Nie, nie chodzi o recycling najmłodszych. Na portalu gazeta.pl znalazłem artykuł Segregacja dzieci we wrocławskiej podstawówce. Tytuł sugerował wynurzenia kolejnego autorytetu, grzmiącego przeciw izolowaniu dzieci pilnych od łobuzów i tępaków (w końcu dla państwa socjalistycznego, jakim pozostaje Polska, priorytetem jest porównywalny poziom tępoty i skłonności przestępczych u wszystkich obywateli) – a tu niespodzianka. Artykuł grzmiał, prawda, ale przeciw szkolnictwu prywatnemu, to znaczy przeciw temu, by rodzice mogli posyłać dzieci do szkół lepszych niż państwowe. Zwłaszcza wtedy, gdy szkoła prywatna mieści się w tym samym budynku, co szkoła publiczna.

Tekst koncentruje się na dramacie uczniów pewnej państwowej podstawówki, w której murach zagnieździli się prywaciarze, w dodatku uczący głównie małych Japończyków i Koreańczyków. Ponieważ każdy wie, jak wredne potrafią być dzieci, szczególnie w stosunku do tych, którzy się od nich różnią, prywatna szkoła profilaktycznie oddzieliła się od państwowej ścianą, wprowadziła własne wejścia i w ogóle pilnuje, żeby się jej podopieczni nie mieszali z hołotą. Nie dość na tym, w prywatnej część już jest świeżo odremontowana, a publiczna dopiero na remont czeka. W takich warunkach rodzice uczniów z publicznej strony budynku ni stąd ni zowąd poczuli się ludźmi drugiej kategorii (Czy my jesteśmy jacyś gorsi?) i wezwali prasę, by ich tragedię opisała.

„Wyborcza” opisała, a jakże, okraszając artykuł komentarzem socjologa Wojciecha Łukowskiego, prodziekana Wydziału Nauk Humanistycznych i Społecznych SWPS (czyli, było nie było, mego wiceszefa): To ewidentny przypadek dyskryminacji. Nawet w krajach Trzeciego Świata taki układ byłby nie do przyjęcia, a w niby-zachodniej kulturze nie powinien się zdarzyć, bo kłóci się z poczuciem sprawiedliwości. Nawet gdyby jacyś sponsorzy zainwestowali w publiczną część szkoły, gdyby były w niej identyczne kibelki i baterie, to nie zmieni to faktu segregacji, która jest czymś koszmarnym. Niezwykle negatywnie oddziałuje zarówno na bogatych, jak i biednych uczniów.

Po przeczytaniu zadumałem się nad światem. Trudno zaprzeczyć, że samo życie w społeczeństwie, w którym biedni koegzystują z bogatymi, niezwykle negatywnie oddziałuje i na jednych, i na drugich. Jeszcze trudniej jednak nie zauważyć, że próby budowy społeczeństwa wolnego od tej dychotomii przyniosły dość opłakane skutki. Zarówno społeczne (ponad 100 milionów ofiar komunizmu na całym świecie), jak i ekonomiczne (zapaść gospodarcza i cywilizacyjna jednej czwartej globu).

Tymczasem z sytuacji we Wrocławiu praktycznie wszyscy (łącznie z rodzicami o nie najlepszym samopoczuciu) czerpią korzyści – czy sobie z tego zdają sprawę, czy nie. British International School of Cracow zależało na basenie i na lokalizacji szkoły w pobliżu wspomnianej w artykule inwestycji. Szkole podstawowej nr 72 we Wrocławiu, biednej – bo utrzymywanej z budżetu – na środkach finansowych, dzięki którym może się m.in. remontować. Władzom Wrocławia, które podjęły decyzję o koegzystencji dwóch szkół w jednym budynku – na przyciągnięciu inwestorów. Wszystkie te strony mają, co chciały. Rodzicom uczniów placówki publicznej powinno tymczasem zależeć na tym, by ich dzieci uczyły się w jak najlepszych warunkach – czyli uczęszczały do normalnej szkoły, a nie do w połowie odbudowanej rudery. Dlaczego nie zależy?

Ano, każdy w Polsce lubi czuć się lepszy od sąsiada. Istnienie bogaczy jest co prawda jakośtam akceptowane, ale tylko wtedy, gdy są wystarczająco oddaleni lub gdy nie afiszują się z majątkiem. Czyli gdy ich bogactwo nie kłuje w oczy, przypominając człowiekowi, jaki to z niego nieudacznik. Bogacz w powszechnej opinii powinien odczuwać permanentne wyrzuty sumienia z powodu swego bogactwa i przy każdej okazji dziękować ludowi, że go nie rozkułacza. W końcu skoro ma pieniądze, to jasne, że je ukradł, lub że dorobił się na innych. Społeczna percepcja osób usytuowanych odróżnia Polaków np. od Anglosasów, swych businessmanów darzących szacunkiem jako ludzi zaradnych i społecznie pożytecznych. Co kraj to obyczaj.

Jak jednak wytłumaczyć rozgoryczonym wrocławianom, że nikt ich dzieci nie dyskryminuje? Że na tym właśnie polega (u nas dopiero raczkujący) kapitalizm, że jakość towaru lub usługi zależy od ich ceny – oraz od tego, kto towar lub usługę dostarcza. Edukacja jest jak opieka zdrowotna: płacisz instytucji prywatnej – dostajesz usługę na poziomie adekwatnym do wpłaconej sumy; poprzestajesz na płaceniu państwu – zadowalasz się ochłapami… Nikt nie broni matce i ojcu zapisać pociechy do British International School of Cracow i bulić 4 tysiące miesięcznie za to, by dziecko mogło do budynku wchodzić innymi drzwiami. Skoro jednak nie chce im się aż tak w potomstwo inwestować, wypadałoby siedzieć cicho. Zwłaszcza że jak prywatna podstawówka przeniesie się w inne miejsce, na remont reszty nie starczy i dzieci będą dalej uczyć się w ruinie. No, ale już szczęśliwe, bo nieposegregowane.

Zastanawiam się, czy ci sami rodzice uczą w domu swe pociechy, że podróżując koleją należy pchać się do Inter City z biletem na zwykły osobowy, a konduktorowi – jeśli się przyczepi – robić awanturę, że segreguje i dyskryminuje… Jeśli tak, to nie mam więcej pytań.

18 komentarzy

  1. Świetna notka, szczególnie te pogrubione fragmenty. Idealnie oddają naszą „Polskość”. Dobrze wiedzieć, że są ludzie których ta cała fałszywie pojmowana „skromność” (a tak naprawdę gloryfikacja życiowego nieudacznictwa) irytuje tak samo jak mnie.

    Gość: ajgon, unusedaddr2-85.dnet.pl
  2. Zgadzam się z tym co napisałeś.
    Inny przykład:
    Często jest tak, że np. socjologowie piszą prace o tym jak to źle się dzieje bo dochodzi do tzw segregacji, a sami mieszkają w osiedlach typu bunkier, ze strażą płotem itp. Jednym słowem, czysta hipokryzja

    daavid
  3. >>>Jak jednak wytłumaczyć rozgoryczonym wrocławianom, że nikt ich dzieci nie dyskryminuje?>>>

    Oj, chyba sie nie da, zwazywszy, ze obecna wladza do ludu przemawia, uzywajac slownictwa, ktore rzekoma dyskryminacje jeszcze bardziej pozwala sobie uswiadomic. Przeciez nam Polakom juz nik wiecej warunkow nie bedzie dyktowal, postawimy na silna armie, patriotzm zagosci we wszystkich sercach, z radoscia koscioly zapelnimy, kazdy powinien miec znowu „porowno” bo mu sie nalezy a nie, ze na to zapracowal. Z poczuciem dumy wyrecytujemy : jestesmy Polakami..
    A tu prosze, takie „Koreanczyki”, „Japonczyki”, lepiej maja w ich kraju. Nie dosyc ze czarne, male, skosnookie, to jeszcze nie sa, masowo, Wielkimi Katolikami. Przeciez taka niesprawiedliwosc, nie moze zostac przemilczana. Nam sie nalezy, a nie mamy….im sie tu nic nie nalezy a prosze, odzielne wejscie, remont…
    A czy pomyslal ktos, jak czulyby sie koreanskie, japonskie dzieci wsrod dzieci polskich, ktore od malego uczone sa, ze inny to gorszy, ze tolerancja to tylko wdedy kiedy nam pasuje?..
    Tak tez jesli dorosli, choc oczekiwalaoby sie ze sami pomysla i wnioski wyciagna, jakie korzysci maja z owej sytuacji, wciagaja w to wszystko jeszcze dzieci, zaszczepiajac w nich przekonanie, ze naleza do drugiej kategorii ludzi. A to wlasnie kraj nasz.

    love-zanotti
  4. faktycznie artykuł jest mocno przesadzony i dotyka dyskryminacji której nie ma, ale pozostaje jeden problem – z powodu wynajęcia części budynku, uczniowie ze szkoły publicznej muszą uczyć sie na dwie zmiany – a to jest bardzo istotne utrudnienie w równym dostępie do edukacji – choćby z tego powodu że w poźniejszych godzinach aktywność umysłowa, a zwłaszcza zdolność do skupienia uwagi mocno spada.
    Tak więc ta inwestycja w istocie odbywa się kosztem uczniów szkoły publicznej.

    Gość: , eeh156.neoplus.adsl.tpnet.pl
  5. no nie wiem czy to tak całkiem w porządu, że szkoła wynajmuje kawałek budynku za piniądze, szkoła to chyba ma uczyć a nie zarabiać piniądze..

    Gość: czescjacek, nat-dzi.aster.pl
  6. Czescjacek, to nie szkoła wynajęła, tylko samorząd, do którego szkoła nalezy i który w ten sposób ma prawo pozyskiwac fundusze na działalność szkoły.
    Pytanie, czy szkoła na dziś dzień ma zarabiać pieniądze jest trochę nie na miejscu, zważywszy że dziś większość szkół publicznych funkcjonują de facto na zasadzie urzędów: za pieniadze z budzetu oferują obywatelom usługi, których jakość pozostawia wiele do życzenia, ba, których część obsługiwanych obywateli w ogóle sobie nie życzy. Jak w praktyce wyglada w Polsce edukacja można sie było ostatnio dowiedzieć choćby z pewnego artykułu w poniedziałkowym „Duzym Formacie…

  7. Czescjacek, to nie szkoła wynajęła, tylko samorząd, do którego szkoła nalezy i który w ten sposób ma prawo pozyskiwac fundusze na działalność szkoły.
    Pytanie, czy szkoła na dziś dzień ma zarabiać pieniądze jest trochę nie na miejscu, zważywszy że dziś większość szkół publicznych funkcjonują de facto na zasadzie urzędów: za pieniadze z budzetu oferują obywatelom usługi, których jakość pozostawia wiele do życzenia, ba, których część obsługiwanych obywateli w ogóle sobie nie życzy. Jak w praktyce wyglada w Polsce edukacja można sie było ostatnio dowiedzieć choćby z pewnego artykułu w poniedziałkowym „Duzym Formacie…

    tomek.lysakowski
  8. Eeh156, co do aktywności umysłowej, faktycznie spada, ale w godzinach wieczornych – a w artykule nie zostało napisane, że druga zmiana to wieczór (równie dobrze może chodzić o popołudnie). Poza tym pamietajmy, że mówimy o szkole sportowej.

    tomek.lysakowski
  9. Jak organizator ładnych paru imprez, które odbywały się w szkołach, spieszę cześćjacka uspokoić: szkoła pieniędzy za wynajem nie ogląda na oczy, wszystko idzie do urzędu miasta. A zresztą, nie rozumiem tej wątpliwości: uczenie z zarabianiem pieniędzy (na podmiotach prywatnych, a nie na swoic huczniach, co warto dodać) a priori się nie kłóci. Kłóci się co najwyżej wtedy, gdy z powodu wynajmu trzeba odwołać zajęcia labo przenieść je na wieczór.

    libreexamen
  10. Ja jestem ciekawy jaka była reakcja histeryzujących rodziców (tak bardzo przeciwnych segregacji dzieci) gdyby do ich szkoły przydzielono wszystkie romskie dzieciaki w wieku 7-15 lat z okolicznych powiatów.

    Daje sobie głowę uciąc, ze te które najgłosniej teraz się wydzierają przeciwko podziałowi pierwsze by biegły z cegłami i cementem żeby w szkole mur budowac. A ojcowie z kijami by pod szkołą czekali żeby cyganom wp…..c

    Cała ta historia świetnia obrazuje typowe „polactwo”

    Gość: , limbo.altec.pl
  11. Teoretycznie sie zgadzam.
    W praktyce pojmuje frustracje ubozszej czesci szkoly. Nie dlatego, ze sama bym ja odczuwala w takiej sytuacji; dlatego, ze zdaje sobie sprawe, iz taka jest prawidlowosc ludzkich zachowan i nic sie na to nie poradzi.
    Najwyzej prywatna szkole mozna przeniesc w inne miejsce. Nie bedzie remontu, ale tez bezposredniego styku na linii konfliktu.
    A tak cicho i na stronie jeszcze powiem: jakby mnie bylo stac na szkole dla dziecka za 4 tys. mies., nie chcialabym, zeby byla to szkola w takich warunkach i takim sasiedztwie. Powinna miescic sie w osobnym budynku i miec wokol ladny oraz przestronny park i takie tam. Osobny parking dla rodzicow. Wlasny basen i silownie. I kupe zajec pozalekcyjnych, howgh.

    j_u
  12. Skąd jednak wiemy, że prywatyzacja zawsze zwiększa ludzką wolność? To Nike i McDonald’s dyktują nam, konsumentom, jakich wyborów dokonujemy, równocześnie wmawiając nam, że właśnie tak wygląda wolny wybór.
    A co wykształcone elity będą wiedziały o rządzonym przez siebie społeczeństwie skoro od dzieciństwa były od niego odseparowywane? Ogromne nierówności dochodów są zabójcze dla demokracji. Polaryzacja dochodów prowadzi do polaryzacji polityki. Trudno odwołać się do „wspólnego losu”, bo biedni i bogaci żyją w różnych światach. W efekcie politycy odwołują się coraz częściej do partykularnych interesów – i to tych grup, które mają pieniądze, bo to one finansują kampanie wyborcze.

    Gość: Eugeniusz Bełkot, dynamic-78-8-115-199.ssp.dialog.net.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *