Press doniósł kilka dni temu, że MillwardBrown SMG/KRC przeprowadził na zlecenie D-Link Polska badanie, z którego wyszło, że rozmiłowani w nowych mediach Polacy nie tylko sami aktywnie tworzą treści w sieci, wymieniając się informacjami i opiniami, ale i wolą takie treści od materiałów generowanych przez redakcje i profesjonalnych dziennikarzy:

Internauci chętnie zamieszczają w sieci tworzone przez siebie treści. Najpopularniejszą formą aktywności są komentarze pod artykułami (17%), dyskusje na forach (16%) oraz komentowanie postów zamieszczanych na blogach prowadzonych przez innych użytkowników (12%). Co dwudziesty internauta (5%) przyznaje się, że tworzy swój własny blog. W sumie niemal 1/3 internautów deklaruje tworzenie treści w sieci.
Polscy internauci uznają też, że najciekawsze informacje dostępne w sieci pochodzą bezpośrednio od innych internautów – twierdzi tak 46% badanych, a jedynie co piąty (19%) jako najciekawsze wskazuje teksty profesjonalnych dziennikarzy. Jeszcze gorzej w tej konkurencji wypadają działy marketingu firm obecnych w sieci – zaledwie 4% internautów wysoko ocenia treści zamieszczane przez firmy komercyjne.

Choć patrząc na wyniki nie sposób zapomnieć, kto zlecił badanie (D-Link to producent sprzętu sieciowego, czyli – jak by nie patrzeć – firma komercyjna zainteresowana tym, by ludzie kochali internet; ciężko mi sobie jednak wyobrazić podobne wyniki w badaniach zleconych np. przez Izbę Wydawców Prasy), statystyki wyglądają na prawdopodobne. Nic dziwnego, że tak dziennikarze, jak i zwykli użytkownicy netu rzucili się na temat i zabrali za wyjaśnianie sytuacji.

Przykładem redaktor o2.pl, pardon.pl i salon24.pl (więc – jak widzimy – profesjonalny dziennikarz do sześcianu) Gniewomir Świechowski, który w błyskotliwej analizie (ze z góry – bo w tytule – założoną tezą) wskazał kilka przyczyn wyższości blogerów (forumowicze tymczasowo zostali pominięci) i tzw. dziennikarzy obywatelskich nad zwykłymi wyrobnikami z redakcji:

Powodów (…) można szukać w:
* braku interakcji między dziennikarzami, a czytelnikami (Salon24 jest tu wyjątkiem);
* żywszym języku blogerów, którzy nie muszą trzymać się poprawnych i uładzonych sformułowań;
* podobnym zasobem wiedzy, gdyż dziennikarze tak jak blogerzy większą część informacji czerpią z depesz agencyjnych i mediów;
* możliwości głębszego wniknięcia w temat przez blogera, nie mającego określonego terminu oddania tekstu;
* rosnącej liczby blogów tematyczny prowadzonych przez specjalistów filtrujących i komentujących informacje z konkretnej dziedziny. (…)
Siłą niezależnych internetowych mediów, za jakie uznaję dziennikarzy obywatelskich i blogerów jest, że choć wciąż są uzależnione od pracy profesjonalistów, oferują wiele alternatywnych punktów widzenia, a dzięki mniejszej „bieżączce” dają autorom – zwłaszcza specjalizującym się w określonej dziedzinie, szansę dokonania syntezy, którą prasa codzienna utraciła wraz z wzrostem szybkości przepływu informacji.

I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że – jak się wydaje – analiza Świechowskiego nie dotknęła najważniejszego z problemów. W Polsce wśród zwykłych obywateli dominuje spiskowe myślenie o elitach. Politycy, biznesmeni i dziennikarze to w powszechnym odczuciu kumple, którzy wspólne interesy załatwiają przy drzwiach zamkniętych, nie dopuszczając do rzeczywistego obiegu informacji nikogo spoza zamkniętego grona wtajemniczonych.

Zresztą, jak dowiadujemy się z rozmaitych taśm z nazwiskami, polską rzeczywistość polityczno-społeczną widzą tak nie tylko maluczcy. Wedle mojej oceny, która oczywiście nie opiera się na mediach, ja się na tym za słabo znam, ale według oceny innych, że tak powiem, to tam rozmaici ludzie kręcą. Każdy inny. Od pewnego momentu ty masz szum informacyjny. Jak mówił Stefan Kisielewski, masz buldogi pod dywanem. Coś się rusza, rozumiesz, ale kto, kogo gryzie, nie wiesz – mówił Adam Michnik do Lwa Rywina. Mieliście w dupie tę Polskę, ci też mają na zmianę, jeszcze nie wiedząwyrzucał Gudzowaty Oleksemu, a były premier przytakiwał: Moja sitwa i owszem, miała w dupie. Gdy szef Bartimpexu spotkał się z naczelnym Wyborczej, zarzuty szły jeszcze dalej:

Gudzowaty: Wiadomo wszystkim, publiczną tajemnicą warszawską jest, że Kublik – że tak powiem – nie pisze wyłącznie z woli dziennikarskiej. (…)
Michnik: Jak było z Kublikiem. Dramat tego, że nikt z nas się na tym nie zna. Nikt. (…) To jest – po prostu – trudno, ja to pozwoliłem wydrukować…o Boże, panie prezesie, no. Co ja panu mogę… Miałem zerowy wpływ na to… Ani ja, ani nikt z kierownictwa. Kurwa, my się nie znamy na tym gazie!…Dobrze, umówię się jeszcze dzisiaj z Gadomskim i go opierdolę… (…)
Gudzowaty: Nie wiem, bo nie czytam waszej gazety. (…) Nie czyta się gazety, która…manipulowanej.
Michnik: Takie najciekawsze są, takie najciekawsze są.

Czy można się w takim układzie dziwić, że Nowak z Ciechocinka znacznie łatwiej uwierzy Kowalskiemu z Psiej Wólki, niż Panu Redaktorowi z Warszawy, który właśnie wrócił z wystawnej kolacji z politykiem lub biznesmenem i teraz będzie pisał o ich interesach?

10 komentarzy

  1. A może po prostu „nieprofesjonaliści” piszą ciekawiej? I nie popełniają rażących błędów merytorycznych? Osobiście nie wnikam, komu wierzyć. Byleby ktoś mnie ZAINTERESOWAŁ.

  2. Nauma, trudno powiedzieć, kto pisze ciekawiej – rozstrzał po obu stronach jest zbyt wielki. Ale ja sądzę, że może te wyznania mają coś wspólnego z portalami typu Digg i demokratyzacją informacji. Powiedzmy sobie szczerze – na pierwszej stronie Wykopu jest co prawda co dzień mniej informacji niż na pierwszej stronie wiodących portali, są one jednak na ogół o niebo ciekawsze.

  3. Hoko, a ja sądzę, że tu chodzi bardziej o emocje w przekazie. Na łamach prasy dziennikarze mimo wszystko rzadko obrzucają się mięsem – a użytkownicy netu idą w najbardziej skrajne sądy bez zmruzenia oka. A przecież im rzecz bardziej kontrowersyjna, tym wieksza szansa, ze zwrócimy na nią swa uwagę.

  4. To pewnie też, chociaż ci blogerzy, którym jakąś rzeczywistą wartość można by przypisać, też raczej ekscesów nie uprawiają. Może wystarczy już sama świadomość, że tutaj w razie czego będzie można… Internet ma swoją specyfikę i ci, którzy wychodzą z tradycyjnych mediów, nie zawsze wiedzą, co tu robić. Zobaczymy, jak będą radzic sobie dziennikarze ukształtowani juz na płaszczyźnie webowej.

    Ale oprócz tego niewierzenia osobom publicznym, o którym pisałeś, ja bym tu widział jeszcze inne uwarunkowania psychologiczne. Po pierwsze – kwestia oczekiwań i wstępnego nastawienia. Od blogera nikt nie oczekuje wybitnych tekstów, błyskotliwych spostrzeżeń itd., więc gdy od czasu do czasu komuś jakiś lepszy tekst się trafi, to jest on zapamiętywany, nagłaśniany, a o tych „zwykłych”, które stanowią większość, nikt nie pamięta. Zaś oczekiwania wobec dziennikarzy są odwrotne – tutaj nad dobrymi tekstami przechodzi się do porządku dziennego, natomiast zapamiętuje się wpadki.

    Druga sprawa jest taka, że bloger to „jeden z nas”, bo potencjalnie każdy może nim zostać. Więc niezależnie od tego, czy w praktyce coś z tej blogowej pisaniny mamy, dla naszego psychicznego dobrostanu korzystnie jest ocenić wyżej blogerów, bo w ten sposób dowartościowujemy samych siebie. Na zawodowe dziennikarstwo przeciętny użytkownik Internetu ma szanse raczej nikłe.

  5. Hoko,

    ci blogerzy, którym jakąś rzeczywistą wartość można by przypisać, też raczej ekscesów nie uprawiają

    A Kominek, bodaj najlepszy w Polsce blog dla dorosłych?
    A Kataryna, najsłynniejszy blog publicystyczny?
    A Czarnecki i Korwin-Mikke, najciekawiej blogujący politycy?
    Cała trójka słynie z ekscesów – o pomniejszych nie wspomnę…

  6. Od blogera nikt nie oczekuje wybitnych tekstów, błyskotliwych spostrzeżeń itd., więc gdy od czasu do czasu komuś jakiś lepszy tekst się trafi, to jest on zapamiętywany, nagłaśniany, a o tych “zwykłych”, które stanowią większość, nikt nie pamięta.

    Nie do końca się zgadzam. Fakt, że blogerowi na ogół łatwiej ukryć błędy (tekst zawsze można zdjąć lub zmodyfikować po fakcie) niż dziennikarzowi prasy drukowanej, nie dotyczy to jednak dziennikarzy internetowych. Ale do rzeczy: twierdzenie może być prawdziwe tylko w odniesieniu do pomniejszych blogowych płotek (podobnie jak i w stosunku do mniej znanych dziennikarzy). Znanej blogowej marce, podobnie jak znanemu redaktorowi, udowodniona nierzetelność może zniszczyć reputację, a pisanie nudno – odstraszyć czytelników. Głębszych różnic więc nie widzę.

    Druga sprawa jest taka, że bloger to “jeden z nas”, bo potencjalnie każdy może nim zostać. Więc niezależnie od tego, czy w praktyce coś z tej blogowej pisaniny mamy, dla naszego psychicznego dobrostanu korzystnie jest ocenić wyżej blogerów, bo w ten sposób dowartościowujemy samych siebie.

    Teoretycznie mogłaby to być prawda, choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę, jak często na blogach w komentarzach ludzie obrzucaja miesem, nie jestem przekonany. Może się to jednak sprawdzać, gdy przychodzi do deklaracji (a te przecież liczyły się w sondażu)…

  7. Tomku, nie wiem, co rozumiesz przez „rzucanie mięsem”, bo ja tu widziałem rzeczy raczej mocniejsze niż to, co można znaleźć u Kataryny czy tych blogujących „polityków” (oczywiście mowa o wpisach, a nie o komentarzach). to juz bardziej „ekscesowy” był chyba Palikot.

    Co do blogowych marek to ja jestem jakoś sceptyczny. Może mam zbyt wielkie oczekiwania, ale te wszystkie dyskusje sprowadzają się niemal wyłącznie do takiej czy innej sprawozdawczości: podanie informacji, określenie swojego stanowiska i w zasadzie na tym się kończy. Wartość analityczna czy predykcyjna tych tekstów jest nikła. Inna sprawa, że wśród dziennikarzy nie jest specjalnie lepiej.

    Udowodnienie nierzetelności – owszem, tyle że to musi być coś związane z warsztatem albo jawne oszustwa, bo tylko na tym gruncie można cokolwiek udowodnić. Merytoryczność tekstów takiemu osądowi już się poddaje bardzo słabo albo w ogóle. Co do nudy – zgoda. Sek w tym tylko, że najlepszym sposobem, by nie być nudnym, jest snucie spiskowych teorii.

    Co do samego sondażu, to ja bym tu chętnie widzial więcej danych. Np. wartałoby zapytać o konkretne osoby – bo jak znam ludzi, to wielu internautów za blogerów będzie też brało dziennikarzy, piszących blogi… Drążąc temat głębiej, pytając np. o najlepsze wpisy czy komentarze, dowiedzielibyśmy się pewnie rzeczy znacznie bardziej zaskakujących niż to, że blogerzy górą 😉

    1. Z perspektywy czasu widzę, że ta granica już zupełnie się zatarła. Coraz więcej mamy blogerów idących w dziennikarzy i ludzi publicznych piszących blogi, a coraz mniej samych blogów (dziewczynki piszące o porannej kawie dawno przeniosły się na Facebooka). Mimo to i tak w internecie ciekawiej. A teorii spiskowych bym nie dezawuował: czasami ktoś po prostu musi zadać pewne pytania. I tak np. w Polsce po Smoleńsku czynili to prawie wyłącznie blogerzy…

Skomentuj Tomek Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *