fallaci odróżnia Philips znacznie mniejsza emocjonalność. Unika zapalczywych epitetów, choć czytelnik nie ma wątpliwości, co sądzi na temat politycznej poprawności, islamu, Kościoła Anglii czy propalestyńskich lewicowców w rodzaju mera Londynu Kena Livingstone’a. Jej książka jest nie tylko zdecydowanym oskarżeniem elit brytyjskich, ale przede wszystkim rejestracją faktów, którym trudno zaprzeczyć. Żyje w kraju, w którym od 40 do 60 procent muzułmanów chciałoby, aby demokracja została zastąpiona prawem szariatu, a prawie połowa uważa Żydów na całym świecie za „usprawiedliwiony cel” (legitimate target) agresji w ramach „nieustannej walki o sprawiedliwość na Bliskim Wschodzie”.

      Można uważać wszystkie te fakty za konieczną cenę, jaką brytyjska demokracja płaci za wolność, można je traktować jako ostrzeżenie dla całego zachodniego świata. „Londonistan to stan umysłu” – ostrzega brytyjska Kasandra. Sądząc po smutnym losie Troi, nawet jeśli jej przepowiednie się nie sprawdzą – lepiej w nie uwierzyć.

      tuje
    2. Ufff… kolejna Fallaci, prawda Scarlett? Tak najłatwiej powiedzieć. Mam jednak nadzieję, że to porównanie do Fallaci nie przeszkodzi Ci w zwróceniu uwagi na rzeczy, które zostały przez tę panią opisane i pokazane, a nie wymyślone tudzież wykrzyczane.

      Żeby jednak nie być zbyt stronniczym poszukałem dalej i znlazłem teskt Bronisława Świderskiego (Scarlett – uprzedzam tylko, że ten pan ma oodwagę mówić i pisać rzeczy oburzające deifikatorów Wielkich Zamrłych I Żyjących „WZIŻ”, choć jeśli trzeba abroni ich przed np. antysemitami, albo furiatami. Ot, ma odwagę myśleć i pisaź niezależnie i nie chodzi w ordynku „jedynie słusznych i przywoitych poglądów” – no i nie, nie krzyczy – to bardzo spokojny człowiek).

      Rzeczpospolita 21.02.06 Nr 44


      Dwie racje

      BRONISŁAW ŚWIDERSKI

      Gdy we wrześniu 2005 roku duńska gazeta „Jyllands-Posten” opublikowała dwanaście karykatur Mahometa, duńscy muzułmanie odebrali to jako akt wrogości. Od ponad 30 lat napływający do Danii wyznawcy Allaha – na początku z komunistycznej Jugosławii, która zezwalała na eksport siły roboczej (dozorca mojego kopenhaskiego domu w latach 70. był Bośniakiem), później z krajów arabskich i z Afryki – spotykali się z coraz większą niechęcią Duńczyków.
      Niemal jednocześnie pojawiły się hasła zewnętrznej globalizacji oznaczające otwartą konkurencję ekonomiczną i polityczną w skali globalnej. Obcy, nie tylko zresztą muzułmanie, zostali uznani w Danii za symbol owej rywalizacji, a jednocześnie – jako mniejszość – byli testem duńskiej gotowości do zaakceptowania reguł globalizacji na własnym podwórku, gdzie policja i prawo, a także zwyczaje są od wieków „nasze”. Danię cechowała tu i bierność, połączona z trwogą („niech obcy mieszkają w gettach, byle z dala od nas”), i aktywność, posługiwanie się odświeżonymi hasłami nacjonalistycznymi („to nasza ziemia, wara od niej obcym”). Tę ostatnią postawę wspierało zaniechanie tradycyjnie neutralnej polityki zagranicznej, posłanie wojsk do Afganistanu i Iraku, a także potępienie przez obecnego premiera kolaboracji rządu duńskiego z Niemcami w czasie drugiej wojny światowej.

      Taki nacjonalistyczny aktywizm wyraża popierająca rząd Duńska Partia Ludowa (Dansk Folkeparti), twierdząc, że wśród muzułmanów jest najwięcej kryminalistów i że wielu z nich korzysta z zasiłków socjalnych. Z kolei muzułmanie skarżą się, że duńskie przedsiębiorstwa i instytucje nie chcą ich zatrudniać, że są wyśmiewani i szykanowani na ulicy, w sklepach, w dyskotekach. W tej sytuacji, w opinii duńskich muzułmanów, wydrukowanie karykatur Mahometa było szczególnie gorzką kroplą przelewającą czarę goryczy, którą codziennie wypijają.

      DUŃSKI „SEKRET”

      Redakcja duńskiej gazety twierdzi, że rysunki Proroka to po prostu walka o wolność słowa, gwarantowana konstytucją i będąca od czasu oświecenia nieusuwalną częścią europejskiego dziedzictwa.
      Wydawałoby się, że racje te mają charakter absolutny. Nie można przecież uszczuplać ani wolności słowa (choć w istocie nikt z nas nie mówi i nie pisze wszystkiego, co myśli), ani prawa do praktyk religijnych. W rezultacie idea nieograniczonej wolności słowa zjednoczyła – do czasu – polityków, dziennikarzy i większość Duńczyków. Przecież to nasza tradycja – powtarzano. Wszak demokracja powstała także dzięki wolnemu słowu walczącemu z absolutyzmem – argumentowano.

      Jednocześnie wierzono, że cała sprawa pozostanie duńskim sekretem – jednym z tak wielu duńsko-muzułmańskich zatargów w kraju, gdzie muzułmanie nie mają swoich gazet i wielu z nich źle mówi po duńsku. W rezultacie, polując na głosy duńskich nacjonalistów, liberalny premier Fogh Rasmussen odmówił spotkania z arabskimi ambasadorami, twierdząc, że rozmowa polityków o karykaturach oznaczałaby naruszenie wolności prasy. Zdawało się więc, że całkowicie zwycięży jedna racja: nieograniczonej wolności słowa. Racja duńska.
      Stało się inaczej. Po wizytach delegacji duńskich imamów w kilku krajach arabskich konflikt przestał być wewnątrzduńskim sekretem, a stał się – właśnie – globalnym. Podróż tę natychmiast określono w duńskich mediach jako zdradę Danii, na co muzułmanie odpowiedzieli, że skorzystali z tej samej wolności słowa, na którą powoływała się „Jyllands-Posten”. A gdy protesty na Bliskim Wschodzie coraz bardziej eskalowały, premier zmienił zdanie i w wywiadzie dla telewizji Al-Arabija stwierdził, że on „osobiście nie rysowałby takich karykatur”. Spotkał się również z ambasadorami państw arabskich i podkreślił, że należy szanować wolność praktyk religijnych, bo jest to jeden z fundamentów europejskiej demokracji. Oto pierwsza i wciąż zaskakująca nas lekcja: nic nie da się ukryć na scenie globalnej. Nawet, gdy mówimy po duńsku.

      TRADYCJA WOLTERA I DIDEROTA

      Jest i lekcja druga. Oto mamy konflikt dwóch racji, które – wrogie – stoją naprzeciw siebie i nie poddają się mediacji. Pojawia się jednak pytanie: czy rzeczywiście naszą tradycją jest idea tak absolutnie traktowanej, nieograniczonej wolności słowa, na którą powołują się duńscy redaktorzy i ich zagraniczni zwolennicy?
      Przypomnijmy. Wywalczone w epoce oświecenia prawa człowieka, a szczególnie wolność słowa, miały przynajmniej dwie cechy. Zezwalały rozumowi na krytykę irracjonalnych przesądów, jak nazywano wówczas religię. Przede wszystkim jednak były krzykiem słabych przeciw władzy późnofeudalnego państwa. Europejscy filozofowie – Wolter, Diderot, Rousseau czy de Sade – niezależnie od swego społecznego pochodzenia wyrażali idee, które były wówczas hasłami mniejszości: intelektualnych, religijnych, seksualnych. Traktowali oni swe idee jako broń skrzywdzonych i istotnie bywali prześladowani za pisanie pamfletów i rysowanie karykatur głów panujących.

      Broń tę przekazali następnym pokoleniom budującym systemy demokratyczne. Nowy, zwycięski ustrój uznał wolność słowa za swoje hasło. Ale skoro tak, to warto się zastanowić, czy wydrukowanie karykatur Mahometa w „Jyllands-Posten” nie jest akurat czymś odwrotnym do walki Woltera i Diderota? Przecież ta gazeta, wyrażając panujące w Danii idee, wyśmiała religię mniejszości. Czy zatem – w wypadku tak nierównego podziału sił w duńskim społeczeństwie – można powoływać się na oświeceniową tradycję wolności słowa? Być może, wielu muzułmanów, a nawet euromuzułmanów, wiele lat mieszkających na Zachodzie, swymi protestami i żądaniem szacunku dla islamu ujawnia sprzeciw wobec nieograniczonej wolności słowa? Wolności, którą odbierają w Danii jako „słowo duńskie”, ideologię panującą i przeciw nim zwróconą, na świecie zaś – jako ideologię Zachodu.

      JAK POGODZIĆ RÓŻNE RACJE

      Dzisiaj zadaniem demokracji nie jest wybór między tymi dwoma racjami, ale znalezienie sposobu na ich jednoczesne respektowanie. I właśnie po to, aby potwierdzić oświeceniową tradycję wolności słowa jako słowa słabszych. A także by wyjść poza frontowe albo-albo, które zmusza nas, ludzi Zachodu, do jednostronnego stawiania na wolność słowa, a islamskich fundamentalistów do palenia naszych ambasad, flag i okrzyków, że tylko ich racja jest ważna – racja wyższości religii nad wolnością słowa. W ten sposób, po obu stronach konfliktu, nie powstanie żadna nadająca się do globalnego użytku prawda uniwersalna, a jej miejsce zajmą wyłącznie jednostronne racje etniczne lub regionalne.
      Wydaje się, że wybór tylko jednej z tych prawd jest w istocie próbą narzucenia swego zdania innym – zarówno ze strony muzułmanów, jak i Zachodu. Odrzucenie takiego podejścia, dążenia do wyłącznego zwycięstwa tylko jednej z tych racji jest zadaniem Europejczyków świadomych prawdziwych korzeni wolnościowej tradycji. Ale czy potrafimy połączyć wolność słowa z wolnością respektowania innych religii? Czy umiemy żyć z dwoma racjami naraz, nie pragnąc unicestwić przeciwnika? – Jest to chyba najważniejszy dzisiaj test na naszą intelektualną i mentalną wytrzymałość, a także test na dojrzałość demokratycznej kultury.

      BRONISŁAW ŚWIDERSKI
      Publicysta, od 1968 r. mieszka na stałe w Danii, tłumacz i komentator Kirkegaarda

      Ot i zgryz spory. Jak pogodzić racje człowieka (Świderski), który mądrze mówi i tłumaczy jak być powinno, z mową człowieka, który pokazuje co jest złego i co trzeba zmienić (Philips). Konieczne są chyba oba rodzaje głosów.

      Mój wniosek z całej tej awantury: będę się bardzo ostrożnie przyglądał zarówno tym, którzy krzyczą „Ziemia dla ziemniaków: jak i tym, którzy terroryzują mnie swoją „mulitkulturowością i tolerancją”.

      tuje
  49. Wszystko fajnie, zgadzam się w 100%, tylko czego się czepiasz tego 11 września jakby to była sprawka jakiegokolwiek muzułmanina? Przecież każde dziecko wie, że to było ukartowane. Bardzo logiczne i potrzebne swiatu, a w szczegolnosci potrzebne Ameryce, ale calkowicie ukartowane.

  50. To moze ja nie bede pisac elaboratu i przepychac sie w tej dyskusji, tylko powiem, ze islam religia miecza jest.

    I nie ochodzi mnie kto to napisal i kto potem przytoczyl.
    I czy kogos za cos trzeba przeprosic.

    pozdrawiam!

  51. „Jego reka byla zimna, jak reka weza”. Zasługuję w pełni na obszerna krytyke ze strony tuje po mojej redakcji tekstu – zdanie, ktore mialo byc mało istotnym dopiskiem, stało się wbrew zamierzeniu puenta, puenta miala byc zdanie wyzej. Z drugiej strony, czasem nawet mam ochote zlosliwie tuje prowokowac, bo jak juz sie przelknie dume, to nagroda jest pare waznych mysli i odeslan do innych uwagi wartych tekstow. Zaznacze tylko, ze nie bylo moim celem symulowanie erudycji, tylko zwrocenie uwagi na pare drobiazgow kontekstu historycznego w przemowieniu B16 zawartych. Taka slabosc, dostrzeganie nie tylko na najostrzejszych cytatów omawianej wypowiedzi (nie jest to uszczypliwosc _pod_adresem_tuje_, ktory tegoz przemowienia nie omawia, koncentrujac sie na innych rzeczach), komentujemy wszak tekst o papieżu z jajami.

    Jeszcze ad rem: mam taką hipotezę roboczą (dopuszczam więc myśl, że może być po prostu bzdurna). Kiedy myślę, jak wygląda kategoria wroga wpojona mi podczas procesu wychowawczego, wydaje mi się, że ten „wróg” zagrażał z zewnątrz, przeważnie nawet spoza granic państwa. Kilka próbek z lektur i rozmów skłania mnie do przypuszczenia, że Hameryka po pierwsze nie miała dotykalnego wroga zewnętrznego, a po drugie była od zawsze mieszanką różnych kultur – i w związku z tym wcześniej do pewnego stopnia nauczyła się zwalczać zagrożenia, jakie demokracja sama dla siebie generuje.

    scarlettohara
  52. Jeszcze, tuje, mam nadzieję , że (z dokładnością do lapsusa redakcyjnego, wciąż się czerwienię) nie zasługuję na epitet terrorysty tolerancji. A co do WZiŻ – nie uważam po prostu, żeby wszyscy (w szczególności wiadomy wicepremier) byli równie predestynowani do wygłaszania ocen moralnych, które niedawno lały się z mediów na podobieństwo pomyj. Nie ma chyba potrzeby kąsać za to dwieście postów później.

    scarlettohara
  53. Słuchaj ja rozumiem. że ty lubisz szpanopać, że jesteś antyklerykał i taki obsesyjnie nie wierzący, ale nie musisz obrażać wierzących katolików, bo Papież jak by nie było to głowa tego Kościoła.

    Ps. I proszę cię tylko nie rób z siebie Senyszyn w spodniach, bo i tak nia nie zostaniesz.

    zurek77
  54. [scarlettohara]
    ja się już po napisaniu tego poważnie zastanowiłem, czy nie przesadziłem z zapałem polemicznym – i myślę, że jednak przesadziłem – stąd i zwłoka w odpowiedzi.
    Odprysk całej tej historii ukazał się mi wczoraj w bibliotece, gdy przeglądając zwrócone przez czytelników i czytelniczki książki natrafiłem na jedną, która w podtytule miała 'Cztery lata w obozach Czerwonych Khmerów’ – „Powrót z piekła” pani Claire Ly. Jakoś wizja tych makabrycznych wspomnień nie przemówiła do mnie zachęcajaco, ale krótki wgląd we wstęp zaowocował takim odkryciem:

    Trzeba wziąc pod uwagę także i to, że buddyzm, z którym spotykamy się we Francji, czasem bardzo się różni od buddyzmu, z jakim można się spotkać w krajach, w których jest on religią dominującą. Tam, gdzie buddyzm zakorzeniony jest od wieków, a nawet tysiącleci, czysta doktryna wyznawana przez bardzo wykształconych buddystów i zupełnie nieznany na Zachodzie buddyzm ludowy przenikają się. W niniejszej książce Claire Ly opowiada przede wszystki o buddyzmie ludowym, a więc o praktykach religijnych i o języku religijnym. Nie trzeba się dziwić, że opisywane przez nią doświadczenia nie pokrywają się z opisami doświadczeń wielkich mistrzów, którzy przyjeżdżają na zachód, aby opowiadać o swojej tradycji. Buddyzm ludowy jest jednak częścią buddyzmu.

    O to ciekawe. Podobny dualizm mamy przecież i w chrześcijaństwie, i w islamie.
    Z tą koncepcją „braku wroga zewnętrznego” – hmmm… prawda, że bezpośredni atak może i Stanom nie groził, ale przecież doktryna Zimnej Wojny opierała się w Stanach również na wytworzeniu wizji złworogiego i niszczycielskiego komunizmu, zagrażającego zwykłej amerykańskiej rodzinie tak z zewnątrz (rakiety plus radiofobia?) jak i od wewnątrz (np. makkartyzm czy permanentne poszukiwanie szpiegów chińskich i sowieckich). Reakcja na zbliżenie się realnego zagrożenia (czyli montażu wyrzutni rakiet z głowicami jądrowymi na Kubie) skończyła się postawieniem świata tuż na skraju atomowej wojny – chcę przez to powiedzieć, że być może USA dość wcześnie i dużo bardziej zdecydowanie niż kraje europejskie reagują na zbliżanie się zagrożeń. Z drugiej strony Europa jest mała – tu trudno nie wyprodukować paru czołgów czy rakiet, żeby jeszcze przed opuszczeniem fabryk nie znalazły się w strefie bezpośrednio zagrażającej panstwom sąsiednim – stąd i reakcje musiały być stonowane, bo jednak ciężko funkcjonować w permanentym stanie wzajemnego szachowania się militarnego, a więc to zagrożenie „obcym u bram” może przeniosło się z poziomu sztabów i ministerstw do szkół (wychowania dzieci) czy religii – skoro ciągłej wojny toczyć nie spoób, to trzeba świadomość „zagrożenia” jakoś utrzymywać – nie twierdzę, że to dobrze!
    Z drugiej strony – przecież Europa w swojej historii nie była tworem złożonym z podobozów otoczonych płotami, zasiekami i strażami. Ludzie podróżowali po niej i za chlebem, i w celach edukacyjnych i w innych. „Obcość” nie mogła być chyba aż dominującym powodem działań – co nie zmienia faktu, ale i nie stanowi sprzeczności, że z chwilą wybuchu wojen czy zamieszek strony chętnie sięgały po jakiegoś czynniki odrożniające – konfesja, czy kraj/miasto pochodzenia rodziców walczących nadawały się idealnie – coś nie zostało z tego w sporcie? Tych wszystkich „drużynach narodowych” hymnach itp? Jak znam życie, to Tomek mógłby tu też jakieś socbiotłumacznie podać 😉
    „…i w związku z tym wcześniej do pewnego stopnia nauczyła się zwalczać zagrożenia, jakie demokracja sama dla siebie generuje.”
    Ale te zgrożenia nie są „dzięki” demokracji, tylko „wbrew” demokracji – bo przecież gdyby nie próby odgórnego sugerowania czy narzucania (najpierw sobie, a potem reszcie społeczeństwa) co jest dobre, słuszne, czy przyzwoite (wybacz), co jest poprawne, to wybierający nie musieli by bić się z myślami, czy wybranie polityków głoszących np. zachowanie umiaru w tych dziwnych ustępstwach polegających na obniżaniu poziomu nauczania w imię „rozwijania mulikulturowości”, czy „poszerzania tolerancji” nie jest jakoś niesłuszne, czy może nie wyrzuca ich to poza obszar ludzi otwartych i tolerancyjnych itd…
    Przecież bez takiego prania mózgów nie musieliby wybrać od razu ksenofobów chcących nowych współobywateli deportować a granice zamknąć! Może wybraliby coś pośrodku…
    Wizja wszelkiej integracji przez udawanie (i skłanianie innych do udawania), że wszystko będzie w porządku i wszyscy „w mniejszości” mają rację, którą należy uszanować, zupełnie mi nie odpowiada – bo przypomina raczej sprzątanie poprzez chowanie śmieci pod dywanem – na krótką metę tak można, ale w końcu opd tym dywanm zlęgną się osławione buldogi…
    W ostatnich Wysokich Obcasach rozmawiał z zupełną gęsią wyznającą chyba ową hurra-integrację-w-rytmie-multikulti Andrzej Seweryn. Nazwisko gęsi jest nieważne, (ja bym się wstydził tak za pieniądze redakcji kompromitować siebie i redakcję), ale Seweryn powiedział kilka kapitalnych rzeczy:

    Andrzej Seweryn o inności

    Tę sprawę analizuję podobnie jak sprawy odmienności religijnej, koloru skóry czy jakiejkolwiek odmienności, która nas dzieli. Gombrowicz mówił, że nieważne, w co kto wierzy, lecz co robi. Ważne są czyny. Człowiek nie może być sądzony z tego powodu, że ma inny kolor skóry. Natomiast abstrahowanie od tego uważam za błąd.
    Tuwim pisał: jesteśmy wszyscy bracia, nie ma już Żyda, Murzyna itd. To nieprawda. Kiedy pracowałem u Petera Brooka z kolegami, którzy mieli inny kolor skóry, to uważałem, że abstrahowanie od tego byłoby pogardą dla nich. Nie udawajmy, że jesteśmy tacy sami. Nie mamy tej samej tradycji, takiego samego dzieciństwa, wzorów, nasze cele są być może inne. Nie chciałbym zapominać, że moi przyjaciele są homoseksualistami. Kocham ich, przyjaźnię się z nimi, również jako homoseksualistami, a nie ludźmi abstrakcyjnymi. Nikt z nas nie jest abstrakcyjny. Z moimi przyjaciółmi Żydami przyjaźnię się, wiedząc, że są Żydami. Dzięki temu wiem o nich więcej, rozumiem więcej, więcej się uczę itd. To banał, przemówienie dla dzieci w szkole.

    Cały tekst jest wart polecenia, ale zły jestem, że miast sensownej dziennikarki czy sensownego dzienikarza, którzy tę rozmowę mogliby poprowadzić dłużej, lepiej i jeszcze ciekawiej posłano tam tę panią – przeglądając jej poprzednie teksty nasunęła mi się brzydka myśl o prymacie ideologii nad rozumem i warsztatem.
    I tyle.
    pozdrawiam.

    tuje
  55. Plaszczenie sie Jana Pawla II przed islamem.

    Po ujrzeniu tego zdjecia, wykonanego 14.05 1999 roku
    🙁
    zaczalem powaznie zastanawiac sie nad prrzejsciem na judaizm.

    Koran 5:51 Nie bierzcie sobie za przyjaciół żydów i chrześcijan; oni są przyjaciółmi jedni dla
    drugich. A kto z was bierze ich sobie za przyjaciół, to sam jest spośród nich.

    Koran 8:67 Nie jest odpowiednie dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki on nie
    dokona całkowitego podboju ziemi.

    To tak, jakby Zyd calowal Mein Kampf i to dobrowolnie, nie pod przymusem.

    Opanujemy ziemię watykańską; opanujemy Rzym i zaprowadzimy
    tam islam.
    szejk Muhammad bin Abd al-Rahman al-Arifi

    Prorok powiedział „Walczcie aż nie będzie żadnego buntu, i religią
    będzie tylko religia Allaha. Allah nie może mieć żadnych
    konkurentów”
    Ibn Ishaq:324

  56. [tuje]
    Demokracja (przedstawicielska) pozwala Ci podążyć za kimkolwiek, z kim Ci po drodze, lub zachować splendid isolation, ważne by nikt nie kwestionował Twojego niezgadzania się z ludźmi, którzy używają słów Wartości i Przyzwoitość. Otwiera to jednak możliwości różnej maści zwolennikom centralnego myślenia.

    Tu, gdzie jestem, co najmniej ćwierć mieszkańców stutysięcznego miasta stanowią studenci, liczba sama więc mówi, że jest to ludność napływowa. A jednak studenci gremialnie kibicują miejscowej drużynie futbolowej, a nie ciągną za sobą miłości do drużyn ziem ojczystych. Do tego stopnia, że ja też mam koszulkę tejże drużyny, przede wszystkim do wywierania dobrego wrażenia (no i prezentuję się korzystnie w jej kolorach).

    W „Annie Hall” jest scena, w której bohaterka grana przez Dianne Keaton mówi właśnie poznanemu bohaterowi granemu przez Woody’ego Allena, co sądzi o jego pochodzeniu – i jest to tam uwaga wysoce niestosowna społecznie. Myślę, że takie rzeczy rozróżnić trzeba – jeśli się z kimś przyjaźnisz, to nie możesz abstrahować od właściwości takiego człowieka. Ale z drugiej strony, jeśli jesteś odrzucany przez nieznajomych wskutek przylepienia Ci łatki jakiegoś stereotypu, to nie uważasz, że to jest w porządku.

    [Fruchtzwerg]
    Słucham i czytam, żeby zrozumieć. Słyszę zatem imama mówiącego, że Koran jest księgą obarczoną dużym bagażem historycznym, że dlatego jest zadaniem pobożnych muzułmanów studiowanie tej księgi, żeby odróżnić zalecenia ważne tylko w momencie powstawania Koranu od tych o znaczeniu uniwersalnym. To w sumie coś takiego, co ludzie wychowani w krajach o korzeniach chrześcijańskich wiedzą o Biblii.

    scarlettohara
  57. [Scarlettohara]

    [Fruchtzwerg]
    Słucham i czytam, żeby zrozumieć. Słyszę zatem imama mówiącego, że Koran jest księgą obarczoną dużym bagażem historycznym, że dlatego jest zadaniem pobożnych muzułmanów studiowanie tej księgi, żeby odróżnić zalecenia ważne tylko w momencie powstawania Koranu od tych o znaczeniu uniwersalnym. To w sumie coś takiego, co ludzie wychowani w krajach o korzeniach chrześcijańskich wiedzą o Biblii.

    Gdyby tak bylo, islam nie stanowilby problemu. Ale nie jest. Koran jest slowem Allaha i nie ma w nim miejsca na zadne interpretacje. Jesli stoi w nim jak byk: zabijac Zydow, to tak trzeba robic i basta. Muzulmanom zostalo juz bardzo niewiele czasu na zmiane podejscia do swej religii na zgodna z Twoja opinia. Jesli tego szybko nie zrobia, wiekszosc z nich pewnie spotka sie z swoim Allahem w „blasku tysiaca slonc”.

  58. [scarlettohara]
    „Ale z drugiej strony, jeśli jesteś odrzucany przez nieznajomych wskutek przylepienia Ci łatki jakiegoś stereotypu, to nie uważasz, że to jest w porządku.”

    Święta prawda, tylko jaki to ma związek z wątpliwościami. o których pisałem? Kiedyś komentując pod względem „walki z stereotypami” tekst z Dużego Formatu, podpierając się podstawami statystyki (skoro się nimi podparłem, to musiały być to podstawy) zauważyłem, że walka ze stereotypami nie polega chyba na stosowaniu stereotypów odwrotnych (czyli TWORZENIU nowych), tylko na rozbrajaniu istniejących – kiedyś przewertowałem podręczniki z psychologii społecznej chcąc się dowiedzieć, cóż to takiego sterotyp: z mnogości rożnych jego definicji poskładałem sobie taką, która zawiera w sobie stwierdzenie, że stereotyp nie jest automatycznie czymś negatywnym – jest tylko skrótem myślowym (czy poznawczym – ale na precyzyjnych definicjach tych pojęć znasz się lepiej ode mnie) 🙂 Przykład, który sobie na to wymyśliłem wygląda tak: uczymy dzieci, żeby niekoniecznie słuchały eszystkich obcych dorosłych na ulicy i brały od nich cukierki. Ten skrót (czy raczej się używa pojęcia „schemat poznawczy”, prawda?) poznawczy nie jest wraz z dorastaniem i edukacją zmieniany na skrót „obcy dorośli na ulicy są cooooool” – raczej wraz z wiekiem i postępami w wychowaniu szkolnym i pozaszkolnym uczy się dzieci rozumowego podchodzenia do sprawy „obcych dorosłych” na ulicy: jedni mogą być cooool, a inni niekoniecznie. Może się tego nie formułuje w kategoriach prawdopodobieństw (warunkowych), ale ten schemat zerojedynkowy się słusznie (tzn. tak, aby jak najlepiej odwzorowywał rzeczywistość) rozmywa.

    (Zaskoczony byłem reakcją ludzi czytających te posty na forum, bo od kilku dostałem na prywatne konto pocztowe podziękowania za ich zdaniem „najlepiej wyłożony kurs tolerancji i zwalczania stereotypów dotyczących gejów i lesbijek”. Oczywiście poczułem się bardzo miło, ale i niezręcznie – w końcu nikogo nie chciałem udawać, a to co napisałem, to tylko moja prywatna opinia).

    Tymczasem podpierając się przykładami z wielu miejsc (zarówno na temat religii, narodowości, orientacji seksualnej itp.) znajduję (i nie muszę sie przy tym specjalnie naszukać) przykłady na uparte podążanie drogą zastępowania jednych stereotypów (negatywnych) innymi – „pozytywnymi”. Sprawia to często wrażenie „mody na coś/kogoś” – która niejako z definicji jest zmienna i przemijająca, albo ruchu „ideologicznego wahadła” – które ma niestety tę brzydką cechę, że raz po raz zmienia kierunek swojego ruchu na nas niezadowalający. Niektórzy powiedzą, że minusy takiej drogi likwidacji(?) stereotypów to „konieczne wióry, które muszą polecieć” – niech przykładem takiego „odprysku” amerykańskiej drogi do walki z segregacją rasową będzie sprawa amerykańskiego dziennikarza-oszusta korespondenta z Iraku, wykorzystującego intensywnie w swojej ścieżce kariery fakt takiego a nie innego posiadanego koloru skóry, ale też czasem obawiam się, czy podobny mechanizm nie zadziałał w przypadku Wojciecha K., który nie ukrywając swoich preferencji seksualnych co do płci (ukrywając zaś swoją pedofilię) mógł niejako „uśpić” czujność rodziców młodych chórzystów – czytając artykuły poświęcone tej sprawie można było spotkać wyznania rodziców, że wiedzieli oczywiście, że „Wojciech K. jest gejem, że mieszka i żyje z innym meżczyzną itp.). Dla mnie akurat te sprawy (tzn. orientacja seksualna i obecność/brak pedofilii) są zupełnie ortogonalne, a przynajmniej „z innej planety” – odrobiłem lekcje ze statystyki i jeśli chodzi o średnie to nie ma żadnego związku/korelacji (to uwaga dla tych czytających, którzy bezrozumnie łączą bycie gejem/lesbijką i pedofilię). Co nie zmienia, faktu, że w sytuacji w której Wojciech K. związał się z eks-chórzystą byłbym po ludzku (zwłaszcza jako rodzic) choć troszkę bardziej zainteresowany stosunkami panującymi wśród kadry muzyczno-wychowaczej i jej podopiecznymi. I nigdy w życiu nie chciałbym, żeby moje zainteresowanie poczytano za wyraz nietoleranji czy homofobii.

    Może ten akurat przykład jest trochę karkołomny, ale można znaleźć więcej takich, w których chciano „poprawić” rzeczywistość zawracając stereotypy w drugą stronę – czy wcześniej wspominiana książka Philips nie zawiera sporej listy takich przykładów?

    Właśnie przyszedł mi do głowy jeszcze jeden przykład – sprawa LeMadam!!! Można zakładać jak najgorsze intencje, które mogły kierować urzędnikami, ale granie kartą homofobii gdy ma się lokal świetnie prosperujący kwadrans drogi dalej – słyszę tutaj zgrzyt za zgrzytem. Dość dobrze oddał nastroje, które i ja wtedy miałem Zbigniew Hołdys (ten z Perfektu):

    Hołdys o LeMadame

    Generalnie jeśli chodzi o wszelkie „wióry” i te „niesłusznie odszczepione” i te „niesłusznie niedszczepione” to wolałbym, żeby jednak o ich występowaniu pamiętano, szermując generalnymi i kategorycznymi sądami, a także nieprzemyślanymi akcjami „zawracającymi” poglądy.

    I nawet powyższy wniosek nie może być kategoryczny – głosowałbym przecież wtedy w USA oczywiście za zniesieniem niewolnictwa (a nie pamiętam – Scarlett O’Hara była za czy przeciw?)

    Pozdrawiam.

    tuje
  59. Nie ma nic takiego jak „cywilizacja” zachodnia, a tym bardziej wschodnia, jest jedna cywilizacja srodziemnomorska, a wiec abrahamsko-grecko-rzymska, czy jak kto woli, zydo-chrzescijansko-islamsko-egipsko-mezopotamsko-persko-grecko-rzymska, itd. Sa tylko odgalezienia w ramach tej jednej wspolnoty …do ktorej od tego czasu dolaczyly sie Wschodnia Azja, Indo-Ameryka i cywilizacje czarnej Afryki.

    Czas tego odkryc i zdawac sobie sprawy, ze swiat jest jeden a bol Palestynskiej lub Irackiej lub Afganskiej matki jest ten sam co bol Polskiej lub Zydowskiej matki w latach 1939-1945.

    Bruno Jan

Skomentuj gojiklsoaz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *